Dlaczego nienawidzę motocykli - część II - Motogen.pl

Pełne ręce roboty

Codziennie zadaję sobie pytanie, czy przypadkiem ewolucja nie poskąpiła nam kończyn? Taka na przykład modliszka jedną parą stoi na liściu, drugą konsumuje głowę aktualnego kochanka, a trzecią zaciera pięty z radości, bo właśnie kolejny posiłek zaczepił ją na fejsie. Statystyczny motocyklista ma tych kończyn tylko cztery, chyba że doliczymy ten mały kołeczek, na którym nie dość, że mało co da się zawiesić, to jeszcze z wiekiem coraz częściej zawodzi. I to standardowe wyposażenie ma wystarczyć do zejścia z motocykla, zabrania kasku, rękawic, kluczyków, zakupów czy innego szpeju. Zauważcie, że kierowca jednośladu ZAWSZE ma co ze sobą zabrać.

Następnie, trzymając cały ten majdan, trzeba zapłacić za paliwo lub otworzyć drzwi kluczem, który oczywiście włożyliśmy w najgłębszą kieszeń, od której głębszy jest tylko pewien rejon słynący z brzydkiego zapachu. Oczywiście dowiadujemy się o tym, przeszukując wcześniej wszystkie inne kieszenie. Kiedy jest naprawdę gorąco, do dobytku wędrownego żonglera dochodzi kurtka, w której przecież nie sposób wytrzymać, o czym pisałem w poprzednim odcinku.

W takich sytuacjach uruchamiamy pokłady słownictwa, o jakich nie mieliśmy pojęcia. Głębiej jest  tylko utajona znajomość islandzkiego, trzymana na wypadek kontaktu małego palca z szafką nocną.

Zbrodnia i kara

Czy kiedykolwiek oburzaliście się na surowe wyroki za tak niewinne hobby, jak handel artykułami pochodzenia roślinnego? Nic nie znaczą w zestawieniu z ogromem klęsk, jaki może spaść na biednego motocyklistę za każde najmniejsze drogowe faux pas. Skoro o pasie mowa, to zmieniony ułamek sekundy za wcześnie lub za późno może nas wysłać do lepszego świata. Ciąg wypadków: niespodziewanie źle wrzucony bieg – brak spodziewanej dynamiki – brak spodziewanego znalezienia się w spodziewanym miejscu, w spodziewanej chwili – zupełnie niespodziewany kontakt z autobusem… I ta wieczna paranoja, czy to auto, które za chwilę wyjedzie mi z posesji ma na tylnej szybie karteczkę z ofertą sprzedaży? Naprawdę, polska specjalność, jaką są przydomowe komisy samochodowe potrafi zszarpać resztkę nerwów. No ale jeśli nagle zwolnię, to passat z tyłu ochoczo wjedzie mi w zakrystię. Ruch uliczny to dżungla, a ty w łańcuchu pokarmowym jesteś między stonogą a wróblem. Wieloletnio aktywnego motocyklistę, który zwyczajnie umiera ze starości, spokojnie można porównać z kimś, kto przeszedł Mario na jednym życiu. Albo mega cwaniak, albo mega farciarz.

Stać mnie?

Jeśli chcecie zapewnić własnym dzieciom powodzenie na rynku pracy, możecie odpuścić takie głupoty jak wykształcenie. Po prostu dajcie im “Motocyklowy/Motocyklowa” na drugie imię. Przecież wszystko co motocyklowe, wyceniane jest podwójnie. Zwykły kawałek plastiku, jeśli tylko powstał z intencją umieszczenia go na jednośladzie, zyskuje nagle wartość liczoną w setkach złotych. Ile ta śrubka? Tyle. A ta do motocykla, chyba taka sama, tu mam numer z katalogu? Tyle. Jak to TYLE?! Czasem wydaje mi się, że najdroższe rzeczy na świecie powstawałyby, kiedy Apple zaczęłoby szyć hiphopowe ciuchy dla motocyklistów. Tak nagromadzonej niszczycielskiej sile przepłacenia oparłby się chyba tylko al-Kowalski z Dubaju. Polski Kowalski płaci i płacze…

*Powyższy tekst to fikcja literacka. Jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych zdarzeń jest przypadkowe, ale całkiem niewykluczone.