Harley-Davidson rozstaje się z dyrektorem generalnym. Ostatni dzwonek na zmiany? - Motogen.pl

W ostatnich latach wyniki finansowe były dramatyczne. Matt Levatich schodzi z fotela CEO. To ostatni moment, aby Harley-Davidson utrzymał się wśród głównych graczy na rynku motocyklowym. Jest światełko w tunelu, ale czas ucieka…

W miniony piątek Matt Levatich niespodziewanie opuścił fotel lidera marki Harley-Davidson. Pracował w firmie od 26 lat. Przez ostatnich 5 lat, od maja 2015 r. pełnił funkcję CEO – dyrektora generalnego.

Tymczasową funkcję CEO przejął Jochen Zeitz, dotychczasowy przewodniczący rady zarządu. Zeitz powróci na swoje stanowisko, gdy firma znajdzie nowego CEO. Matt Levatich będzie asystował w H-D do końca marca.

W oficjalnym komunikacie firmy czytamy, że decyzja o odejściu została podjęcia wspólnie przez Levaticha oraz zarząd H-D. Wydaje nam się, że mogło być jednak inaczej – świadczy o tym brak następcy na pozycję CEO, a także termin opublikowania wiadomości (piątek po południu, w nadziei na wyciszenie odbioru).

Od maja 2015 r. wartość akcji H-D spadła o 46%, wartość sprzedaży o 20%. W 2019 roku sprzedaż motocykli H-D w USA była najniższa od 16 lat. Takie wyniki z pewnością nie przemawiały na korzyść Matta Levaticha.

Nie ma jednak wątpliwości, że problemy H-D rozpoczęły się wiele lat przed Levatichem. Harley od dekad ignorował ideę kroczenia wraz z postępem, skupiając się na dziedzictwie. Jego grupa docelowa starzała się nieubłaganie, a motocykle nie były dostatecznie unowocześniane. Tymczasem na rynku w siłę rosła nowa, młoda grupa docelowa, szukająca nowych rozwiązań technologicznych i nie do końca lubująca się w ciężkich cruiserach. Z pewnością na niekorzyść sprzedaży działała także konkurencja: wskrzeszenie Indiana w 2013 roku, intensywne działania innych marek z dziedzictwem, jak Triumph, czy Ducati – tym bardziej, że w przypadku włoskiej marki kilka lat temu pojawiły się pierwsze power-cruisery. W ostatnim okresie firmie H-D z pewnością nie pomógł też Donald Trump i jego polityka wysokiego cła.

Mogłoby się wydawać, że w ostatnich latach, pod wodzą Levaticha, H-D zaczął reagować na zmiany rynkowe. Pojawiły się nowe, lżejsze modele Street. H-D wyszedł z produkcją na azjatyckie rynki. Pojawił się nowoczesny silnik chłodzony cieczą. Nowe modele mają sporo elektroniki oraz przyzwoicie hamują i skręcają. Ostatnio Harley-Davidson stał się pierwszym głównym graczem seryjnie produkującym motocykl w pełni elektryczny (jest jednak dość drogi). W planie H-D jest także wyjście na zupełnie inne segmenty, jak motocykle adventure, naked, a także lekkie pojazdy elektryczne. Nowe jednoślady są w rozwoju od pewnego czasu, mają wyjechać na rynek jeszcze w 2020 roku.

Najwyraźniej poczynione w ostatnich latach zmiany nie wystarczyły. W ciągu 21 minionych kwartałów, sprzedaż Harley-Davidsona na ryku USA tylko raz wskoczyła na plus. Na początku tego Matt Levatich informował, że 2020 będzie dla marki rokiem zwrotnym.

Ostatni dzwonek?

Pewien polski portal gospodarczy umieścił nagłówek, w którym stawia pytanie dotyczące Harley-Davidsona; brzmiało ono „czy zniknie kultowa marka”. Nie zniknie, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości.

Nie ma także najmniejszych wątpliwości, że aktualna zmiana CEO jest ostatnim dzwonkiem, aby Harley-Davidson się pozbierał.

Ktoś w zarządzie w końcu zorientował się, że marka wymaga zmian – i to jeszcze większych zmian, niż dotychczasowe. Interesującym będzie obserwowanie, kto zostanie nowym CEO i jakie podejmie kroki. Oraz jak poradzi sobie z przejęciem H-D w tak trudnym czasie, a zarazem w czasie trwania procesu wprowadzania zupełnie nowych modeli.

W najbliższych latach będziemy obserwowali, czy Harley-Davidson pozostanie najbardziej rozpoznawalną marką motocykli na świecie, czy może zmieni pozycję na niszowego producenta ciężkich motocykli z tradycjami. Pojawiło się światełko w tunelu, ale czas ucieka. Tik-tak…

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany