111, czyli potrójne zwycięstwo Błażusiaka Superenduro w Łodzi - Motogen.pl

autor: Dawid Karalus

To, co 10 grudnia w łódzkiej Atlas Arenie wyczyniał z motocyklem Tadeusz Błażusiak, przekraczało ludzkie pojęcie. Niektórzy twierdzą, że Teddy’ego obowiązują inne prawa fizyki. Zawodnik fabrycznego teamu KTM, a zarazem nasz rodak pokazał na co go stać – wygrał wszystkie trzy finały w Łodzi.

To, co 10 grudnia w łódzkiej Atlas Arenie wyczyniał z motocyklem Tadeusz Błażusiak, przekraczało ludzkie pojęcie. Niektórzy twierdzą, że Teddy’ego obowiązują inne prawa fizyki. Zawodnik fabrycznego teamu KTM, a zarazem nasz rodak pokazał na co go stać – wygrał wszystkie trzy finały w Łodzi.

Jako jedyny nie miał problemów z przeszkodami. Co więcej, pokonywał je z gracją i niezwykłą efektywnością. Przykład? Dwa rzędy opon ustawione w odstępie około dwóch metrów. Wszyscy przejechali je pojedynczo, Polak zaś trzymał się swojej strategii i niczym orzeł przeleciał nad podwójnymi oponami, rozpalając tym widownię do czerwoności. Rozsypane głazy czy baseny z wodą – przeszkody, które inni pokonywali z mozołem – nie zrobiły na nim większego wrażenia. Nie zapominajmy, że obok Tadka wystąpił także Brytyjczyk Johnny Walker (KTM), zajmując ostatecznie drugą lokatę. Trzecie miejsce padło łupem Szweda, Joankim Ljunggrena (Husaberg). W tym dniu wystąpili także amatorzy. Szacunek dla nich, że mieli odwagę wyjść przed publiczność i zmierzyć się z tym trudnym torem.

Grzechem byłoby nie wspomnieć o chłopakach szybujących w powietrzu podczas pokazów FMX. Wśród nich znalazł się Bartek Ogłaza, Artur Puzio oraz Piotr Potaczało. Na koniec kibice mogli zobaczyć backflipa w wykonaniu Piotrka „Działo” oraz Artura, który postanowił wykręcić je na zboczu lądowiska z głową tuż nad ziemią. Pierwsze próba nie wyszła, lecz to nie zraziło Puzio i w następnym podejściu wykręcił niezwykle widowiskowego flipa.

Jak zapewne większość fanów enduro wie, były to trzecie zawody przygotowane przez Łódzki Klub Motorowy w łódzkiej Atlas Arenie. Z imprezy na imprezę jest coraz lepiej, a ludzi chętnych zobaczyć widowisko przybywa. Nie można jednak powiedzieć, że tym razem ostatni guzik został dopięty. Strefa dla mediów, sektor U, okazał się sektorem dla każdego, podobnie jak i cała arena, więc po co ten cały zawrót głowy z akredytacjami i wyznaczaniem miejsc?

Oczywiście „atrakcją” numer jeden był nasz jedyny i niezastąpiony Tadeusz Błażusiak. Trzeba jednak przyznać, że jego faworyzowanie i zepchnięcie na drugi plan innych uczestników było nieco krzywdzące. Rozumiem, że to nasz mistrz, ale inni także rywalizują – im też należy się wsparcie i doping. Wodzirej chyba zapomniał o pozostałych uczestnikach imprezy i zachęcał publikę do kibicowania tylko jednemu zawodnikowi.

Kilka słów o kibicach. Nie było ich tylu, ilu się spodziewałem (ok. 8000 osób), jednak wystarczyło to, aby zapełnić halę, a stwierdzenie, że ludzi było po brzegi, byłoby nadużyciem. Ludzie skarżyli się, że o imprezie dowiedzieli się przez przypadek, najczęściej od znajomych. Brak reklam w TV czy innych źródłach organizatorzy tłumaczą zbyt dużymi kosztami.

Podsumowując, imprezę trzeba zaliczyć do udanych, ale do perfekcji jeszcze daleko. Na szczęście zawodnicy dali z siebie absolutnie wszystko i zachwycili publikę.

Od redakcji

Materiał specjalnie został napisany przez zupełnie niezależną od redakcji osobę w celu zachowania obiektywności. Krok ten został wykonany z powodu publikacji i komentarzy pod materiałem o naszym kontakcie z organizatorem zawodów.