55-letni łodzianin to już legendarna postać w świecie wyścigów motocyklowych. Przez młodszych rywali nazywany „Profesorem”, Oskaldowicz swoją przygodę z wyścigami motocyklowymi rozpoczynał jeszcze w latach siedemdziesiątych, ale dzięki wyśmienitej kondycji i wielkiej pasji wciąż jest w stanie rywalizować z dużo młodszymi zawodnikami.
37 lat po swoim pierwszym zwycięstwie w wyścigu motocyklowych mistrzostw Polski w Białymstoku, zawodnik zespołu BMW Petronas rozpocznie w ten weekend walkę o swój czternasty tytuł. Dosiadając BMW S1000RR, Oskaldowicz sięgnął rok temu po trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej, w silnie obsadzonej, międzynarodowej stawce najbardziej prestiżowej klasy Superbike, aż pięć z dziewięciu wyścigów kończąc na podium.
„Profesor” zamierza w tym sezonie poprawić ten wynik, choć zaledwie trzy tygodnie temu jego tegoroczne starty stanęły pod poważnym znakiem zapytania z uwagi na groźny wypadek podczas treningów i złamanie prawej nogi. Dzięki natychmiastowej operacji, intensywnej rehabilitacji i ogromnej woli walki, Oskaldowicz wrócił na motocykl już po niecałych dwóch tygodniach. Od kilku dni łodzianin intensywnie trenuje, aby być w jak najlepszej formie podczas pierwszej rundy sezonu i w Poznaniu walczyć w najbliższy weekend o miejsce na podium.
Janusz Oskaldowicz
„Od mojego pierwszego zwycięstwa w mistrzostwach polski mija w tym roku 37 lat, ale w moim przypadku sprawdza się powiedzenie „apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Co prawda niedawny wypadek sprawił, że na moment się załamałem, ponieważ byłem przekonany, że będę pauzował przez kilka miesięcy, ale dzięki świetnej opiece medycznej i szybkiej operacji, już wracam do zdrowia. Początkowo chciałem jedynie po prostu wystartować w pierwszej rundzie, ale teraz chcę już walczyć przynajmniej o podium, a najlepiej o zwycięstwo. Chcę też w tym roku walczyć o kolejny tytuł. Co prawda z każdym rokiem muszę coraz ciężej pracować, aby utrzymać formę, ale to mój czwarty sezon w barwach BMW Petronas i wszystkie elementy są na swoim miejscu, aby walczyć o mistrzostwo. Wypadek w Poznaniu przydarzył się przy prędkości grubo powyżej 200km/h. Pechowo rywal trafił mnie akurat w nogę, stąd przymusowa depilacja łydki oraz złamanie piszczeli i strzałki. Po spadnięciu z motocykla turlałem się po asfalcie przez dobrych trzysta metrów, ale wszystko to pokazuje, jak bezpieczna jest mimo wszystko jazda po torze wyścigowym. Gdyby uderzenie przejął motocykl, a nie noga, w ogóle nic by mi się nie stało. Teraz najważniejsze jednak, że wracam do zdrowia i mogę walczyć podczas pierwszej rundy.”