Spis treści
Od kilku dni mieliśmy przyjemność testować różne pojazdy elektryczne. Od Harleya LiveWire, przez Energicę Evę po dwa urocze skutery Bartona (Energy i E-Max). I wreszcie mam wyrobione zdanie na temat motoryzacji elektrycznej…
Zacznijmy od najmniejszych. Obydwa Bartony są homologowane na kategorię AM, czyli odpowiadają spalinowym 50 ccm. Zgrabnie przyspieszają do prędkości 45 km/h. Mają tempomat i kilka trybów prędkości maksymalnej. Poza tym nie różnią się w zasadzie niczym od zwykłego spalinowego skutera (ze wszystkimi wadami i zaletami). W zasadzie najmilsze jest tankowanie, bo prąd zużyty do przejechania 100 km nie przekracza 4 zł (przy stawce 0,55 gr/kWh). Biorąc pod uwagę fakt, że nie wymagają serwisu takiego jak wymiana świec, filtrów, dolewek oleju czy okresowego serwisu przekładni cvt ich eksploatacja wychodzi zaskakująco tanio.
I to pierwsza grupa pojazdów elektrycznych, które w moim odczuciu mają szansę zaistnieć. Tanie, generujące minimalne koszty, wykorzystywane do niewielkich przebiegów (dojazdy do pracy, sklepu)…
Oczywiście odpowiedniki większych pojemności (125, 400ccm) również będą miały sens, ale koszty zakupu będą zauważalnie wyższe od spalinowych, więc raczej nie prognozuję w najbliższym czasie szybkiego wzrostu zainteresowania…
Drugim typem pojazdów są power bike’i czyli Energica czy wspomniany Harley. Są to pojazdy bardzo drogie, które można porównać do posiadania motocykla w klimacie Yamahy V-Max. Czyli wulkany energii o niewielkim zasięgu na zbiorniku paliwa. Potężne, mocne a także generujące kapitalne doznania pod względem przyspieszeń czy elastyczności. W zasadzie ciężko znaleźć spalinówki, które utrzymają ich tempo. Te motocykle będą doskonałym gadżetem na wieczorne rozrabianie pomiędzy światłami, atomowe starty niszczące ego właścicieli sportów czy niedzielna wycieczka do 150 km. Nie sądzę, żeby dla osób, które stać na wymienione modele były jedynymi jednośladami w stajni. Inna sprawa, że osiągi naprawdę robią wrażenie!
A zasięg?
Niestety, zasięgi do 200 km wykluczają w chwili obecnej pojazdy elektryczne do turystyki, na dłuższe wycieczki czy podróże w dalekie miejsca. Na to poczekamy aż akumulatory będą wymienne, lub czas „tankowania” skróci się do 20-30 min.
Pozostaje jeszcze kwestia dźwięku. Pierwsze wrażenie jest dziwne, z czasem przyzwyczajacie się na tyle, że „wycie” napędu zaczyna sprawiać przyjemność. Po kilkuset kilometrach na elektryku wsiadając na cruisera z akcesoryjnymi wydechami miałem wręcz poczucie krzywdy, że ktoś zamęcza mnie hałasem.
Mam nadzieję, że problemy z ładowaniem szybko zostaną rozwiązane, bowiem jazda zaawansowanym elektrykiem wnosi doznania na poziom niedostępny dla spalinówek. A jeśli weźmiecie pod uwagę, że katowanie Harleya czy Energici i ładowanie ją na 100% skutkowały kosztem ok 8 zł/100 km, który spalinowiec o takich osiągach potrafi to samo? Na chwilę obecną, w kwestii elektryków jestem na tak. Przynajmniej we wspomnianych segmentach…
Zostaw odpowiedź