Suzuki DL 650 V-Strom jest dla świata motocyklowego czymś takim jak Peter North dla przemysłu porno. Po prostu był, jest i z pewnością jeszcze długo będzie. Niepozorny na pierwszy rzut oka, średni jeśli chodzi o dane na papierze, a jednak wykorzystywany przez swoich właścicieli do dalekobieżnej turystyki właściwie w każde rejony świata. To skłoniło mnie aby namówić dobrych ludzi z Suzuki do udostępnienia go na test jakiego w Polsce jeszcze nikt nie przeprowadził. Prawie 6000 km - deszcz, śnieg, grad, ulewy, upały, góry, szutry, błoto i piach, a na deser albańska infrastruktura drogowa i „rewelacyjny” grecki asfalt. Jak spisał się w tym naprawdę wymagającym teście?
Do tej pory redakcja starała się wypierać chińskie motocykle ze swojej świadomości. Jakoś jeszcze byliśmy w stanie zaakceptować rozpędzający się do 45 km/h skuter, przy którym wizja pękającej niczym ryżowy wafel felgi albo ramy nie była taka straszna i na tych skuterach się kończyło.
Harley jaki jest, to każdy, nawet świeżo upieczony motocyklista, wie doskonale. Pierwsze skojarzenie biegnie ku chopperowi ociekającemu chromami, ze złowrogo patrzącym kierowcą w nieodzownej skórzanej kurtce z frędzlami. Do niedawna dwukołowa ikona ameryki kojarzona była głównie w ten właśnie sposób, ale nowe modele, z testowanym przez nas modelem Harley-Davidson Breakout na czele, skutecznie to postrzeganie zmieniają.
W 1999 r. Suzuki, aktywnie walczące o palmę pierwszeństwa wśród producentów najszybszych motocykli seryjnych, zaprezentowało GSX1300R Hayabusę. Jej przydomek to japońskie określenie sokoła wędrownego, który osiągając podczas lotu nurkującego 300km/h jest najszybszym zwierzęciem na naszej planecie.
W 1997 roku na świat przyszedł VL 1500, potężny cruiser ze stajni Suzuki, który w ówczesnych czasach swoim designem zupełnie odstawał od przyjętego przez koncern wizerunku motocykla typu cruiser. Był wielki, ciężki i ociekał chromem bardziej niż Twix czekoladą.
Kiedy otrzymałem informację, że kolejny testowany Harley przypadnie mojej osobie, miałem mieszane uczucia. Spodziewałem się zawalidrogi obwieszonego chromem, kręgosłupołamacza bez krzty adrenaliny, który spowoduje apatię, niechęć do świata, a nawet światłowstręt. Harley-Davidson Sportster 1200 Custom sprawił mi jednak niespodziankę.
Suzuki Inazuma to jeden z bardziej spóźnionych motocykli aktualnie dostępnych na rynku. Dlaczego? Kiedy inni producenci mieli już w swojej ofercie motocykle pojemności 250 ccm, Suzuki nie miało nic, co mogłoby zaoferować początkującym motocyklistom. Nic, co mogłoby konkurować z Yamahą YBR 250, Hondą CBR 250, KTM Duke 200 czy Kawasaki Ninja. Ta ostatnia teraz dostępna jest o pojemności 300 ccm wysuwając się tym samym na pozycję lidera wśród małolitrażowych motocykli.
XVS 1100 Custom roztacza wokół siebie aurę zawadiaki i buntownika, a jednocześnie możemy traktować go jak kumpla, który nie wymaga od nas obwieszania się metalem jak krzyżowiec zmierzający na Jerozolimę, zakładania braincapa, seksownych chapsów, gogli czy bogato haftowanych kowbojek z "wielkim czubem" tylko po to aby zasłużyć na jego towarzystwo. Integral, dżinsy, skóra i sportowe buty w zupełności wystarczą, do tego z pewnością nie popsują "wizerunku".
Pewnego razu był sobie sprytny motocykl marki Yamaha, swą sprytność przedstawiał również poprzez dodatek do nazwy modelu – „Tricker”. Owa Yamaha XG250 Tricker, bo tak brzmi pełna nazwa, została „zabita” przez normę EURO, która zaczęła obowiązywać w 2007 roku.
motoadmin
Opisywany motocykl powstał w latach dziewięćdziesiątych, powołany do życia pasmem sukcesów Włochów i porażek Japończyków w wyścigowej klasie superbike. Ich sportowe L-twiny, niemal dekadę bezwzględnie dominowały śmiejąc się w twarz czterocylindrowej, rzędowej konkurencji.
Redakcja
Coraz częściej turystyka motocyklowa zaczyna kojarzyć się z motocyklami będącymi dwukołowymi, luksusowymi kamperami, które zamiast motocyklowego survivalu gwarantują bezstresowe nawijanie kilometrów. Przeglądając propozycje producentów ciężko obecnie znaleźć takiego, który w swej ofercie nie miałby tourera z prawdziwego zdarzenia.
Honda złożyła trybut motocyklowi, który zmienił historię. Co ciekawe, trzeba było kilku lat, żeby jeżdżący pomnik CB 750 trafił do Europy. Japończycy znają nowy CB 1100 od 2010 roku, my mieliśmy okazję wypróbować go dopiero na początku 2013.