Stunt wiosna na Mazurach - Motogen.pl

autor: Maciek „Spidi” Strzaliński

Każdemu, kto jest choć trochę uzależniony od ujeżdżania wszelkiej maści jednośladów, zima kojarzy się ze złem koniecznym. Okres, w którym teoretycznie można nieco odetchnąć od motocyklowej pasji, kiedy wreszcie jest mnóstwo czasu na różnego rodzaju remonty, przeróbki czy zmiany motocykli w praktyce dla większości z nas oznacza czas stracony, ponieważ brak pogody powoduje brak motywacji do pracy nad sobą i sprzętem.  

Ostatnie lata były mimo wszystko dość łaskawe i prawdziwi zapaleńcy mogli ujeżdżać swoje motocykle niemal przez cały rok. Tegoroczna zima zrewanżowała się nam jednak z nawiązką i, obfitując w nieustanne opady śniegu i siarczyste mrozy, dała nam wyjątkowo mocno w kość. Wiosenne ocieplenie i idące z nim roztopy były więc wyczekiwane z wielkim utęsknieniem!  

Kiedy wreszcie w ostatnich dniach lutego słupki rtęci drgnęły nieco powyżej zera, a słońce zaczęło operować na nie niebie odrobinę odważniej, stunterzy ze znanej grupy Wheelieholix postanowili po swojemu odrobinę pomóc wiośnie!  

Z racji tego, że na wszystkich stunt miejscówkach zalegającego śniegu jest jeszcze ciągle bardzo dużo, trudno byłoby liczyć na optymalne do treningu warunki przez następnych co najmniej kilka tygodni. Chłopaki postanowili więc wziąć sprawy w swoje ręce i, zaczynając od ciężkiego sprzętu w postaci spychacza, odśnieżyli swoją ulubioną miejscówkę w okolicach Szczytna. Kilka dni po wstępnym odśnieżaniu, podczas których słońce i dodatnie temperatury nieco osłabiły warstwę lodu nadal pokrywającą pas, ponownie ruszyli do pracy. Tym razem już z nieco mniejszym Bobcatem i szuflami do odśnieżania. Efektem tych prac był mokry, lecz czysty pas otoczony śnieżnymi bandami i ogromną górą zmrożonego śniegu.  

Oficjalna ustawka na trening w nieco większym składzie zaplanowana została na ostatnią niedzielę lutego. Olsztyńska ekipa „uzależnionych od gumowania” zadbała nie tylko o perfekcyjne przygotowanie miejscówki, ale również zamówiła na ten dzień piękną pogodę. Przybyłych na miejsce, spragnionych jazdy, emocji i adrenaliny freestyle’owców przywitał suchy, czysty pas, 5° na plusie i wiosenne słońce! …nikt z przybyłych nie oszczędzał ani siebie, ani sprzętu…  

Sami sprawcy zamieszania byli bardzo mile zaskoczeni frekwencją. Na pasie można było spotkać nie tylko całą śmietankę mazurskich stunterów, którym jak zwykle przewodzili niezawodni Mok i Beku. Miało być kameralnie, ale pojawiły się także silne ekipy z Wyszkowa, Mińska Mazowieckiego, Pisza, okolic Warszawy a nawet Raptowny, który dla tych kilku godzin treningu przyjechał z Lublina, pokonując niemal 350 km w jedną stronę. W szczytowych momentach po miejscówce kręciło się przeszło 15 motocykli! Czasami latem przy pięknej pogodzie trudno o taką frekwencję.  

Nikt z przybyłych nie oszczędzał ani siebie, ani sprzętu. Chwilami w doskonałej jeździe chłopaków naprawdę trudno było dostrzec kilkumiesięczną przerwę w treningach. Co chwilę atakowane były nawet najtrudniejsze tricki. Atmosfera, mimo zaledwie kilku stopni powyżej zera i dość przenikliwego wiatru, była gorąca przez cały czas i trudno było się nudzić.  

Dzień, choć coraz dłuższy, dobiegł końca w mgnieniu oka. Styrane, zmęczone i mniej lub bardziej uszkodzone po całym dniu intensywnej jazdy psy zostały w końcu załadowane do busów oraz na przyczepy. Nadszedł czas powrotu do domu. Wszyscy stunterzy wykończeni nie mniej od swoich motocykli, obolali od zakwasów i świeżych kontuzji rozjechali się w swoje strony. Każdy z uśmiechem na ustach, bo po dokuczliwej zimie tak właśnie został otwarty freestyle’owy sezon A.D. 2010! Cały cyrk rozkręca się na nowo, a głowy pełne pomysłów na nowe tricki już obmyślają kolejne spotkania i ustawki…