Honda Hornet 600 – po liftingu - Motogen.pl

Przez lata „Szerszeń” ewoluował, aby w 2007 roku przejść gruntowną modernizację. W zasadzie ze starym modelem wspólną miał tylko nazwę – Honda CB600F (nie mylić z CBF600, będącą zupełnie innym motocyklem). Nowa rama, nowe zawieszenie, w końcu nowy silnik, który w prostej linii pochodzi z CBR600RR. Sezon 2011 przyniósł kolejne, choć tym razem raczej kosmetyczne zmiany. Jaki więc jest ten Hornet i czy niczym Krzysztof Ibisz ma szanse pozostać wiecznie młodym?

Designers look

Co nowego? Hornet AD 2011 otrzymał zmienioną przednią lampę, która jest zintegrowana z całkowicie cyfrowym zestawem zegarów. Zdecydowanie lepiej przedstawia się teraz tył motocykla – pozbyto się porażki stylistycznej w postaci kaczego kupra na rzecz pożyczonej z CB1000R, diodowej lampy stop. Całość podniesiono, zwężono, a od spodu przykryto świetnie spasowanym undertailem lakierowanym w kolorze nadwozia – miodzio! Uzupełnienim są nowe malowania i dodatki na osłonach silnika, również w kolorze. …choć trudno w to uwierzyć, od lat uważana za nudną stylistycznie markę, Honda może aktualnie wyznaczać innym trendy stylistyczne..

 

Cóż… Choć samemu trudno mi uwierzyć w to, co piszę, od lat uważana za nudną stylistycznie markę, Honda może aktualnie wyznaczać innym trendy stylistyczne, a co lepsze, trzyma się własnego stylu. Złośliwi mówią, że nową Yamahę FZ8 i Suzuki GSR 750 odróżnić można tylko po emblemacie na zbiorniku, nie wspominając już o obrzydliwych, ordynarnie pospawanych i tryśniętych czarnym matem tłumikach wspomnianych motocykli. Hornet 600 na tym tle wyróżnia się własną linią, dbałością o detale, a po dokładnych oględzinach dochodzimy do wniosku, że ktoś projektując sprzęt, wysilił się choć trochę, a nie oddał zadanie japońskim przedszkolakom. Z Horneta nigdzie nie wystają niepotrzebne kable, rurki czy inne potworki stylistyczne.

 

Jedyną porażką (za to już taką na całej linii) jest zestaw zegarów. W folderze reklamowym Hondy wyczytać możemy: „Zwarty, gustowny kokpit wykonano według nowego projektu graficznego, odzwierciedlającego ultranowoczesny styl oraz hondowski etos funkcjonalności”. A teraz rzeczywistość. Powiem krótko – zapomnijcie, że zobaczycie w nim cokolwiek więcej niż aktualną prędkość. Obrotomierz w postaci długiego paska słupków projektował ktoś po dużej ilości sake, a na dodatek cały wyświetlacz ma tak mały kontrast i tak małe literki, że w słoneczne dni najlepiej widać kurz osadzający się na szybce i refleksy świetlne. Jeżeli tak ma wyglądać postęp i styl, to ja wysiadam.

Stary znajomy

Piec i zawieszenie to starzy znajomi z poprzedniego modelu. Czterocylindrowy silnik rozwija 102 KM przy 12 000 obr./min. Jego praca jest tak gładka i delikatna, jak to tylko Hondy potrafią. W zasadzie od przekręcenia kluczyka w stacyjne po zgaszenie silnika Hornet rozpieszcza nas dopracowaniem jednostki napędowej. Doskonale reagujący, wtrysk PGM-FI zapobiega jakimkolwiek szarpnięciom przy zmianie obciążenia, a krzywa mocy i momentu jest niewzruszenie progresywna. Brak jakichkolwiek wyczuwalnych dziur czy wzrostów mocy przekłada się na to, że ile odkręcisz, tyle pojedziesz.

 

Oczywiście zapożyczenie silnika ze sportowego motocykla nawet po wielu zmianach niesie za sobą pewne konsekwencje, a Hornet nie wyprze się swoich wyczynowych przodków. Aby przyspieszenie było czymś więcej, niż tylko odpychaniem się z miejsca, warto pozwalać obrotomierzowi na wskazania przynajmniej 6000 obrotów. To jednak już na drugim biegu sprawi, że szybko mogą się Tobą zainteresować panowie w niebieskich uniformach i nie będą to miłośnicy bojowych barw Yamahy.

 

Wespół z silnikiem pracuje idealnie działająca skrzynia biegów i lekko obsługiwana dźwignia sprzęgła. Hamulce to też dobrze znana, ale jakże skuteczna robota Nissina, która – wyposażona w najlepiej sprawdzający się, moim zdaniem, na rynku C-ABS – wyhamuje nawet początkującego kierowcę szybko i przede wszystkim bezpiecznie, choćbyw warunkach najgorszej przyczepności. …jest cichy i sprawny jak Glock z tłumikiem, a nie legendarne Magnum kaliber 44, z którego Brudny Harry załatwiał sprawy po swojemu…

 

Tu właśnie leży cały sekret lub też problem Horneta – ten sprzęt niczym Cię nie zaskoczy. Przy swojej masie 207 kg gotowego do jazdy pojazdu prowadzi się lekko, neutralnie, wybacza błędy początkujących i jest do bólu przewidywalny. Pozycja za sterami jest bardzo komfortowa, ale przez to też mało aktywna. Siadając na „Szerszenia”, po głowie bardziej mi chodziło: „dobra, to dziś pozałatwiam na spokojnie kilka spraw”, niż „zaraz dokręcę go do czerwonego pola i dorwę tego cwaniaka w M-trójce”.

 

Dla doświadczonego kierowcy nie będzie niczym więcej niż kolejnym, japońskim, rzędowym naked bike’iem bez wyrazu, bez tego czegoś, co mogłoby obiecywać logo Horneta nawiązujące do podniesionego tętna.

 

Oczywiście w sprawnych rękach „Szerszeń” potrafi boleśnie użądlić drogową konkurencję. To, że potrafi sobie radzić nawet z torową jazdą, pokazało kilka sezonów Hornet Cup i czasy na torze w Poznaniu godne sportowych 600-tek klasy Rookie.

Wymierający gatunek

Co ciekawe, Hornet jako jedyny Japończyk pozostaje wierny pojemności 600 ccm, nie licząc dużo słabszej XJ6, która ma nieco inny target. Yamaha na ring wstawiłaby raczej FZ8, Suzuki nowego GSR 750, a Kawasaki Z750, dając sobie fory najpewniej w wersji R. Wydaje mi się jednak, że Honda wcale nie przespała rozwoju swojego bestsellera, dalej doskonale radząc sobie z konkurentami, mimo deficytu pojemności. Masz ochotę na jazdę po torze? Proszę bardzo, już udowodniliśmy, że można. Założenie szyby i akcesoryjnych kufrów sprawi, że Hornetem, dzięki wygodnemu siedzeniu i odprężonej pozycji, można zwiedzić kawał Europy. Przebiegi rzędu 100 000 km nie są tym pojazdom obce, a spalanie oscyluje w granicach 6 l/100 km, nawet gdy nie bierzemy akurat udziału w konkursie ecodrivingu.

Podsumowanie

Za kwotę 31 200 zł dostajemy atrakcyjny stylistycznie motocykl o duszy godnej mikrofalówki. Perfekcyjnie wykończona i przez lata dopracowana, broń dla osób korzystających z motocykla w każdej sytuacji i to najlepiej 365 dni w roku. Jest to jednak cichy i sprawny Glock z tłumikiem, a nie legendarne Magnum kaliber 44, z którego Brudny Harry załatwiał sprawy po swojemu.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany