Do kolizji w końcu nie doszło, ale motocyklista leży. Kto ponosi winę (i koszty) za tę sytuację?
Kilka dni temu w Łukowie (woj. lubelskie) doszło do sytuacji, jakich pełno na całym świecie. Kierowca samochodu skręcającego w lewo (wjeżdżał na posesję, legalny manewr) nie zauważył nadjeżdżającego motocykla. Doszło do klasycznego „wymuszenia przy lewoskręcie”… Prawie.
„Prawie”, ponieważ 23-letni kierowca jednak zauważył motocyklistę. Mimo że zdążył zatrzymać samochód, to już wjechał na przeciwległy pas. Z kolei jadący dynamicznie (prędkość ustalą biegli) 48-letni motocyklista, próbując ratować się przed prawdopodobnym zderzeniem, rozpoczął gwałtowne hamowanie. Przy hamowaniu zaliczył upadek.
Motocyklista na szczęście nie uderzył w samochód ani w inną przeszkodę. A jednak motocykl jest uszkodzony od upadku. Sam motocyklista jechał w koszulce i szortach – został zabrany do szpitala, ale jego urazy są niegroźne.
Wszystko zostało nagrane na kamerach monitoringu miejskiego:
Obaj kierujący byli trzeźwi i obaj nie poczuwają się do winy, a do rozdania są mandaty i do pokrycia pozostają koszty uszczerbków zdrowia, ewentualnego leczenia oraz koszty naprawy uszkodzonego motocykla.
Kto powinien ponieść odpowiedzialność, za to, co się stało? Policja ustala dokładne okoliczności wypadku, sprawa najprawdopodobniej znajdzie swój finał w sądzie.
Z jednej strony kierowca samochodu zjechał na przeciwległy pas… Z drugiej strony motocyklista dynamicznie ruszył spod świateł i następnie nie opanował gwałtownego hamowania…
Liczymy, że wnioski biegłych i wyrok sądu będą sprawiedliwe. Jakie są Wasze opinie w tej sprawie?
P.S.: Gdyby motocykl posiadał ABS, do upadku najprawdopodobniej by nie doszło. A gdyby motocyklista jechał w odpowiedniej odzieży, na pewno bolałoby mniej…
hej, nie ma czegoś takiego jak „prawie” wymusił, jeśli inny pojazd jest zmuszony do reakcji jakiejkolwiek czy to hamowanie czy zmiana kierunku jazdy czy nawet przyspieszenie, traktowane to jest jako wymuszenie. Co do „dynamicznego” ruszenia motocyklisty ze świateł nie można się przyczepić bo żadne przepisy nie mówią o tym (o ile mi wiadomo) że ma się rozpędzać X m/s. Jeśli jego prędkość nie była zmierzona podczas pokonywania tego odcinka drogi, nie można stwierdzić że przekroczył prędkość. Moim zdaniem winę za tą sytuację ponosi kierowca samochodu , który wjechał na przeciwległy pas.
Motocyklista jechał za szybko i z powodu braku umiejętności się wywrócił (samochód stał w momencie upadku) gdyby jechał przepisową prędkością i zachował szczególną ostrożność do upadku by nie doszło, tym bardziej do zderzenia, bo było wystarczająco miejsca, żeby przejechać obok. Tym bardziej że jechało ich 3 i tylko jeden nie zdążył wyhamować. Moim zdaniem wina jest po obu stronach. Oboje nie zachowali szczególnej ostrożności (kierowca prawdopodobnie był oślepiony, bo jechał pod światło)