Kawasaki weszło w posiadanie nie tylko prawa do nazwy włoskiej marki Bimota, ale także do rozwiązań patentowych, danych technologicznych i wszelakiej wiedzy zdobytej od momentu założenia firmy w 1973 roku przez m.in. Massimo Tamburiniego (założycieli było trzech, a nazwa pochodzi od ich nazwisk: BIanchi, MOrri TAmburini)
To dobra wiadomość!
Po pierwsze oznaczać może, że technologie te będą rozwijane, Bimota zostanie przy życiu, a pojazdy produkowane przy wsparciu Kawasaki, ale pod włoskim szyldem, będą miały wciąż rozwiązania konstrukcyjne, do których włoscy inżynierowie dochodzili latami (np. zwrotnicowy układ kierowniczy w modelu Tesi). Najgorsze byłoby, gdyby niektóre motocykle Kawasaki dostały nazwy i malowanie Bimoty… Wyobraźcie sobie ZX10R w malowaniu biało-czarno-czerwonym z logiem Bimota na baku i nazwą SB10K. Nawet nie chcemy o tym myśleć. Na szczęście na 100% tak się nie stanie.
Jaka przyszłość czeka Bimotę?
Nie wiemy jakie są plany potentata rynku motocyklowego w związku z zakupem borykającej się od lat z problemami finansowymi Bimoty. Rozwiązań może być kilka. Być może Japończycy zainwestują w markę, którą wyprowadzą na finansową prostą, a zarobek upatrzą w tym, iż w salonach Kawasaki na całym świecie będzie można kupić również maszyny Bimoty – jako ekskluzywne pojazdy segmentu premium, nie konkurujące z maszynami Kawasaki, a z pojazdami spod znaku Ducati czy MV Agusty.
Może Kawasaki zakupiło Bimotę tylko dlatego, że mogło i chciało, może z sentymentu – w końcu kiedyś maszyny te zasilały jednostki napędowe Kawasaki właśnie, a planu na tę markę jeszcze sami nie mają.
Być może też marka ta została po prostu uratowana przez Japończyków przed wykupieniem samego loga przez Chińczyków, którzy wiadomo co by z nim zrobili. Japońska inwestycja może okazać się też tylko odwlekaniem agonii nietuzinkowej marki, która jakoś nigdy nie mogła przebić się do ścisłej światowej czołówki…
Pożyjemy zobaczymy! Tak czy inaczej trzymamy kciuki za Bimotę, której w rękach Kawasaki raczej krzywda stać się nie może!