Dakar 2018: Etap 12 - Przygoński w czołówce - Motogen.pl

Czwartkowa próba miała stanowić drugą część ekstremalnego etapu maratońskiego dla motocyklistów i zawodników na quadach. Jednak z powodu trudnych warunków panujących na zaplanowanej trasie organizatorzy początkowo skrócili odcinek specjalny, a po konsultacjach z zawodnikami postanowili go całkowicie anulować. Zgodnie z planem rywalizowały za to załogi samochodowe, które po serwisie i noclegu w Chilecito oraz 270 km dojazdówki wystartowały na bardzo długi, bo liczący 523 km OS. Kluczem do przetrwania dnia i uniknięcia potencjalnych problemów było precyzyjne trzymanie się wskazań roadbooka. Wszyscy uczestnicy rajdu Dakar spotkali się na biwaku w San Juan, skąd w piątek wystartują do przedostatniego etapu.

W rywalizacji samochodów na początku odcinka specjalnego przypomniał o sobie Orlando Terranova (Mini), który tegorocznego Dakaru nie może zaliczyć do udanych. Argentyńczyk, będący dopiero na 17. miejscu w generalce, notował najlepsze czasy aż do drugiego checkpointa. Od tego miejsca na prowadzenie wyszedł zwycięzca poprzedniego etapu Bernhard ten Brinke (Toyota) i utrzymał je aż do końca pierwszej części OS-u. Po neutralizacji sprawy w swoje ręce wzięli weterani Dakaru Stéphane Peterhansel (Peugeot) i Nasser Al-Attiyah (Toyota), którzy wymieniali się prowadzeniem na kolejnych punktach pomiaru czasu. Ostatecznie po emocjonującym pojedynku etap wygrał Katarczyk Al-Attiyah, odnosząc trzecie zwycięstwo w tym roku i 28. w swojej karierze. Francuz Peterhansel był drugi i stracił 2 minuty. Trzeci ze stratą 4,5 minuty dojechał pochodzący z RPA Giniel de Villiers (Toyota). Kuba Przygoński i pilotujący go Tom Colsoul jadący samochodem Mini John Cooper Works Rally od początku odcinka notowali czasy w okolicy 7. miejsca. Jednak na końcowym fragmencie OS-u wyprzedził ich Khalid Al Qassimi (Peugeot) i załoga ORLEN Team zakończyła dzień na 8. pozycji. Lider Hiszpan Carlos Sainz (Peugeot), nie podejmując zbędnego ryzyka, dotarł do mety dopiero dziewiąty ze stratą ponad 18 minut.

Kolejny długi i ciężki dzień za nami. Początek odcinka jechaliśmy wyschniętymi rzekami z niebezpiecznymi kamieniami, gdzie istotna była precyzyjna nawigacja. Potem mieliśmy łatwiejsze odcinki szutrowe, na których jednak zaliczyliśmy nieprzyjemną przygodę. Na długiej prostej, jadąc 180 km/h, w wyniku błędu w roadbooku przegapiliśmy zakręt o 90 stopni. Nie zdołałem wyhamować i spadliśmy z pięciometrowej półki. Trochę straciliśmy, chwilę zajął nam powrót na trasę, ale wykorzystaliśmy chyba całe nasze szczęście, bo samochód był cały i mogliśmy jechać dalej.
– opowiada Kuba Przygoński i dodaje: –Po dwunastu dniach ścigania wszyscy jesteśmy już bardzo zmęczeni i szczególnie odczuwamy niedobór snu. Zostały nam jednak tylko dwa dni i musimy to przetrwać, a zwłaszcza jutrzejszy, ponad 900-kilometrowy etap, na którym może się dużo wydarzyć.

Liderem w klasyfikacji generalnej niezmiennie pozostaje Carlos Sainz. Drugi Peterhansel odrobił dzisiaj 16 minut do Hiszpana i na dwa dni przed końcem rajdu traci do niego niecałe 45 minut. Trzeci ze stratą prawie 66 minut jest Al-Attiyah. Kierowca ORLEN Team Kuba Przygoński utrzymał dobrą szóstą pozycję i nadal ma prawie 28 minut przewagi nad siódmym Al Qassimim.

Motocykliści mieli dzień przerwy od rywalizacji, ale nie odpoczęli całkiem od jazdy motocyklem, musieli bowiem pokonać prawie 700 km dzielące ich od miejsca startu kolejnego etapu, San Juan.

Na dwa dni przed końcem rywalizacji w klasyfikacji generalnej prowadzi Austriak Mattias Walkner (KTM), który ma 32 minuty przewagi nad Argentyńczykiem Kevinem Benavidesem (Honda) i 39 minut nad Australijczykiem Tobym Price’em. Debiutant Maciek Giemza jest na bardzo dobrej 25. pozycji.

W piątek na zawodników czeka przedostatnia próba z metą w Cordobie. Może się wydawać, że to już prawie koniec, ale uczestnicy muszą zachować czujność, bo na tym etapie rajdu można łatwo zaprzepaścić wysiłek z dwóch ostatnich tygodni. Po pokonaniu wydm w okolicach San Juan zawodnicy wjadą na tereny pokryte uciążliwym i znienawidzonym fesz feszem. Ta zmielona skała o konsystencji mąki wzbija się w powietrze przy najmniejszym ruchu, ogranicza widoczność do zera oraz wdziera się do wnętrza pojazdów i pod gogle. W tych trudnych warunkach motocykliści pokonają 424 km, a samochody 369 km odcinka specjalnego. Wszystkich czeka długi dzień i do pokonania ponad 900 km łącznie z dojazdówkami.