Jak nauczyć się szybko jeździć motocyklem sportowym? Yamaha R1 na początek? Słowo o moto-edukacji... - Motogen.pl

Jakiś czas temu robiąc zestawienie sportowych 125 ccm zacząłem zastanawiać się w jaki sposób można szybko nauczyć się jeździć motocyklem sportowym. Będzie to trochę ględzenie starego dziada, ale czasami lepiej inspirować się cudzym doświadczeniem, niż wyważając otwarte drzwi, nabywać własne. W tej kwestii także jest kilka szkół, ale odeszliśmy od tematu…

Trudne początki

Gdybyście zapytali mnie na początku motocyklowej przygody, jakie motocykle najbardziej mi się podobają – odparłbym, że sportowe. Są najszybsze, najsprawniejsze, są także pokazem technologicznych możliwości producenta, no i dzięki nim będę najszybszy na ulicy, co oznacza fejm, podziw kolegów i zainteresowanie koleżanek.

Zapewne podświadomie w podobny sposób myśli duża część obecnej młodzieży. Kilka lat pracy w wakacje spowodowało, że w wieku 19 lat mogłem własne marzenia przekuć w rzeczywistość.  Na parkingu pod blokiem stanęła przechodzona Honda VFR750F (chyba 88r), a po doświadczeniach na kumpla CB400Four wydawało mi się, że będę absolutnie najszybszy. W praktyce nie umiałem ani skręcać, ani hamować, ale umiałem odkręcić gaz. Hamowałem tylnym hamulcem robiąc za sobą długą czarną krechę i tylko szczęśliwe zrządzenie losu sprawiło, że nie wbiłem się w międzyczasie w ciężarówkę.

Szkolenie z instruktorem to zawsze dobry pomysł.

Zero skillu

Umówmy się, mój skill był zerowy. Z czasem zacząłem używać także przedniego hamulca, nauczyłem się zmieniać kierunek jazdy, ale nadal nie było to do końca świadome. Motocykle się zmieniały, moje doświadczenie także, ale trudno mówić o umiejętnościach jazdy. Kurs prawa jazdy nie nauczył mnie w zasadzie niczego, poza umiejętnością wykręcenia ósemki na Suzuki GN125… Co przydało mi się w życiu dokładnie zero razy. Kilka lat później poszedłem na kurs doszkalania jazdy.

W międzyczasie pojawił się internet i świadomi motocykliści rozprawiali się z mitem „kładzenia motocykla, żeby nie uderzyć w przeszkodę”. Poznałem pojęcie i zacząłem świadomie używać przeciwskrętu do zmiany kierunku. Rozpocząłem treningi hamowania, hamowania z ominięciem przeszkody, wreszcie po raz pierwszy odwiedziłem tor. Szybko się okazało, że jako-taki skill drogowy został całkowicie zweryfikowany. De facto po kilku latach jazdy byłem obiektywnie mówiąc, beznadziejny.

Łatwo zginąć

Miałem też dużo szczęścia że nie zrobiłem sobie wcześniej krzywdy. Po kilku wizytach na torze, rozmowach, treningach doszkalających, wreszcie zacząłem rozumieć, o co chodzi w tym zamieszaniu zwanym „prowadzeniem motocykla”. W międzyczasie zgrało się to z rozpoczęciem pracy w mediach motocyklowych.

Tutaj kontakt z dobrymi instruktorami był nieco ułatwiony, ktoś udzielił kilku rad, coś pooglądałem i zacząłem to czuć. Jednak prawdziwe olśnienie przyszło, kiedy do testów trafiały się niewielkie, sportowe motocykle. Ich zwrotność i konieczność wykorzystania osiągów na maksa szybko przełożyły się na wzrost umiejętności jazdy dużymi pojazdami. Mówiąc krótko, zarządzanie mocą i osiągami miałem wcześniej fatalne. Patrząc wstecz wysnuję stwierdzenie, że edukacja motocyklowa w latach ‘90 i do połowy pierwszego dziesięciolecia XXI w. robiła w Polsce więcej szkody niż pożytku.

Dwie drogi

Dojdźmy wreszcie do sedna. Osiągnięcie jako-takiego poziomu może być drogą podobną jak moja. Na przysłowiową „pałę”, „czuja”, bez wizji, pomysłu, podyktowana pseudoambicjami. Dużo osób ginie w podobnych okolicznościach wsiadając na zbyt mocny motocykl z przekonaniem, że coś umieją. Niestety, życie brutalnie weryfikuje ich umiejętności.

Nieważne jak dobry jesteś – wykwalifikowany instruktor zawsze podpowie, co można robić lepiej lub skuteczniej.

Druga droga jest rozsądniejsza. Kupujesz pierwszy motocykl, sportową 125 ccm. Zaczynasz od treningów doskonalenia jazdy. Zamiast szaleć na drodze, wyżywasz się na torze. Krótki, techniczny, kręty obiekt będzie wymarzony dla 125ccm. Szczególnie polecę tutaj kartodromy. Jak poczujesz, że nie jesteś w stanie wycisnąć więcej ze swojej maszyny, pomyśl nad zmianą na 300-400 ccm. Oczywiście w „sporcie” lub supermoto. Jeśli czujesz się na siłach, może to być 600 ccm. Nie zapomnij ponadto o częstych treningach tego, czego nauczyłeś się w szkołach doskonalenia jazdy. Najważniejsze jednak, często trenuj hamowania. To zawsze procentuje.

Po kilku sezonach okaże się, że na wszelkich track-dayach jesteś szybszy niż większość początkujących właścicieli litrów. Oni prędzej czy później i tak zmienią swoje motocykle na 600 ccm…

Jeśli wasz status materialny pozwoli, warto wspomóc się supermoto jako dodatkowym motocyklem – pozwala na zawężenie linii przejazdu do niespotykanych dla sportów, trajektorii. Dobrym, równoległym treningiem jest zaprzyjaźnienie się z jazdą off-roadową, a najlepiej dirt-trackiem. Wielu zawodników z czołówki MotoGP intensywnie trenuje w terenie, zapoznając się z kontrolowaną jazdą w warunkach słabej przyczepności.

Oczywiście druga droga wymaga więcej czasu i cierpliwości, ale jest bezpieczniejsza, rozsądniejsza i to, co było celem, w zasadzie przestaje mieć znaczenie. Nie na darmo zawodnicy z MotoGP muszą mieć doświadczenie w niższych klasach, zanim wezmą udział w wyścigach klasy królewskiej. A jeśli masz 18 lat i niecierpliwie czekasz, aż dorwiesz się do R1 – zrób to świadomie, po kilku latach jazdy na mniejszych sportach. Dla swojego i jej dobra!

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany