Pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne. X-Max mimo bardzo słusznej pojemności ciągle zachowuje gabaryty sprzętu typowo miejskiego. Yamaha chwali się nawet, że ich nowy skuter jest najmniejszy i najlżejszy w klasie 400 – po kilku pierwszych kilometrach jesteśmy w stanie w to uwierzyć! Maxi-skutery w tej klasie pojemności charakterem i gabarytem idą już raczej w stronę klasy mini-turystyków. Nowa Yamaha staje się więc jednym z niewielu jeśli nie jedynym skuterem o pojemności 400, który ciągle dobrze odnajduje się w miejskim gąszczu.
Bardzo pozytywne wrażenie robi dynamiczny silnik, który równo ciągnie już od niskich obrotów. Automatyczny system przeniesienia napędu utrzymuje
Dedykowany układ wydechowy Akrapović wygląda i brzmi świetnie. Aktualnie jeździmy bez Db killera, jutro zobaczymy jak sprawdza się w „cichej” wersji. |
zwykle przedział 4000-6000 obrotów, co jeżeli chodzi o ten górny zakres, odpowiada wartości przy której uzyskiwany jest najwyższy moment obrotowy. Prędkość maksymalna? To jeszcze sprawdzimy, ale póki co dynamiczna Yamaha rozpędziła się do 160 km/h i to nie było ostatnie słowo, na autostradzie więc również wstydu nie będzie.
Póki co nie odkryliśmy jeszcze wszystkich schowków X-Maxa, ale jeśli chodzi o ten największy – pod kanapą, to wywarł on na nas olbrzymie wrażenie. Olbrzymie użyte jest nieprzypadkowo, bo pod kanapę spokojnie zmieszczą się dwa duże kaski i miejsca zostanie pewnie jeszcze na lekką kurtkę.
Jedynym dyskusyjnym elementem jest zawieszenie. X-Max 400 prowadzi się niczym przyklejony do asfaltu, bardzo łatwo wchodzi w zakręty i pozostaje w nich stabilny, ale jest to niestety okupione bardzo sztywnym zestrojeniem podwozia. Póki pozostajemy na równych, najlepiej krętych drogach jest świetnie, wjazd na te bardziej dziurawe odcinki mocno dał się we znaki kręgosłupowi i nadgarstkom.
To oczywiście tylko pierwsze wrażenia. Na pełen raport z jazdy musicie trochę poczekać, kiedy to sprawdzimy nowego X-Max 400 od A do Z.