Moto Show Bielawa 2010 – relacja - Motogen.pl

Poszedł ktoś wreszcie po rozum do głowy i zmienił głównego organizatora zawodów w Bielawie. Przypomnę tylko, że w ubiegłych latach Bielawa była świadkiem kolejnych odsłon Street Fighter Festival, aby w 2010 roku zmienić wreszcie formułę i nazwę imprezy, jednocześnie pozbywając się person, które stały się w motocyklowym środowisku non grata.
 

Co więc następuje. Zamiast wspomnianego powyżej SFF, mamy Moto Show Bielawa 2010. Organizatorem został Ośrodek Sportu i Rekreacji w Bielawie, ochoczo wspomagany przez Urząd Miasta. Bielawa, jako miejsce, średnio kojarzyła się samym stunterom, wśród których mam wielu znajomych i przyjaciół. Było trochę kwękania, że znów trzeba będzie pokryć wpisowe, za które ktoś potraktuje zawodników jak zło konieczne, nagrody będą nieadekwatne do całości zjawiska itd. Rzeczywistość jednak okazała się całkiem inna.
 

Moto Show zapowiadany był jako następca i kontynuacja Street Fighter Festival, jednak, dla świętego spokoju i znając pieniactwo pewnych osób, użycie nazwy SFF organizatorzy darowali sobie już na wstępie. Miejsce imprezy – obwodnica. Standardowo, jednak na innym odcinku niż w poprzednich latach. Podyktowane było to pracami remontowymi. Zawodnicy i zaproszeni goście dostali do dyspozycji zamknięty odcinek drogi, a konkretnie dwa pasy asfaltu, przedzielone zielenią. Nie do końca fortunny pomysł, bo zabrakło szerszego placu asfaltowego, gdzie bez przeszkód można by wykonywać niektóre ewolucje, jednak, jak się finalnie okazało, nawet w takich warunkach efektowne drifty czy widowiskowe circles było możliwe do zrobienia, chociaż lekko ograniczone.
 

Tuż przed wyjazdem do Bielawy motocyklowy światek zaczęły obiegać dziwne wieści, jakoby impreza miała się nie odbyć. Trzeba brać pod uwagę fakt, że wiele osób kojarzy te zawody jako „Bielawę”, pomijając właściwe nazwy. Krecia robota powiodła się częściowo osobom z kręgu byłych organizatorów bielawskich show (szkoda, że komuś tak bardzo zależało na storpedowaniu przedsięwzięcia, w którego realizację włożono sporo pracy). Maile, SMS-y, sporo szumu, nikt nic nie wie, czeski film. Wielu osobom udało się jednak sprawę wyjaśnić i dotarli na miejsce. Byli też tacy, którzy na wieść (tu cytat z informacji pozostawionej na poczcie głosowej numeru, z którego wysyłano SMS-y): „Impreza w Bielawie nie odbędzie się”, zmienili swoje plany, rezygnując z wizyty na Moto Show. Cóż, to przykre, ale co z tym fantem zrobić – decyzję pozostawiamy obecnym organizatorom zawodów. Miejmy nadzieję, że sprawa zostanie wyjaśniona, a w przyszłości ktoś nie dopuści do tego typu działań. Tym bardziej że przy organizacji Moto Show 2010 położono nacisk na zatarcie niemiłych wspomnień z lat ubiegłych, mając w szczególności na uwadze zawodników, którzy już wcześniej, jeszcze za czasów SFF, wieszali psy na pewnych personach, wskazując ich przedziwne działania czy zajścia, które miały miejsce podczas zawodów. Przypomnę tylko sytuację sprzed dwóch lat, kiedy część zawodników opuściła imprezę, mając dosyć stania w upale, czekając na to kiedy i czy pojadą, zaskakujące decyzje nie do końca kompetentnego jury (np. Maciek DOP, który w kwalifikacjach pojechał w znakomitym stylu, nie został zakwalifikowany do finałów), czy wreszcie awantura z bandą „skakańców”, efektem której były rozcięty łuk brwiowy i gips na ręce Tomka „Moka” Mokosińskiego z WHX. Podsumowując, impreza ze sporą frekwencją, ale bez szacunku dla najważniejszych w tym zjawisku osób, czyli samych stunterów.
 

Tym razem było inaczej. Począwszy od gwiazd tegorocznej imprezy (Shift Team: Stunter 13, Razerback i Jorian), a kończąc na zawodnikach, nie słyszeliśmy głośnych narzekań. OK, należy wspomnieć, że pojawiały się głosy, że coś jest nie do końca dobrze poprowadzone organizacyjnie, lecz były to raczej uwagi i wskazówki na przyszłość, niż narzekania i żale. Jak to się kolokwialnie zwykło stwierdzać, pierwsze koty za płoty.