Motocyklem przez Patagonię. Chile i Argentyna [relacja z Motul Ameryka Płd. Tour!] ZOBACZ FILM - Motogen.pl

Ameryka Południowa jest dla nas miejscem tak odległym i trudnodostępnym, że często całkowicie wykracza poza marzenia polskiego motocyklisty. Do mnie wciąż nie dociera, że jeszcze dwa dni temu jeździłem tam na motocyklu…

Ameryka Południowa zawsze była moim wielkim marzeniem. Jednocześnie długo pozostawała ostatnim kontynentem, po którym nigdy nie jeździłem motocyklem. Patagonia to odległy świat, który większość z nas kojarzy głównie z programów przyrodniczych i historii opowiadanych głosem pani Krystyny Czubówny. Można mieć pewne wyobrażenie, dużą wiedzę teoretyczną i różne oczekiwania, ale i tak na miejscu pojawi się mnóstwo zaskoczeń.

Obejrzyj film z pięknymi ujęciami z Motul Ameryka Południowa Tour. Poniżej przeczytasz dalszą część relacji i obejrzysz zdjęcia.

Film z Motul Ameryka Płd. Tour – lamy, wiatr i przygoda życia

Patagonia na motocyklach – przede wszystkim ludzie

Nawet jeśli przeczytacie wszystkie relacje podróżników, obejrzycie dziesiątki filmów na YouTube, wysłuchacie podcastów i porozmawiacie z tymi, którzy już tam byli, i tak nie jesteście w stanie przewidzieć, jakie wrażenie zrobiłoby na was spotkanie na żywo z Ziemią Ognistą.

Poza tym, dla mnie każda tego typu wyprawa to wciąż przede wszystkim ludzie i atmosfera. Oczywiście, oglądanie czoła lodowca Perito Moreno i słuchanie na żywo potężnego trzasku pękającego lodu, jazda długą prostą z widokiem na spektakularny szczyt Fitz Roy, czy dotarcie na symboliczny koniec świata, to wszystko budzi szalone emocje! Z drugiej strony dla mnie to wszystko byłoby niczym, gdyby nie ludzie.

I mam tu na myśli zarówno lokalnych mieszkańców, jak i współtowarzyszy podróży. Bo z jednej strony liczy się nawiązywanie nowych relacji, co zawsze dopełnia podróży, z drugiej strony na każdym tego typu wyjeździe bardzo ważny jest odpowiedni dobór zespołu. Chyba, że jedziesz w pojedynkę, ale… My tym razem jechaliśmy w aż 11 osób!

Motul Ameryka Południowa Tour – nasz zespół

Siedem motocykli i dwa samochody. Na każdym motocyklu jedna osoba, a w autach po dwie… Nasz wyjazd do Patagonii był kolejną już edycją Motul Tour. W poprzednich latach zwycięzcy konkursu organizowanego przez Motul Polska wygrywali wyjazdy na inne kontynenty. Były to wyjazdy kolejno do RPA, Stanów Zjednoczonych, Kirgistanu i na Nordkapp. W tym roku zorganizowano Motul Ameryka Południowa Tour. Trzech laureatów konkursu, do którego trzeba było zgłosić swój krótki film o tematyce motocyklowej, wygrało wyjazd do Chile i Argentyny.

Wspomnianych trzech laureatów to Wojtek, Czarek i Marcin. Trzech niesamowitych gości z różnych zakątków polski. Trzech doświadczonych motocyklistów, których połączyło to, że pewnego dnia wzięli udział w tym samym konkursie (Motul Tour) i wygrali nagrodę główną!

Skoro trzy osoby wygrały w konkursie, to kim byli pozostali członkowie naszego zespołu? Po pierwsze nasz przewodnik Jacek i trzyosobowy zespół Motul Polska, aby dopilnować wszystkiego na miejscu i zapewnić maksimum bezpieczeństwa uczestnikom. Po drugie kilku dziennikarzy, żeby nagrać filmy, opowiedzieć o wyprawie i aby o konkursie mogło usłyszeć jak najwięcej osób.

Barry w Motogen.pl na Motul Tour?

Zastanawiacie się, jak to jest, że Barry już nie pracuje w Motogen, a jednak to on reprezentuje Motogen na Motul Tour? Macie rację – Barry nie pracuje na stałe i wyprowadził się na zimę do Hiszpanii, ale pozostał współpracownikiem redakcji Motogen.pl. Część tej współpracy to właśnie wyjazd do Chile i Argentyny.

Patagonia na motocyklach – motocykle

Największym wyzwaniem, z jakim przychodzi się zmierzyć przy organizacji wyjazdu motocyklowego po Ameryce Południowej, są oczywiście same motocykle. Można to zrobić na kilka sposobów. Pierwszym z nich jest wysłanie motocykli z Europy drogą morską. Drugi sposób to zakup motocykli na miejscu i odsprzedanie ich innym podróżnikom po zakończeniu kilkumiesięcznej włóczęgi… W przypadku naszego wyjazdu, który razem z przelotami nie mógł trwać dłużej niż 10 dni, obydwie powyższe opcje byłyby kompletnie pozbawione sensu.

W naszej sytuacji najlepszym rozwiązaniem okazało się po prostu wypożyczenie motocykli na miejscu. I tu oczywiście pojawiają się kolejne schodki… Otóż w Ameryce Południowej większe motocykle nie są zbyt popularne. Nakładane na nie cła sprawiają, że ceny takich maszyn są przytłaczająco wysokie. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że chcieliśmy wypożyczyć motocykle w jednym miejscu i oddać w zupełnie innym. Finalnie udało się to zorganizować, ale praktycznie nie mieliśmy opcji wyboru modeli. Jedną opcję było wypożyczenie pięciu sztuk BMW F 800 GS i dwóch sztuk nieco świeższych BMW F 850 GS.

Piszę o tym, jakby to wszystko było również na mojej głowie, a przecież wcale tak nie było. Motul organizując konkurs bierze wszystko na siebie. Laureaci mieli zapewnione motocykle, przygotowaną trasę, przewodnika, noclegi, pełne wyżywienie, a nawet paliwo. W zasadzie nie musieli wydawać na ten wyjazd ani złotówki. No może poza samym dojazdem na lotnisko w Warszawie i magnesami na lodówkę dla znajomych…

Patagonia na motocyklach – plan wyjazdu, trasa

Wylecieliśmy wspólnie z Warszawy i z przesiadką w Paryżu po czternastogodzinnym locie dostaliśmy się do Santiago, czyli stolicy Chile. Tam spędziliśmy jeden dzień i wsiedliśmy w kolejny samolot, tym razem już do Punta Arenas, daleko na południu Chile, gdzie czekały na nas motocykle.

Początkowo ruszyliśmy na północ, przez Puerto Natales. W planach było m.in. podziwianie masywu górskiego Torres del Paine, przekroczenie granicy z Argentyną i dalej odwiedzenie Calafate, zobaczenie potężnego lodowca Perito Moreno oraz El Chalten i słynnego szczytu Fitz Roy. Jeśli widzieliście jakieś zdjęcia, czy widokówki z Patagonii, to jest ogromna szansa, że zdobił je właśnie widok na Fitz Roya! Stamtąd chcieliśmy ruszyć na południe do Rio Gallegos i dalej, kończąc podróż w słynnym mieście Ushuaia, czyli miejscowości najdalej wysuniętej na południe Ameryki.

Zwrot motocykli miał nastąpić właśnie w Ushuaia. Z lokalnego lotniska samolot do Buenos Aires, kilka godzin na zwiedzanie stolicy Argentyny i powrót do Warszawy z przesiadką w Paryżu. W sumie w dwie strony 6 lotów i ponad 2200 km na motocyklach. Biorąc pod uwagę, że poza samym lataniem i jazdą chcieliśmy też coś zobaczyć, zrobić zdjęcia i nagrać trochę filmów, plan na 10 dni bardzo ambitny.

Patagonia na motocyklach – startujemy!

Odbieramy motocykle w Punta Arenas. Na ten moment czekaliśmy od dawna. Przed startem jeszcze kilka słów od przewodnika. Ostrzeżenie przed wybiegającymi na drogę lamami, dużymi odległościami pomiędzy miastami i tym samym długim oczekiwaniu na ewentualną pomoc, przestroga przed bardzo silnym wiatrem… Taki kubeł zimnej wody na rozgrzaną do czerwoności głowę jest bardzo potrzebny! Jeśli nie chcemy, żeby marzenie zamieniło się w koszmar, nie można się zapominać, nawet na chwilę. Kaski Schuberth na głowach, interkomy Cardo sparowane, komunikacja działa, motocykle też. Ruszamy!

Pierwsze kilometry przez miasto i oswojenie z motocyklami. Pierwszy postój na kawę i jakieś lokalne jedzenie, bo trochę zgłodnieliśmy. Przed piekarnią do której wchodzimy, siedzi starszy pan i gra na akordeonie. Prawie jak na warszawskiej Pradze, tylko rytm jakby bardziej latynoamerykański. Podobnie z resztą, jak przekąski, coś w rodzaju pierogów z pieca nadziewanych serem lub mięsem. Kawa bez rewelacji. Ani Chile, ani Argentyna nie słyną z kawy. W samej Argentynie prawie wszyscy piją yerbę.

Na pierwszej stacji paliw regulujemy ciśnienie w oponach. Tankujemy do pełna. W samochodach mamy dodatkowe 40 litrów paliwa na zapas (bardzo się przydało!). Odległości pomiędzy stacjami paliw bywają bardzo duże. Zdarza się również, że na niektórych stacjach brakuje paliwa i trzeba czekać lub szukać szczęścia w kolejnej miejscowości…

Po wyjechaniu z Punta Arenas od razu zderzamy się z patagońską rzeczywistością, tzn. z silnym wiatrem. Na kolejnym postoju ubieram się cieplej, bo chociaż na termometrze całe 12 stopni, to temperatura odczuwalna jest znacznie niższa. W naszych motocyklach mamy krótkie szyby, więc szum w kaskach robi się dokuczliwy. Ale czy komuś jakoś szczególnie to przeszkadza? Jedziemy tak naładowani adrenaliną i endorfinami, że jesteśmy trochę jak zahipnotyzowani!

Marcin prowadzi. Tak ustaliliśmy. Zawsze na takich wyjazdach wybieramy jednego prowadzącego, który odpowiada za nawigowanie. Na następnym postoju kolejne osoby decydują się na demontaż daszka z kasku, żeby ułatwić sobie walkę z silnym wiatrem. Patrzę na twarze laureatów i widzę szeroki wachlarz pozytywnych emocji! Chyba do Wojtka, Czarka i Marcina stopniowo dociera, że to wszystko dzieje się naprawdę. W Polsce jest późna jesień, spadł śnieg. Oni są na drugim końcu świata, daleko na południu Chile i przed nimi otwiera się właśnie jedna z największych, a może największa przygoda życia!?

Patagonia na motocyklach – wrażenia z wyjazdu

Czy Patagonia okazała się kolejnym motocyklowym rajem? To zależy od definicji takiego raju. Jeśli u podstaw takiej definicji będą kręte drogi, to ten warunek nie zostanie spełniony na dalekim południu Chile i Argentyny. Oczywiście, są również takie odcinki, ale my przemierzaliśmy w większości długie proste. Boczny wiatr sprawiał, że znaczną część naszej trasy pokonywaliśmy w dużym przechyle, kontrując wiatr. Wyglądaliśmy trochę jak małe żaglówki na rozszalałym morzu. Potężne przestrzenie dookoła też przypominały morze. Gdzieś w oddali widać ośnieżone szczyty gór, a po bokach pustkowia, które wydają się nieskończone.

Jest początek grudnia. Długość dnia w Patagonii sprzyja dalekiej podróży. Po godzinie 20:00 słońce wciąż jest wysoko. Zachód dopiero w okolicach godz. 22:00. Zachwyca nas to światło! Dla fotografów i operatorów kamer istny raj! Tuż przed zachodem natura maluje na niebie takie kolory, że chcemy zatrzymać czas! Momentami robi się niewiarygodnie wręcz pięknie, jakbyśmy oglądali jakąś doskonałą projekcję.

Ruch na drogach jest niewielki. Jedziemy ze średnią prędkością około 110 km/h, od czasu do czasu wyprzedzamy jakąś ciężarówkę. Kiedy kończy nam się paliwo, zwalniamy do 80 km/h, aby trochę zaoszczędzić. W końcu korzystamy z zapasu w kanistrach. I tak zabrakło i trzeba było wysłać samochód po dolewkę… Tego dnia dojechaliśmy do hotelu już po zmroku. Na tym wyjeździe trochę brakowało mi snu. Nie brakowało za to wspaniałych wrażeń i widoków.

Tu warto też podkreślić nasze szczęście do pogody. W tej części świata matka natura bywa naprawdę nieprzyjazna motocyklistom. Wspominałem, że mocno wiało? Podobno często wieje znacznie mocniej. Na prom płynący przez Cieśninę Magellana czekaliśmy dosłownie 3 minuty. Inny podróżnicy opowiadali o oczekiwaniu 7, czy nawet 12 godzin! Przyczyną wstrzymania ruchu promów na ogół bywa właśnie porywisty wiatr.

Daleko na południu w Ushuaia, kilka dni przed naszym przyjazdem było 6 stopni i padał deszcz. My mieliśmy dwucyfrowe temperatury i czyste niebo! Pokryte chmurami nie były również najpiękniejszy szczyty górskie. Oglądanie lodowca w słońcu to kolejne piękne chwile… Tak, naprawdę dostaliśmy wiele prezentów od losu. Kolejnym z nich było również oglądanie ogromnego fragmentu lodowca, który odłamał się i z hukiem wpadł do wody na naszych oczach!

Jednocześnie była to pierwsza w historii edycja Motul Tour, na której jakimś cudem nie zmokliśmy, nawet trochę. Wyobrażacie to sobie? Byliśmy w naprawdę surowym klimacie. Byliśmy w miejscu, który jest trochę odpowiednikiem naszego europejskiego Nordkappu. I poza silnym wiatrem (ale wciąż nie aż tak bardzo silnego jakiego się obawialiśmy) i kilkoma momentami, kiedy trzeba było się zmierzyć z chłodem, matka natura postanowiła nam nie dokuczać i nie nasyłać na nas deszczu…

Patagonia na motocyklach – przekraczanie granic

Jeżdżenie motocyklem po Patagonii to nie tylko wychodzenie ze strefy komfortu i przekraczanie własnych granic, ale też przekraczanie granic państw. I to nie jeden raz! Pierwszy raz przekroczyliśmy granicę przejeżdżając z Chile do Argentyny. Ogromnym zaskoczeniem i pewnego rodzaju atrakcją był dla nas szeroki pas ziemi niczyjej pomiędzy opuszczeniem Chile i wjazdem do Argentyny. Jeden z nas nie dopilnował wbicia pieczątki do dokumentów i oczywiście skutkowało to koniecznością powrotu do poprzedniego punktu granicznego…

Tak, dla nas przyzwyczajonych już do swobodnego przekraczania granic pomiędzy większością państw europejskich, takie przekraczanie granic w Ameryce Południowej to z jednej strony jakaś dodatkowa atrakcja, z drugiej strony spora dawka stresu. Jak wypełnić ten formularz? Czy na pewno dostałem wszystkie pieczątki, które będą mi potrzebne na wyjeździe? Gdzie schowałem tę karteczkę, którą dali mi na poprzedniej granicy? I dlaczego nie dostałem żadnej pieczątki na wjeździe do Argentyny? Pytania mnożą się w głowie. Jeśli dojdzie do tego mocne zmęczenie podróżą, robi się nerwowo. Na szczęście mieszkańcy Ameryki Południowej to na ogół bardzo serdeczni i chętni do pomocy ludzie! Kolejna granica przekroczona…

Jednego z ostatnich dni podróży pokonywaliśmy granicę dwukrotnie. Wjechaliśmy do Chile, by niedługo później znów wrócić do Argentyny. Tak prowadziła nas droga na południe. Na jednej z granic trzeba było odstać swoje w kolejce. Takie czekanie to jednak kolejna okazja, żeby poznać nowych ludzi, dowiedzieć się czegoś ciekawego…

Kolejne pieczątki w paszporcie, kolejne granice przekroczone. Jedziemy dalej i mijamy kolejne dziesiątki, czy już może nawet setki lam… Tak, zdecydowanie lama jest dla mnie jednym z symboli tego wyjazdu!

Chile i Argentyna w skrócie

Argentynę i Chile łączy długa granica o długości aż 5150 km. Te dwa wspaniałe kraje łączy też znacznie więcej, choćby urzędowy język hiszpański. Obecnie jest jednak coś, co również bardzo mocno różni Chile i Argentynę. Otóż sytuacja ekonomiczna w Chile jest naprawdę bardzo dobra. To chyba dziś najbogatszy kraj Ameryki Południowej, do którego migrują mieszkańcy z wielu innych krajów regionu.

Z kolei sytuacja ekonomiczna Argentyny jest bardzo słaba i na ten moment nie widać na horyzoncie poprawy, ani nawet nadziei. Jeśli masz umysł ścisły i chcesz to zobaczyć na jakimś wykresie, najłatwiej będzie po prostu rzucić okiem na kurs argentyńskiego Peso do amerykańskiego Dolara na przestrzeni ostatnich lat… To wygląda bardzo słabo, żeby nie powiedzieć dramatycznie.

Taka sytuacja w Argentynie odbija się już mocno na nastrojach społecznych. Na twarzach ludzi, których pytałem jak im się żyje w Argentynie, natychmiast znikał charakterystyczny, promienny uśmiech. W głosie pojawiała się niepewność. „ Nie jest dobrze, a chyba będzie jeszcze gorzej. Nie mam pomysłu co dalej robić…” – mówi mi mężczyzna w średnim wieku handlujący pamiątkami w popularnej dzielnicy La Boca w Buenos Aires. Jeśli obawy o przyszłość widać na twarzach tak pozytywnie nastawionych do życia Latynosów, to coś jest na rzeczy.

Jak ta sytuacja rzutuje na nas, turystów? Poza wspomnianym brakiem paliwa na niektórych stacjach i drobnych utrudnieniach przy wymianie walut, nie zauważyłem większych niedogodności. Mnie osobiście było po prostu przykro, że tak wspaniały kraj musi się zmagać z takimi kłopotami. I mam ogromną nadzieję, że sytuacja jednak ulegnie poprawie i kiedy wrócę do Argentyny w przyszłości, spotkam tam tyle samo optymizmu, co obecnie w Chile!

Potencjał turystyczny obydwu krajów jest absolutnie nie do opisania! Szkoda tylko, że mamy tam aż tak daleko, a bilety lotnicze tanie nie są.

Jeśli się zdecydujecie, na pewno nie będziecie żałować. Zarówno mentalność ludzi, jak i bogactwo przyrodnicze, są bardzo mocnymi stronami tej części świata. Będziecie zachwyceni, niezależnie czy wybierzecie podróż samochodem, motocyklem, czy nawet rowerem (tak, widzieliśmy również takich śmiałków!).

Motul Ameryka Południowa Tour – partnerzy i przyjaciele

Miałem to szczęście, że uczestniczyłem we wszystkich dotychczasowych edycjach Motul Tour, zaczynając od pierwszej edycji w Republice Południowej Afryki. Przez te wszystkie lata obserwuję, jak bardzo konkurs się rozwinął i jak pięknie dojrzewał. W pierwszym roku motocyklowa społeczność podchodziła do całej akcji z dużą nieufnością. I nic dziwnego, bo rzeczywiście trudno uwierzyć, że jakaś firma zamiast przeznaczać ogromne środki na tradycyjną reklamę, woli je wydać na wysłanie swoich klientów na drugi koniec świata…

Motul Tour to ogromne wyzwanie organizacyjne. Na szczęście dziś do akcji przyłączyli się już partnerzy, których wsparcie pozwoliło wynieść imprezę na jeszcze wyższy poziom i uczynić ją jeszcze bardziej profesjonalną. Po Ameryce Południowej wszyscy podróżowaliśmy w kaskach Schuberth E2. Dzięki wsparciu sklepu RRmoto laureaci otrzymali odzież motocyklową. Kolejnym partnerem był czołowy producent świec zapłonowych NGK. Komunikację zapewniła firma Cardo, a ciągły kontakt ze światem mieliśmy dzięki XOXO (internet mobilny za granicą).

Podziękowania zarówno dla głównego organizatora, czyli Motul Polska, głównych partnerów Motul Tour, naszego wspaniałego przewodnika, jak i tegorocznych laureatów (byliście doskonałymi towarzyszami podróży!) i przedstawicieli innych zaprzyjaźnionych mediów, z którymi wspólnie mknęliśmy przez Patagonię!

Więcej o Motul Tour na https://motultour.pl/
Partnerami technicznymi wyprawy są:
– NGK – ngkntk.com/pl/
– Cardo – cardo-polska.pl/
– Schuberth – schuberth.com/pl/
– Larsson – larsson.pl/
– RRmoto – rrmoto.pl/
– XOXO – xoxowifi.com/pl


Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany