Jak agresywny motocyklista zmienił swój styl jazdy... Szczere wyznanie i nagranie z wypadku - Motogen.pl

Jeździł agresywnie, bo był najszybszy, najlepszy i najmądrzejszy. Aż doszło do wypadku… Później przyszły refleksje i pierwsza wizyta na track-dayu.

Na poniższy post trafiliśmy w internecie zupełnym przypadkiem. Prawdopodobnie nawet nie zatrzymalibyśmy się na nim na dłużej, gdyby nie spore zainteresowanie (i liczba komentarzy), które wywołał…

Okazało się, że mamy przed sobą wyjątkowo prawdziwe i nad wyraz prawdziwe wyznanie. Ponadto sytuacja idealnie wpisuje się w ostatnie zamieszanie z wyścigami na drogach Chabówki…

Zresztą obejrzyjcie nagranie z wypadku i sami przeczytajcie wyznanie. (Jeżeli poniższy player nie działa, obejrzycie tutaj.) Autorem jest użytkownik u/4pointingnorth z Reddita, wszystko zdarzyło się gdzieś w USA.

PSA from present me to younger me- keep riding like an asshole, you’re gonna get burned! from r/motorcycles

„To byłem ja. Dnia 5 maja 2013.

Jeździłem w taki sposób za każdym razem, gdy wsiadałem na motocykl. Dosłownie uderzałem w lusterka, kręciłem silnik do odcinki na wydechu Yoshi prosto w uchylone szyby… Cały taki syf. Ale po tym wypadku, przechodząc stres pourazowy, oglądałem nagranie z wypadku… Wielokrotnie, od nowa, i jeszcze raz. Mijał czas, a ja coraz mniej złościłem się na kierowcę busa, a bardziej na siebie.

Gdy jeździłem, już na motocykl wsiadałem ze złością, spodziewając się wszystkich głupich rzeczy, które zrobią inni kierowcy. Przez to jeździłem bardzo ofensywnie, starając się rekompensować w ten sposób brak uwagi innych. Sam siebie narażałem na niebezpieczeństwo.

Gdy miałem wypadek, w końcu zorientowałem się, że dżentelmen jechał zupełnie zwyczajnie. Jedyną zmienną tej sytuacji był jakiś wkurzony motocyklista z rozbujanym ego, przelatujący pomiędzy samochodami. Przyjmowałem, że jestem jedyną osobą posiadającą kontrolę oraz że zwyczajnie przerastam tych głupich puszkarzy. Przesadzałem i to mogło kosztować mnie życie.

Gdy bus zaczął zmieniać pas, popełniłem krytyczny błąd w momencie paniki… Jednak nie miałem tak wysokich umiejętności, jak sądziłem. Instynkt wziął górę, złapałem hamulec z całej siły, zablokowałem motocykl na kursie w stronę nieuniknionego wypadku.

To, co ludzie mówią o jeździe po torze, jest prawdziwe. Od tamtej pory w końcu zacząłem torowanie. Zapisałem się na szkolenie, na kilku track-dayach jeździłem z instruktorem. Poziomy komfortu, kontroli i pewności, które pojawiają się w kontrolowanym środowisku, sprawiły że wykładniczo zwiększałem swoje umiejętności jazdy oraz wiedzę dotyczącą techniki. Mogłem przesuwać granice w miejsca, które kiedyś uznawałem za niemożliwe (a przecież wcześniej uważałem, że byłem Valentino Rossim). Dopiero to dawało mi prawdziwego kopa.

Teraz, gdy wyjeżdżam motocyklem na drogi publiczne, inni mają mnie za żółtodzioba – bo mam szerokie „chicken-stripy” na oponie, bo nie wyprzedzam, bo jeżdżę w kombinezonie bez przekraczania dozwolonej prędkości. A co najważniejsze – bo daję sobie przestrzeń i czas, aby zareagować na coś niespodziewanego… Czyli na nieuważnych kierowców, albo na kogoś, kto urządza sobie MotoGP na drodze.

Zwolnij, daj sobie przestrzeń, oddychaj, odpręż się. Sam odpowiadasz za własne bezpieczeństwo. Nauczka, którą dałeś poprzedniemu kierowcy, będzie gówno znaczyła, gdy uderzy w ciebie następny samochód.”

Kilka akapitów dalej, nasz główny bohater dodał jeszcze komentarz na temat swojej pierwszej wizyty na track-dayu…

„[Za pierwszym razem na torze] byłem okrutnie zawstydzony. Pojechaliśmy z kolegą i obaj myśleliśmy, że zaimponujemy wszystkim, że będziemy tymi dwoma ziomkami, którzy przyjechali z ulicy i rozgonili całe towarzystwo.

Byłem tak powolny, że śmiechu warte. Ale instruktor od razu dał nam do zrozumienia, że nie ma się co przejmować oraz jeżeli będziemy w skupieniu słuchać rad, będzie lepiej z okrążenia na okrążenie.

Na drogach za wszelką cenę chciałem zejść na kolano aby być cool. Moja pozycja była totalnie od czapy. Jak już minimalnie dotknąłem kolanem asfaltu, uznawałem siebie za mistrza.


Za pierwszym razem, gdy slider dotknął asfaltu na torze, byłem w szoku, bo się tego nie spodziewałem. Po raz pierwszy jeździłem z odpowiednią pozycją i techniką, więc mogłem przejeżdżać zakręt z większą prędkością, no i kolano samo poszło w dół.

Na koniec dnia byłem nie tylko absolutnie wyczerpany, ale w końcu poczułem się komfortowo, jeżdżąc motocyklem w sposób, który wcześniej wydawał się niemożliwy”.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany