Spis treści
Nordkapp zawsze rozpalał wyobraźnię motocyklistów. Surowy klimat Skandynawii, baśniowe widoki, duże odległości pomiędzy miastami i wyjątkowo kapryśna pogoda czynią z takiego wyjazdu nie lada wyzwanie. A przecież motocykliści lubią wyzwania!
Nordkapp to najdalej wysunięty na północ punkt Europy, do którego można dotrzeć, korzystając z dróg asfaltowych. Jest tam duży parking, restauracja, niewielki pomnik i wykonany ze stali ogromny globus, przy którym wszyscy przybysze robią sobie pamiątkowe zdjęcie. Niby nic szczególnego, a jednak to miejsce pozostaje wielkim marzeniem w głowach tak wielu motocyklistów.
Nasz wyjazd na Nordkapp odbył się w ramach finału Motul Europa Tour, czyli kolejnej edycji konkursu organizowanego dla klientów Motul Polska. W poprzednich edycjach byliśmy w RPA, Stanach Zjednoczonych i Kirgistanie. W tym roku przyszedł czas na europejską edycję. Organizatorzy postanowili, że dla zwycięzców zorganizują wyprawę właśnie na daleką północ Skandynawii.
VIDEO RELACJA z podróży na kraniec Europy – Motul Europa Tour 2022
Kto pojechał na Nordkapp? Jakie motocykle?
Wystartowaliśmy z Gdyni na dziewięciu motocyklach. My, to znaczy trójka laureatów konkursu Motul Tour, dwóch przedstawicieli Motul Polska, jeden przedstawiciel Kawasaki Polska oraz trzech dziennikarzy. Z racji współpracy Motul Polska w tegorocznej edycji projektu z Kawasaki Polska wszyscy mieliśmy do dyspozycji ten sam model motocykla, a był nim Kawasaki Versys 1000 z bogatym wyposażeniem.
Laureatami konkursu zostali: Patrycja, Zbyszek oraz Wiesław. Żeby wziąć udział w konkursie, musieli najpierw zgłosić motocyklowe zdjęcie, a następnie nagrać i zmontować krótki film odpowiadając w nim na pytanie „dlaczego motocykl?”. Jury podjęło decyzję, że najlepsze filmy nadesłała właśnie ta trójka. W nagrodę czekała na nich w pełni opłacona wyprawa na Nordkapp (noclegi, wyżywienie, paliwo, motocykle – wszystko było zapewnione).
Dzięki współpracy firmy Motul z przedstawicielami marek Schuberth oraz Cardo laureaci otrzymali dodatkowo turystyczne kaski szczękowe Schuberth C5 i najnowsze interkomy Cardo. Te ostatnie bardzo się przydały podczas całego wyjazdu (nie tylko aspekt towarzyski, ale również, a może nawet przede wszystkim, poprawa bezpieczeństwa w trasie). Kolejne upominki do puli dorzucili przedstawiciele RR Moto, czyli największego sklepu motocyklowego w Warszawie i w Toruniu.
Patrycja ma już na swoim koncie kilka ciekawych doświadczeń z turystyką motocyklową (Turcja, Maroko), ale dotychczas podróżowała w samotności. Tym razem musiała się nauczyć jeździć w grupie. Z kolei Wiesław spędza na motocyklach mnóstwo czasu, ale są to motocykle typu enduro. Długodystansowa turystyka była dla niego wyzwaniem. Zbyszek z nas wszystkich najwięcej wiedział o Norwegii, bo kiedyś tam mieszkał i pracował. Zawsze marzył, aby wrócić do Skandynawii na motocyklu i dzięki wygranej w Motul Europa Tour udało mu się to marzenie zrealizować!
Motocyklowa podróż na Nordkapp – trasa
Wyruszyliśmy z Gdyni, z dużego parkingu pod centrum handlowym Klif. Tam zorganizowano oficjalne rozpoczęcie, tam również zaprosiliśmy naszych widzów i czytelników (jednoczesne zakończenie Operacji Lato w redakcji Motogen). Po wspólnym posiłku w restauracji udaliśmy się na prom, na którym spędziliśmy kolejne 18 godzin płynąc do portu w szwedzkim Nynashamn.
Pierwszy postój na lunch był zaplanowany na przedmieściach Sztokholmu w restauracji prowadzonej przez Polkę. Całą trasę wraz z miejscami noclegów i punktami, w których zatrzymywaliśmy się na jedzenie, opracował nasz przewodnik Jacek Śledziński – doświadczony podróżnik, złoty człowiek i absolutnie najlepszy przewodnik na świecie!
Od Sztokholmu jechaliśmy ciągle na północ przez kolejne 4 dni. To właśnie czwartego dnia jazdy po opuszczeniu promu dotarliśmy do naszego celu, czyli na Nordkapp. Średni dzienni przebieg to około 500 km. Pewnie dałoby się więcej, ale po pierwsze musieliśmy mieć czas na nagrywanie materiałów i robienie zdjęć (film z obszerną relacją wkrótce na YouTube Motogen), po drugie dość restrykcyjne ograniczenia prędkości studziły nasz zapał do bardziej dynamicznego stylu jazdy. Najwięcej jednego dnia pokonaliśmy ok. 650 km.
Jadąc na północ, przekroczyliśmy granicę z Finlandią. Na odwiedziny w miasteczku Świętego Mikołaja niestety zabrakło już czasu, ale za to skosztowaliśmy gulaszu z renifera! Jeśli już mowa o reniferach to dalej na północy jest ich naprawdę dużo. Trzeba uważać, bo często spacerują wzdłuż drogi i zachowują się równie nieprzewidywalnie, co nasze sarny. Dość szybko zrozumieliśmy, że restrykcyjne ograniczenia prędkości mają sens…
Jadąc na północ, zaobserwowaliśmy wyraźną zmianę w długości dnia. Zatrzymując się na nocleg około 200-250 km przed dotarciem na Nordkapp mieliśmy już jasne niebo do późnych godzin nocnych. U niektórych taki stan rzeczy może powodować bezsenność, choć my po tylu godzinach za kierownicą z zaśnięciem problemów nie mieliśmy.
Warunki atmosferyczne nam sprzyjały. Im dalej na północ, tym chłodniej, ale wciąż słonecznie i tylko z niewielkimi, przelotnymi opadami deszczu. Temperatura spadła poniżej 10 stopni Celsjusza, dopiero kiedy zbliżaliśmy się już do Nordkapp.
Nordkapp motocyklem – jakie to uczucie?
Dojeżdżając na Nordkapp miałem wrażenie, jakbym lądował na Księżycu. Niby to tylko 2500 km od domu, niby cztery dni jazdy, a jednak miejsce to wydaje się tak odległe i tak surowe, że budzi dość specyficzne emocje i dostarcza niecodziennych doznań.
No dobrze, może z Księżycem to przesada, ale w pewnym sensie śmiało możemy uznać, że to koniec świata. A przynajmniej koniec Europy! Jeśli spojrzycie na dokładną mapę, to uda wam się zauważyć, że istnieją punkty Europy jeszcze dalej wysunięte na północ. Nordkapp jest jednak ostatnim, do którego można dotrzeć po drogach asfaltowych. Na ostatnim odcinku pokonujecie jeszcze mroczny tunel o długości około 6 kilometrów. Temperatura w samym tunelu spada do około 6-7 st. C.
Sam Nordkapp nie jest miejscem szczególnie spektakularnym, piękniejszym od innych miejsc, które można zobaczyć w Norwegii. Jest jednak pewnego rodzaju symbolem, do którego wszyscy chcą dotrzeć. Nie znam osoby, która była na dalekiej północy Norwegii i nie pofatygowała się na Nordkapp. Oczywiście Norwegowie mądrze wykorzystują popularność tego miejsca – za wjazd na Nordkapp pobierana jest opłata (w przeliczeniu na złotówki około 150 zł / motocykl).
Powrót przez baśniową Norwegię
O ile jazda na północ przez Szwecję i częściowo przez Finlandię oznaczała przede wszystkim lasy i od czasu do czasu piękne jeziora, a dalej na północ również napotykane przy drodze renifery, o tyle powrót z Nordkapp przed Norwegię zagwarantował nam prawdziwy pokaz piękna i możliwości twórczych matki natury.
Stromy, skaliste zbocza, fiordy, mniejsze i większe wodospady, wkomponowana w skały zieleń… To wszystko zrobiło na nas ogromne wrażenie. Niby jadąc do Norwegii, tego się spodziewasz, ale na miejscu i tak pojawia się zdumienie i zachwyt.
Mocno zmieniły się krajobrazy i zmieniły się również warunki pogodowe. Gęste chmury, deszcz, silny wiatr i temperatury poniżej 10 st. C. W tej części świata trudno o letnie warunki pogodowe nawet w lipcu, czy sierpniu (nasz wyjazd miał miejsce w pierwszej połowie sierpnia).
Co ciekawe, w pewnym momencie zrozumiałem, że deszcz wcale nie jest dla nas utrapieniem, tylko błogosławieństwem! Obserwowanie surowego klimatu Norwegii w takich warunkach pogodowych dawało nam jeszcze prawdziwsze i głębsze doznania. Taka jest prawdziwa Norwegia i taką chcemy ją podziwiać! Pokryte mgłą fiordy i ociekające wodą skały wyglądają jeszcze mroczniej i jeszcze piękniej. A kiedy na chwilę zza chmur wygląda słońce, możesz podziwiać najpiękniejsze tęcze z baśniowym widokiem w tle!
Przekroczyliśmy w końcu krąg polarny. Im dalej na południe, tym cieplej, choć przez dwa dni opady deszczu nas nie oszczędzały. Na szczęście jadąc do Skandynawii wszyscy byliśmy świadomi takich warunków i wszyscy, bez wyjątków, zaopatrzyliśmy się w odpowiednie ciuchy, czy przeciwdeszczówki.
Przekroczyliśmy granicę Norwegii ze Szwecją, kierując się w stronę portu w Nynashamn. Stamtąd mieliśmy wrócić promem do Trójmiasta. Zanim jednak opuściliśmy Skandynawię, chętni mieli możliwość zdegustować lokalny przysmak, czyli kiszonego śledzia… Zapachy po otwarciu puszki potrafią przyprawić o zawrót głowy nawet największego twardziela!
Czego nie zobaczyliśmy w Skandynawii?
Czytając niniejszą relację, mogliście zwrócić uwagę, że pominąłem w niej słynne norweskie Lofoty, czy dalej na południe, równie słynną Drogę Trolli. Tak, to prawda. Jeśli czegoś możemy żałować, to właśnie tego. Na dwie powyższe atrakcje niestety zabrakło nam czasu.
Organizatorzy konkursu Motul Tour dbają o to, aby wyjazdy stanowiące nagrodę główną konkursu były w zasięgu ręki możliwie największej liczby polskich motocyklistów. Jeśli wyjazd byłby za długi i wymagałby organizowania sobie dłuższego urlopu, nie każdy mógłby sobie na niego pozwolić i wiele osób zrezygnowałoby z udziału w konkursie jeszcze w przedbiegach. I tego organizatorzy chcą uniknąć.
Jednocześnie przynajmniej wciąż mamy jakiś pretekst i wymówkę, aby wrócić do Norwegii w przyszłości! Następnym razem może już nie Nordkapp, tylko same Lofoty i Droga Trolli?
Moje wrażenia ze Skandynawii
Szwecja okazała się być dokładnie taka, jaką sobie wyobrażałem. Finlandii zobaczyłem niewiele, ale mocno mnie zaintrygowała i chciałbym tam wrócić zimą, niekoniecznie na motocyklu… Norwegia przerosła moje oczekiwania. Nigdy dotąd jazda motocyklem w chłodzie i w deszczu nie sprawiała mi tyle przyjemności, co właśnie tam!
Tym, co mocno mnie zaskoczyło na dalekiej północy, jest ogromne zamiłowanie do amerykańskiej motoryzacji… Naprawdę, oni tam po prostu kochają amerykańskie samochody, które spotkasz w każdej, nawet niewielkiej miejscowości.
Kolejna sprawa to niska gęstość zaludnienia. Szalenie niska. Jedziesz przez ponad godzinę główną drogą przez las. Po drodze mijasz dwa samochody. W końcu pojawiają się jakieś zabudowania – trzy domki nad jeziorem, obok nich stoi kamper i kolejna amerykańska fura. I co dalej? Kolejna godzina jazdy przez las i kolejne dwa samochody. To wszystko plus wspomniane widoki i amerykańskie samochody sprawia, że momentami możesz się poczuć trochę jak w Stanach Zjednoczonych, albo w Kanadzie.
W mojej pamięci po wyprawie na północ pozostanie też ta niezwykła bliskość przyrody, ogromne przestrzenie i chłodne, wilgotne powietrze. Nie zapomnę również o wysokich cenach, o których należy pamiętać, samodzielnie organizując wyjazd i kalkulując koszty.
Motocykle – Kawasaki Versys 1000
Moja wyprawa rozpoczęła się i zakończyła w Warszawie (z kompanami podróży spotkałem się w Trójmieście). W sumie po powrocie do domu pokonałem 4920 km. U większości pozostałych uczestników był to dystans nieco ponad 4000 km. Mnożąc średni przebieg przez ilość motocykli, mamy sumaryczny wynik około 38 tys. km. W pewnym sensie był to zatem również niemały test dla samych motocykli.
Na szczęście obyło się bez najdrobniejszej awarii. Nawet raz nie postraszyła nas żadna kontrolka typu „check engine”. Nie mieliśmy również niebezpiecznych sytuacji, ani groźnych wywrotek. Pod względem bezpieczeństwa i świętego spokoju na tym wyjeździe możemy czuć się w pełni usatysfakcjonowani.
Średnie spalanie z całej podróży w moim motocyklu wyniosło 5,2 l/100 km. U pozostałych były to niższe wyniki, na ogół zamykające się w 5 l/100 km (ja podbiłem nieco spalanie szybkim przelotem Warszawa-Gdańsk).
Kawasaki Versys 1000 ma 120 KM mocy. To skromny wynik, jeśli postawimy obok takie sprzęty, jak na przykład Multistrada V4, czy KTM 1290 SuperAdventure. W rzeczywistości okazało się jednak, że nawet przez chwilę nie odczuliśmy, że mocy jest nam za mało.
Przy tak restrykcyjnych ograniczeniach prędkości i wyjątkowo wysokich mandatach za ich przekroczenie, jakie obowiązują w Skandynawii, po prostu nie ma żartów. Większość trasy pokonaliśmy z prędkościami 80-100 km/h, stąd też wspomniane, niewielkie zużycie paliwa.
Nie przypominam sobie nawet jednego momentu, w którym pomyślałem, że przydałoby mi się więcej mocy w Versysie! Liczyły się zupełnie inne rzeczy – dobra ochrona przed wiatrem, wygodna kanapa, tempomat, czy podgrzewane manetki. I pod tym względem, w roli towarzysza dalekiej podróży bez szaleństw, Versys 1000 zdał egzamin na piątkę.
Cztery cylindry w rzędzie zapewniały wysoką kulturę pracy, bardzo liniowe oddawanie mocy i świetną elastyczność. Nie kusiło do wygłupów. Było gładko, przyjemnie, wystarczająco dynamicznie. I dokładnie tego oczekiwaliśmy.
Powrót do Polski
Sama podróż promem do portu w Gdańsku to również jakaś przygoda. Mieliśmy okazję, żeby wspólnie powspominać nasze przygody, podziwiać z pokładu piękny zachód słońca, a następnie trochę odespać te intensywne kilka.
Ostatnie kilka kilometrów przejechaliśmy już w Trójmieście, aby zakończyć wyjazd dokładnie tam, gdzie go rozpoczęliśmy, czyli pod centrum handlowym Klif w Gdyni.
Motul Europa Tour dobiegł końca. Na liście odwiedzonych miejsc obok RPA w ramach Motul Afryka Tour, Stanów Zjednoczonych w ramach Motul Ameryka Tour i Kirgistanu w edycji Motul Azja Tour dopisujemy wyjazd na Nordkapp w ramach tegorocznej edycji Motul Europa Tour. Trzymamy kciuki, aby organizatorzy z Motul Polska kontynuowali projekt i zorganizowali kolejne edycje!
Zostaw odpowiedź