Dochodzenie odszkodowania za wypadek motocyklowy - historia pierwsza - Motogen.pl
TO JEST NASZE ARCHIWUM KATEGORII 'Artykuły'

Jeśli zatem sprawcą wypadku był kierowca innego pojazdu, a konsekwencje tego zdarzenia są dla nas zdecydowanie negatywne, to ten ktoś poza odpowiedzialności karną ponosi także odpowiedzialność cywilną. Reasumując - sprawca wypadku musi zapłacić w takim wypadku odszkodowanie. Oczywiście w praktyce prawie zawsze odpowiedzialność za sprawce ponosi jego zakład ubezpieczeń (obowiązkowa polisa OC), ale choć wzmacnia to pozycję finansową sprawcy, niestety nie zawsze ułatwia proces dochodzenia roszczenia. Jak trudno walczy się o należne i pełne odszkodowanie, wie każdy, kto tę drogę przez mękę przeszedł.


Jeden z takich typowych przypadków zdarzył się kilka lat temu na Pomorzu. Marcin był urodzonym motocyklistą, jeździł motorynkami, później 125kami – właściwie jeździł cały czas. Był dobrym kierowcą, a motocykl to był jego sposób na życie. Do pracy motocyklem, do dziewczyny także zawsze na motocyklu. Miał jedną żelazną zasadę – jeśli wypił choć jedno piwo motocyklem już nie jechał. Jednak pewnego wrześniowego dnia wydarzyło się coś, co spowodowało, że już nigdy na motocykl nie wsiądzie. Wieczorem odwiedził dziewczynę, poszli razem na zakupy, Marcin miał jeszcze pojechać oddać klucze swojemu szefowi. Zaczynało już szarzeć, ale mimo to pogoda do jazdy była wyśmienita, nie spieszył się, jechał spokojnie, jednak to nie od niego zależało to, co stało się na jednym z łuków drogi. Nagle naprzeciw niego, jakby spod ziemi, wyrósł ogromny TIR, jechał prosto na niego. Chłopak nie miał żadnych szans na ucieczkę ani choćby położenie motocykla… czołowo zderzył się z ciężarówką. Zderzenie było tak mocne, że nie można było rozpoznać ani marki, ani typu motocykla, ale Marcin żył. Był jednak w stanie krytycznym. Na szczęście, w jednym z samochodów, który nadjechał był lekarz - to być może on uratował Marcinowi życie. Później śmigłowiec, transport do kliniki, walka o życie i prawie rok śpiączki. Lekarze nie dawali wielu szans, ale tym razem życie wygrało. Marcin obudził się i był świadomy tego co się stało, choć niewiele pamiętał. Potem była długotrwała rehabilitacja, drogie leki, szpitale w całej Polsce, rekonstrukcja twarzy, przeszczepy skóry i wiele innych. Kierowca TIRa został skazany, ale sąd prawa jazdy mu nie odebrał! Marcin natomiast miał przed sobą wiele lat powolnego powrotu do normalności.


Wydawać by się mogło, że za to wszystko powinien zapłacić zakład ubezpieczeń, przecież ciężarówka miała ubezpieczenie OC. Oczywiście zapłacił. Całe 36 tys. zł oceniając trwały uszczerbek na zdrowiu Marcina na 36%. Niestety kwota ta na długo nie wystarczyła, biorąc pod uwagę zakres obrażeń jakich doznał. Był jednak bezsilny, słał pisma i odwołania, które nie wywoływały żadnej reakcji ubezpieczyciela. Po trzech latach Marcin trafił do nas, przesłał dokumenty i w końcu spotkaliśmy się, aby porozmawiać o sprawie. Pierwsze spotkanie było dla nas pewnym szokiem, po przeczytaniu dokumentacji medycznej można było spodziewać się osoby naprawdę wysoce niepełnosprawnej, my jednak zobaczyliśmy chłopaka, który utyka i, na pierwszy rzut oka, nic ponadto. To był szok, że udało mu się wyjść z tego wypadku w takim stanie. Przy bliższym poznaniu okazało się, że jednak medycyna wciąż nie potrafi oszukać natury, a konsekwencje wypadku prędzej czy później dają o sobie znać.


Sprawą zajęliśmy się natychmiast, wiedzieliśmy, że Marcin potrzebuje pieniędzy na dalsze leczenie. Pierwszą rzeczą było podważenie opinii lekarskiej, która w sposób zdecydowany zaniżała ocenę uszczerbku na zdrowiu. Powołaliśmy zespół biegłych z Akademii Medycznej, po kilku miesiącach wiedzieliśmy już że sprawy tej ugodowo nie da się załatwić. Opinia biegłych była druzgocąca, oceniono, iż stały uszczerbek na zdrowiu Marcina wynosi 69% a wcześniej miało to być tylko 36%. Dodajmy tylko, że niższa wartość to szacunki lekarza orzecznika zakładu ubezpieczeń, wiec nie ma się co dziwić i mieć wątpliwości w czyim interesie on działał.


Proces sądowy trwał ponad rok, zakład ubezpieczeń bronił się rękoma i nogami przed wypłatą dodatkowych świadczeń. Pełnomocnik, stale współpracujący z naszą firmą doprowadził sprawę do satysfakcjonującego końca. Wyrok był druzgocący dla zakładu ubezpieczeń, sąd zasądził ponad 180 tys. zł dopłaty, a do tego odsetki i zwrot różnorakich kosztów w kwocie ponad 25 tys. zł. Kwota został oczywiście wypłacona i daje pewną podstawę finansową dla dalszego leczenia i rehabilitacji Marcina. Ten jednak wie, że już nigdy w życiu na motocykl nie wsiądzie.


Niestety jest to jedna z wielu typowych spraw, a jej typowość polega na tym, iż poszkodowanemu wypłacane są jakieś niewielkie pieniądze, a o resztę trzeba zacięcie walczyć. Niestety trzeba wiedzieć jak walczyć i jakich argumentów używać. Jak się jednak okazuje jest to możliwe i opłacalne.


Firma Marshal sp. z o.o. specjalizuje się w dochodzeniu roszczeń odszkodowawczych dla motocyklistów.
 

 

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany