Jazda motocyklem w korku to najlepszy sposób na omijanie korków… Ale gdy takich motocyklistów robi się duża liczba, sami motocykliści też mogą spowodować moto-korek. Co wtedy?
Od redakcji: Wśród motocyklistów czasem pojawiają się dyskusje na temat tempa jazdy motocyklem pomiędzy samochodami oraz na temat przepuszczania innych motocykli. Ponieważ czasem zdarza się, że ten pierwszy motocyklista jedzie powoli, a ci kolejni chcą trochę szybciej. Co wtedy? Czy warto przepuścić? Czy wypada trąbić? Kuba ostatnio był w takiej sytuacji, a w efekcie napisał felieton:
Szanowny Motocyklisto, nie spowalniaj innych motocykli w korku…
Niedawno, wyjeżdżając na majówkę z naszej pięknej stolicy, miałem okazję podróżować przebudowywaną trasą S7, czyli ekspresówką łączącą Warszawę z Gdańskiem. Odcinek pomiędzy Łomiankami a Płońskiem to jeden wielki plac budowy z objazdami, zmienioną organizacją ruchu i wąskimi szykanami. W połączeniu z kilkoma światłami i zwężeniem pasów ruchu szybko okazało się, że podróżni stoją w wielokilometrowym korku.
Z racji organizacji ruchu, dużo węższe są też odstępy pomiędzy autami oraz praktycznie brak pasów awaryjnych. W takiej sytuacji przeciskanie się pomiędzy autami, szczególnie motocyklem wyposażonym w kufry boczne, bywa problematyczne. Warto jednak wziąć pod uwagę, że nie wszyscy motocykliści mają ograniczoną mobilność i wiele jednośladów bez problemu zmieści się pomiędzy autami stojącymi na dwóch dostępnych pasach.
Co ciekawe, kierowcy aut chętnie zjeżdżali na bok i z prawdziwą przyjemnością mogę stwierdzić, że w ciągu ostatnich 20 lat świadomość kierowców samochodów, a także ich życzliwość, znacząco wzrosły.
Dlatego jestem nieco zniesmaczony, że żaden z motocyklistów podróżujących „załadowaną” maszyną, nie pomyślał, że przez jego ograniczone możliwości przeciskania się w korku, sam stworzył zator złożony z…innych motocykli.
Czy naprawdę ciężko raz na jakiś czas zorientować się, jaka jest sytuacja z tyłu? A może chodzi o ambicję? Nie wszyscy mamy takie samo doświadczenie, kontrolę motocykla, wyczucie odległości, odwagę, motorykę, więc nie ma sensu od wszystkich wymagać, że przecisną się szybko i sprawnie.
Zmniejszenie prędkości podążając za innym motocyklem też nie jest dla mnie jakimś większym problemem ale „na boga”, nie do zera. Jednakże po dwudziestu minutach mam trochę dość urywanej jazdy za osobą, która staje przy każdym samochodzie i to bez kufrów czy sakw. Oczywiście w takim „wilczym pędzie” za mną szybko pojawiło się kilka innych motocykli, które mając mniej cierpliwości trąbiły na wspomnianego „prowadzącego”.
Namawiam zatem poruszających się w taki sposób pomiędzy autami na pewną kontrolę sytuacji w lusterkach i przepuszczanie innych motocyklistów. Sam stosuję to dość często – nie zależy mi, żeby być pierwszym czy najszybszym, nie zależy także aby utrudniać ruch komuś, kto ma więcej umiejętności.
Warto o tym pomyśleć, bowiem chwilowy zjazd w lukę między auta i przepuszczenie „sznurka” motocyklistów, owego adepta motocyklizmu nic by nie kosztowała. No chyba, że był wojującą feministką identyfikującą przy okazji swoją płeć jako bęben hamulcowy wykorzystywany w pojazdach segmentu agro. Wówczas „szanownemu bębnowi hamulcowemu” zwracam honor. Tymczasem jednak apeluję o wzajemną życzliwość…
Wszystko się zgadza panie redaktorze, pod pewnymi warunkami wszakże. Ostatnio jechałem sobie trasą z Poznania w kierunku Piły. Jako, że w Obornikach obecnie jest remontowany jeden z mostów, robią się tam gigantyczne korki. Oczywiście, przeciskam się na zwykłej drodze dwupasmowej (po jednym pasie w każdą stronę żeby nie było wątpliwości). Motocyklista, którego wcześniej wyprzedziłem na trasie dogonił mnie wyprzedzając oczywiście na liniach ciągłych, a jakże. Tego nie trawię, nie należę do wolnych motocyklistów, ale uważam że skoro i tak jadę szybko, to nie muszę dodatkowo łamać wszystkich innych przepisów po drodze. W terenie zabudowanym jadę tak jak powinno się jechać, na liniach ciągłych nie wyprzedzam, bo po co? Skoro zaraz na odpowiednim do tego odcinku i tak wszystkich wyprzedzę. Swoją drogą zawsze mnie to dziwi u innych motocyklistów, ten owczy pęd do wyprzedzania w każdych możliwych okolicznościach. Jak potem ma nie być wypadków? Wracając do tematu – przeciskam się w korku lewą stroną przy środkowej części drogi i ten który mnie dogonił kiedy zauważył, że dalej się przecisnąć chwilowo nie da bo auto jest bliżej środka jezdni, a jest wysepka – objeżdża tę wysepkę lewą stroną. Taki jest sprytny. Jechałem motocyklem sportowym, a ten drugi koleś Africą, na trasie oczywiście znowu go dogoniłem i wyprzedziłem – ale w sytuacji, kiedy dodatkowo nie musiałem łamać wszystkich innych przepisów. Po co komu taka jazda? I taki potem gość będzie mi na przykład zarzucał, że za wolno jadę w korkach?