Smażeny Syr – brneńskie wybryki - Motogen.pl

Przede wszystkim pakowanie. Przyczepa została wypełniona po brzegi. Aż dziwne, że zmieściły się wszystkie graty, narzędzia i opony. Ale jakoś to wyszło. Ba, nawet nieźle! A poza tym w samochodzie zebrała się ekipa nieliczna, ale jakże śliczna: Kędziorka, Olka-Demolka Sobotka, Władzio – operator-montażysta, Dawid „Kanap”, nasz fotograf i Kacper, mój jedyny, pierworodny, który obiecał mi mechanikować.

Ruszyliśmy z opóźnieniem zaledwie 1,5 godziny, bo Kaśka w popłochu załatwiała jakieś zaległe sprawy i nie mogła wyrwać się z domu. Tak więc reszta grupy czekała sobie, spędzając czas na rozmowach i rozważaniu tego, co miało nastąpić w ciągu kilku najbliższych dni. Wiadomo było, że w Brnie będzie ostro, bo kilka osób zasadzało się dosyć poważnie na walkę o jak najlepsze lokaty. Poza tym pogoda dawała ostrego czadu: w wiadomościach wciąż przewijały się doniesienia o ulewach, burzach, zalanych domach i stanach zagrożenia powodziowego. Południe kraju spływało wielką rzeką, a i w Czechach miało być mało zachęcająco. Tak czy siak, Kaśka dotarła na miejsce zbiórki, depcząc bezlitośnie pedał gazu w swoim Fordzie. Przerzuciła w biegu podręczny bagaż do wypchanego wszelakimi dobrami vana Chryslera i ruszyliśmy. Przed Rawą Mazowiecka w CB Radiu poleciały ostrzeżenia o zdjęciach. Myśleliśmy, że chodzi o fotoradary, te jednak nie działały, a „zdjęcia” okazały się nadciągającą burzą, która rozświetlała niebo błyskami piorunów. Osssstro! Chlusnęło wodą praktycznie bez ostrzeżenia, więc prędkość podróżna spadła drastycznie do ok. 40 km/h. Inaczej po prostu nie dało się jechać. Szybko jednak przebiliśmy się przez burzę, nadrabiając zaległości. Praktycznie do okolic Bielska-Białej dało się żwawo gnać, bez obawy o zalanie zawartości przyczepy i utonięcie. Aż do chwili, w której zobaczyliśmy odpalone bomby policyjnego radiowozu, blokującego krajową „jedynkę”. W miejscu, gdzie droga schodziła w dół, stworzyło się małe jeziorko, które zdążyło pochłonąć dwie osobówki i ciężarówkę. Nieprzejezdny odcinek udało się ominąć, przejeżdżając przez boczne dróżki, wąskie asfaltówki, prowadzące wśród zabudowań jakiejś niewielkiej miejscowości. Później poszło już gładko. Droga przed granicą zasługuje wręcz na miano autostrady; można depnąć, a nasz van posłusznie uruchamiał kolejne mechaniczne kuce, drąc naprzód bez zająknięcia. Jeszcze tylko przystanek na stacji benzynowej przed granicą, tankowanie, super zapiekanki z mozarellą, wizyta w „biurze zarządu”, wymiana waluty i ogień na czeską stronę.

W Czechach pogoda nawet nawet; nie sprawiała niespodzianek, a im byliśmy bliżej celu, okazywało się, że robi się ciepło, niebo jest bezchmurne i ogólnie zapowiada się ładny, słoneczny dzień. Na tor dotarliśmy około 6.00 rano. Zdziwił mnie brak jakiejkolwiek kolejki; jedynie na niewielkim parkingu, tuż koło bramy wjazdowej, skupiło się kilkanaście aut z Polski – praktycznie sami znajomi. No to o drzemce mogłem zapomnieć – zaczęły się przywitania, pogaduchy, jedynie Demolka zajęła pozycję horyzontalną w samochodzie, przysypiając sobie co chwila. Równo o 7.00 rano otwarto bramę i wszyscy wjechali na teren toru. Sporo ludzi dojechało już w środę, wiele ekip rozbiło namioty, rezygnując z postoju w boksach. Zajechałem z fasonem pod boks 21, gdzie urzędowali Szkopkowie. Wywaliłem graty z przyczepy i ubrałem Trumpeta w owiewki, żeby na gotowo powędrował do boksu lub pod namiot – nie było jeszcze decyzji całego zespołu, dotyczącej miejsca postoju w parku maszyn.

Finalnie Torn Team wylądował w namiocie naprzeciwko boksów. Zupełnie nie zanosiło się na deszcz. Ten, jeśli się pojawiał, to dosłownie na chwilę. W ciągu kilku minut spadały rzadkie krople, po których na rozgrzanym asfalcie nie zostawał nawet najmniejszy ślad. Dwa pierwsze dni pobytu na torze wszyscy spędzili na przygotowywaniu motocykli i wolnych treningach. Wiadomo było, że na 100% będzie szybko i bez litości, a stawka zawodników – mocna. Oprócz czołówki Polaków z WMMP, zasilanych przez francuskich muszkieterów, zjechali najszybsi zawodnicy z Czech. Pojawił się też Andreas Meklau, który w tym roku przesiadł się na nową R1. Zwyczajowo, przygotował dwa motocykle – jeden w specyfikacji Superstock, drugi Superbike.