Miałem okazję odwiedzić Łódzki „Motobazar”. Patrząc na ceny klasyków z PRL, zadaję sobie pytanie: jak długo jeszcze bańka spekulacyjna będzie się powiększać?
Ceny WSK, WFM czy Motorynek z imprezy na imprezę rosną. Średnio, przynajmniej o 500-1000 zł w zależności od modelu. Jeden z handlarzy chciał mi sprzedać gołą ramę z przednim zawieszeniem do M06 za astronomiczne 3500 zł, i to bez papierów.
O ile jestem w stanie zrozumieć nawet 10 000 zł za odrestaurowany pojazd, o tyle 3500 za zdezelowane części to delikatna przesada. Zresztą wszystko wyprodukowane w PRL, choćby był to najbardziej zdezelowany syf, w oczach sprzedających to okazja do dużej spekulacji. Mam jednak wrażenie, że rynek powoli się nasyca, ludzie, którzy odczuwają sentyment do tamtych produktów powoli zapełniają swoje garaże i wreszcie nastąpi stabilizacja sytuacji.
Na razie to wciąż doskonała okazja żeby zarobić. Pamiętajmy jednak, że zadbany Suzuki GS1000 w idealnym stanie zawsze znajdzie nabywcę za granicą. Czy ktoś w jego cenie kupi nieco rzadszy model WSK, czas pokaże. Nie znaczy to, że nie chciałbym któregoś z motocykli wyprodukowanych w PRL, z czystej sympatii postawiłbym choćby motorynkę. Ale nie za 5000 zł z trzeciej serii w pomieszanej specyfikacji. W tej cenie wolę poszukać używanej Hondy Monkey.
Zostaw odpowiedź