Motocyklem w Nieznane – Holandia na 2oo (dwóch kołach) - Motogen.pl

Holandia to nie tylko Amsterdam z coffeeshopami czy dzielnicą Czerwonych Latarni. To kraj ciągnących się kilometrami wspaniałych dróg, pięknych pocztówkowych widoków i zaskakujących kontrastów. Docenią go wszyscy lubiący spokój i komfort warunków podróżowania, dlatego warto odwiedzić go na motocyklu.

Dzień pierwszy

Dzień pierwszy to nudny „przelot” z Polski do Holandii: autostradowa monotonia na niemieckiej A-10, muzyka w intrekomie, jeden postój i ponad 100 km deszczu. Temperatura spada z 25 stopni (Polska) do 10 stopni (Amsterdam) i wszystko wskazuje na to, że czeka mnie kilka dni bez motocykla…Na szczęście tego dnia opady są przelotne i udaje mi się zwiedzić Zaanse Schans – jedną z większych atrakcji Holandii.Ta osada-skansen zlokalizowana zaraz obok Zaanadamu to taka Holandia w pigułce – przede wszystkim wiatraki, muzeum chodaków, sery, małe sklepiki i domki.

Miejsce o malowniczym krajobrazie, które po prostu należy odwiedzić, bo niezależnie od pogody będzie to zawsze wspaniały plener do zdjęć. Minusem jest ogromna ilość turystów ze wszystkich stron świata. Z ciekawostek należy dodać, że pomimo takich mas ludzi, malownicze domki zlokalizowane w skansenie są zamieszkane!

Dzień drugi

Dzień drugi, zaczynam z deszczem. Pomimo tego ruszam w okolice Apeldoorn zobaczyć Paleis Het Loo – „Wersal Holandii”. Ten XVII w. barokowy pałac wykorzystywany jest obecnie jako muzeum rodziny królewskiej dysponujący ponad 160 tyś. eksponatów! A największa atrakcja tego miejsca roztacza się za pałacem. To ogród o pow. ponad 10000 ha, pięknie urządzony, z kilkoma fontannami (można go również podziwiać z dachu pałacu), co wraz z otaczającym parkiem i zabudowaniami dworskimi tworzy majestatyczny obraz.

Szkoda, że deszcz tego dnia nie dodaje mu uroku. Zmieniam miejsce na zlokalizowane wśród wydm i wrzosowisk budynki Radia Kootwijk (miejscowość o tej samej nazwie). Kiedyś centrum nadawcze  m.in. do Indii Wschodnich, podczas II wojny światowej wykorzystywane jako centrum dowodzenia U-bootami, dziś stanowi pomnik. Budynek A, zwany także Katedrą lub Sfinksem ma niesamowity wprost klimat! Plener jak z dobrego horroru (kręcono tu zresztą filmy).

Do miejscowości wiedzie jedna z najbardziej malowniczych tras, jaką tego dnia zaliczyłem – gęsty las, strzeliste drzewa i dobrej jakości asfalt, to zresztą norma w tej okolicy. Watro zjechać z trasy wiodącej z Apeldoorn do Arnhem i zatrzymać się tu na dłużej. A jeśli już mowa o Arnhem, to zdaję sobie sprawę, że w pamięci Polaków to miejsce kojarzone jest bezpośrednio z operację Market Gardem.

Znajduje się tu słynny most, jest pomnik, muzeum i cmentarz, upamiętniające naszych rodaków, biorących udział w drugo-wojennych wydarzeniach. Airborne War Cemetery w Oosterbeek odwiedziłem i wywołał on smutne doznania, szczególnie zdjęcia żołnierzy obok nagrobków, pozostawione przez ich rodziny. Ale Arnhem to nie tylko trauma II Wojny Światowej, to także największy w Holandii skansen – Nederlands Openluchtmuseum.

Otwarty w 1918 r. prezentuje eksponaty oraz architekturę z każdego rejonu Holandii. Są młyny, kanały, zwodzone mosty, warsztaty, dostępne jest piwo z regionalnego browaru (najlepsze jakie piłem w NL) oraz regionalna kuchnia. Skansen jest bardzo rozległy i poruszają się po nim zabytkowe tramwaje, co jest dużym ułatwieniem, jeśli przemieszczamy się w rynsztunku motocyklowym. Wszystko jest tu bardzo pocztówkowe. Dzień kończę, tak jak zacząłem – deszcz leje, a przez korki droga do Zaandamu staje się niezbyt przyjemna.

Dzień trzeci

Dzień trzeci, leje tak bardzo, że motocykl zostaje pod plandeką, a ja ruszam na spacer z aparatem po Amsterdamie. Miasto leczy jeszcze kaca po Koningsdag – hucznie obchodzonych urodzinach króla Holandii – jest tłoczno i dość nieprzyjemnie. Nie lubię takich tłumów, na pocieszenie deszcz dodaje uroku kanałom i wąskim uliczkom. Wszędzie rowery, knajpki, coffeshopy (notabene odwiedzane głównie przez turystów). Sposobów spędzania czasu w Amsterdamie jest ogrom, ja wybieram spacer i zdjęcia. Odwiedzam dzielnicę Czerwonych Latarni, dom Anny Frank i pałac królewski i przez Zaandam, z jego słynnym hotelem, wracam do mojej kwatery.

Dzień czwarty

Czwartego dnia około 12.00 przestaje padać! Można wreszcie ruszyć nad Morze Północne. Startuję z Zaandamu bocznymi drogami i już po godzinie zostawiam motocykl na olbrzymim i pustym parkingu w Castricum aan Zee. Wieje, lecz temperatura wreszcie zaczyna być przyjemniejsza dla mnie i motocykla, siadam więc sobie i delektuję się pięknym widokiem Morza Północnego, który zostaje ze mną już do końca dnia.

Szlakiem miasteczek, zlokalizowanych na wybrzeżu, jadę przez Wijk aan Zee do Noordpier, gdzie parkuję moto i z aparatem ruszam na falochron Nordzeekanal. Wszędzie wiatraki, statki i turyści płynący do fortu zlokalizowanego na kanale. Miejsce byłoby idealne do wypoczynku, gdyby nie księżycowy krajobraz huty stali,zlokalizowanej w bezpośrednim sąsiedztwie kanału. Do Zaandamu docieram trasą wiodącą wzdłuż Nordzeekanal i drogami przecinającymi poldery. Wszystko to przedsmak tego, co czeka mnie w kolejnych dniach.

Piąty dzień

Kolejny dzień zaczynamy od wizyty w Niderlandach przeznaczyłem na przejechanie pętli wokół jeziora IJsselmeer i Markenmeer. Trasę zacząłem od Egmond aan Zee, gdzie wybrałem się ze względu na malowniczą latarnię morską oraz rozciągające się po horyzont pola tulipanów. Maj to doskonały czas, żeby zobaczyć wszystkie ich odmiany we wszystkich kolorach, a ten rejon Holandii słynie z tego typu produkcji ogrodniczej czy może już rolnej.

Dalej drogą N511 dojechałem do miejscowości Schoorl, gdzie spędziłem chwilę przy wydmie Klimduin. Niestety, ogromna liczba ludzi skutecznie zniechęciła mnie do wdrapania się na to niecodzienne miejsce. Polecam jednak odwiedzić je, z uwzględnieniem faktu, że miejsce jest bardzo popularne wśród rodzin z dziećmi.

Dalsza podróż to zupełna zmiana krajobrazu – z nadmorskich lasów i wydm na nizinne tereny poprzecinane kanałami i masą wód jeziora IJsselmeer i Markenmeer. Wybieram boczne drogi, by wzdłuż polderów i kanałów dotrzeć do miejscowości Den Oever, w której swój początek rozpoczyna 30 kilometrowy odcinek autostrady A7, stanowiący inżynieryjne dzieło sztuki. Ta bardzo interesująca budowla, zarówno widokowo jak i ze względu na rozmiar, pełni funkcję ogromnej zapory, zabezpieczającej Holandię przed niszczącym wpływem słonej wody morskiej.

Na jej środku, w miejscu, gdzie połączono dwa odcinki budowane z dwóch stron, znajduje się parking wraz z wieżą widokową, kładką i pomnikami. Zatrzymałem się tam, by zrobić kilka zdjęć. Ogrom wody i ciągnąca się po horyzont autostrada robią bardzo duże wrażenie (zresztą towarzyszą one już od wjazdu na A7). Po zjechaniu z autostrady znów kieruję się na boczne drogi, by przez Makkum dotrzeć do Laaksum i ustawionego nad jej brzegiem pomnika – łodzi. To miejsce z ładnym widokiem, w którym podładowałem baterię i zjadłem obiad. Panią z obsługi knajpki bardzo zaciekawił GS, bo zwykle pojawiają się tu tylko turyści na rowerach.

Dalsza droga to standard dnia – trochę szybkich przelotów połączonych z wąskimi gminnymi drogami. Przez Lemmer docieram do Lelystad, by zobaczyć dwie ciekawostki tego miasta – galeon Batavia i konstrukcję Exposure. Do obu w dość łatwy sposób dojechać można z drogi N307, bez konieczności przebijania się przez miasto. Galeon jest repliką XVII w. statku należącego do Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, który rozbił się u wybrzeży Australii podczas dziewiczego rejsu.

Wykonano go zgodnie z wtedy panującą sztuką szkutniczą i jest obecnie możliwy do zwiedzania. Zachęcam do odwiedzin i poczytania o samym rejsie Batavii. Drugie miejsce w Lelystad, jakie po prostu musicie odwiedzić, to konstrukcja przedstawiająca przykucniętego człowieka wpatrzonego w morze – „Exposure”. Kawał robiącej niesamowite wrażenie sztuki, wybudowany na falochronie, z którego roztacza się widok na port w Lelystad, jezioro Markenmeer i galeon Batavia. „Konstrukcja” była moim przedostatnim punktem, jaki odwiedziłem tego dnia.

Zaliczam kolejny przelot drogą zlokalizowaną pośród wody, N307 zlokalizowana jest na nasypie oddzielającym jeziora Markenmeer i IJsselmeer, docieram do Hoorn i jego portu. Zachwyciła mnie tu architektura, jakże inna od tej powszechnie spotykanej w Holandii, zbita, z wąskimi uliczkami, ciekawymi budynkami. Mnóstwo uliczek jednokierunkowych, knajpek tętniących życiem. Motocykl warto zostawić na parkingu i odwiedzić zabytkowe molo, restaurację w wieży Hoofdtoren, czy pstryknąć fotkę obok pomnika „Towarzyszy rejsu kapitana Bontekoe”. Do Zaandamu przemykam między samochodami stojącymi w ogromnym korku.

Dzień szósty

Dzień szósty zaczynam od ogrodu Keukenhof, zlokalizowanego w miejscowości Lisse. Otwarty jest on od końca marca do połowy maja i stanowi bez wątpienia jedną z największych atrakcji Holandii. Jest to największy na świecie ogród z roślinami cebulowymi, gdzie znajdziecie ponad 7 mln odmian kwiatów, z czego większość stanowią tulipany. Miesza się tu morze ludzi, języków i roślin – rocznie przybywa tu ponad 1 mln turystów. Warto stawić się na miejscu zaraz po otwarciu, gdyż potem trudno spacerować wśród tego multum zwiedzających. Motocykliści nie płacą za parking.

Ogród zapiera dech i pomimo, że nie jestem fanem tego typu atrakcji, zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Z Kaukenhof udałem się do portu w Rotterdamie, a dzięki mojemu Garniakowi, była to prawdziwa podróż w nieznane – trochę autostrady, potem boczne uliczki i wreszcie samo miasto, gdzie musiałem się posiłkować promem.

Potem już wygodną drogą, wiodąca nad samo wybrzeże Morza Północnego, dojechałem na miejsce. Port jest jednym z największych na świecie, po Szanghaju i Singapurze, i stanowi największy kompleks przemysłowy w Holandii – rafinerie, zakłady chemiczne – stąd zapachy towarzyszące przejazdowi nie należą do najprzyjemniejszych, wręcz denerwują. Samo miejsce ze wszech miar NAJ – olbrzymie dźwigi, statki, ruch. Warto zatrzymać się w interaktywnym centrum budowy portu – Futureland. Zebrano tu sprzęt, jaki uczestniczy w jego budowie, można obejrzeć film z tego wydarzenia, czy po prostu odpocząć i coś zjeść.

Kolejnym naj-miejscem tego dnia był zespół śluz, wchodzących w skład projektu Delta, zlokalizowany na wyspach zeelandzkich. Widoki mega!!! Słońce, wszechogarniająca woda i doskonała droga. Motocyklowa poezja. Dłuższy postój zrobiłem w pobliżu bariery Oosterscheldekering, stanowiącej prawdziwy cud techniki.

Ma ona ponad 9 km! W jej skład wchodzą trzy zapory, łączce sztuczne wyspy. Będąc w Zeeleandii nie sposób ominąć jedną z największych atrakcji regionu/kraju/Europy: Most Zeeleandzki, bo o nim mowa, to niepowtarzalna wizualnie konstrukcja o długości 5 km. W chwili otwarcia, tj. 1967 roku, był on najdłuższym mostem w Europie.

To zdecydowanie jedno z najlepszych miejsc do zdjęć – ażurowe podpory ciągnące się po horyzont, jachty, statki, co daje niesamowite poczucie symetrii i skali. Do Zaandamu wróciłem inną trasą – przez Goudę, miasto znane z serów, jednak po całym dniu zwiedzania nie maiłem już sił, by zajrzeć do najciekawszej jego części, czyli rynku.

Siódmego dnia, wyjeżdżając z Holandii, czułem duży niedosyt. Gdyby nie paskudna pogoda prawdopodobnie zwiedziłbym więcej. Ten kraj zachwycił mnie kontrastami, przyjaznymi ludźmi, dobrymi drogami i spokojem na nich panującym. Po prostu wypoczynek za sterami! Niderlandy polecam wszystkim jeżdżącym jednośladami, bo każda ich część jest inna – Arnhem ze wspaniałymi alejami strzelistych drzew, nadbrzeżne lasy na wydmach w okolicy Egmond aan Zee, industrial Rotterdamu, czy klimatyczny Amsterdam. Chcecie odpocząć? Jazda do Holandii!

Przydatne informacje

– Korki! Są ogromne, jednakże mi jeździło się bardzo dobrze. Kierowcy aut bardzo dobrze traktują motocykle i bez problemu ustępują miejsca.

– Sprawa najbardziej oczywista , lecz warta przypomnienia – uwaga na rowery! Jedziesz rowerem, jesteś bogiem…

– Na parkingach, w większości, mogłem zapłacić tylko przy pomocy karty. Pamiętajcie to tym.

– Ruch jest płynny i raczej odradzam przekraczania prędkości (oraz łamania innych przepisów) – im grzeczniej na drodze, tym więcej zostaje w portfelu. Np. autostradowe przekroczenie o 40 km/h to 410 Euro + koszty administracyjne (na terenie zabudowanym jest jeszcze bardziej niewesoło).

– Cena paliwa ok. 7 zł/litr, koszt noclegu od 40 Euro za dobę.

Propozycje wycieczek

Trasa 1 (zobacz w google)

Trasa 2 (zobacz w google)

Trasa 3 (zobacz w google)

Trasa 4 (zobacz w google)

Zdjęcia: autor. Zobacz także bloga Motocyklem w Nieznane na FB…

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany