Nie ma co rozpisywać się o legendzie Monstera. Warto tylko wspomnieć, że swoim pojawieniem w 1993 przedefiniował postrzeganie motocykli naked i pokazał, że można im nadać iście sportowy sznyt. Bo Ducati w Monsterze zawarło to, z czego słynie marka z Bolonii. Emocje, osiągi i absolutne szaleństwo. Nawet te mniejsze, teoretycznie bardziej ucywilizowane wersje Monstera, miały zawsze go w sobie całkiem sporo. A co dopiero mówić o topowych wersjach.
Aktualnie w ofercie Monsterów panuje taki galimatias, że trudno jest się w niej połapać, o ile nie jest się dealerem Ducati albo fanatycznym fanem marki. Samych 1200 mamy aż trzy: podstawową 1200 o mocy 150 KM, „1200S” o tej samej ilości KM i wyposażoną w zawieszenie Öhlinsa, a także quickshifter z downshifterem oraz najmocniejszego w historii nekeda w ofercie Ducati – 1200R o mocy 160 KM i postawionym na jeszcze bardziej wypasionym zawieszeniu Öhlinsa. Co ciekawe, w topowej (i najdroższej) R-ce quickshiftera nie można zamówić nawet za dopłatą.
Wersja, której się przyglądam, to średniak w ofercie „tysiącdwusetek”. Model S. Utrzymana w ciekawym, nieoczywistym malowaniu feldgrau, kojarzącym się może trochę bardziej z motocyklami innego kraju Państwa Osi, jest nieco droższa od charakterystycznej czerwieni Ducati o 1000 zł. Ale jak to mawiają starzy szoferzy, na lakierze się nie jeździ. Choć to malowanie jest ciekawe. Dodatkową atrakcją jest grafika na kołach. Monster ma to coś w sobie, że fajnie się na niego patrzy. Gorzej, kiedy zacznie się jechać. Wówczas niemal możecie być pewni, że nie będziecie chcieli już w ogóle tracić czasu na patrzenie, bo w tym czasie można przecież jeździć, jeździć, jeździć!
Zobacz relację live:
Jestem permanentnie obrażony na Ducati. Od mniej więcej 2012. Wówczas bowiem zakończono produkcję mojego motocykla wszech czasów, obiektu marzeń i westchnień, kwintesencji motocykla w ogóle, czyli Ducati Streetfightera (oczywiście w wersji dużej, dla chłopców, a nie tej „dziewczyńskiej” 848 produkowanej do 2015 roku). Szkoda, bo gdy był w ofercie, nie zdążyłem go kupić. Pewnie dlatego, że trochę nie było mnie na niego stać… Precyzja prowadzenia, moc, dynamika, charakterystyka sprawiały, że nawet jego brawurowy wygląd przestawał mieć jakiekolwiek znaczenie. Mógłby wyglądać jak Suzuki Katana (Jajko), a i tak chciałbym go mieć. Streetfighter właśnie taki był. Hipnotyzujący i absolutnie uzależniający. Gdyby wyekstrahować esencję adrenaliny i testosteronu, a potem zbudować z niej motocykl, powstałby właśnie Ducati Streetfighter. Po latach wciąż na wspomnienie tego modelu przechodzi mnie dreszcz. A przecież w międzyczasie udało mi się przejechać kilkoma motocyklami (z mojej tabelki testów wynika, że od pierwszego spotkania ze Streetfighterem Ducati objeździłem jeszcze ponad 400 innych modeli). A mimo to właśnie od zakończenie produkcji Streetfightera towarzyszy mi poczucie niepowetowanej straty.
I teraz pojawia się On. Monster 1200S. Z założenia nie może nawet umywać się do Streeta. Nie zakładem tego nawet w najskrytszych marzeniach. Streetfighter to nic innego jak obrane z owiewek 1098. A Monster? No cóż, to tylko jakiś tam Monster. Nawet w topowej wersji to wciąż tylko Monster. I pierwsze wrażenie utwierdza mnie w tym przekonaniu. Sprawdzam go na torze. Wszystko działa poprawnie, motocykl skręca, trzyma trakcję, dobrze hamuje, ale ma dość ograniczony, przez nisko poprowadzone podnóżki, prześwit w zakręcie, a i pozycja w jeździe po torze nie pomaga. Na niekorzyść Monstera 1200S działa jeszcze to, że sesje na jego grzbiecie mogę przeplatać jazdą za kierownicą 959 Panigale. Tutaj wszystko się zgadza. Pozycja, moc, trakcja. Monster 1200S nie jest zły, ale na torze jest tylko gościem. Odważnym i dziarskim, który może dołożyć niejednemu tubylcowi, ale widać, że to nie jego miejsce. Dochodzi do tego, że sesje na Monsterze 1200S „odbywam”, aby nie robić przestojów. Pewnie tak czuje się kierowca F1 zaproszony na testy wozu DTM. Poproszony o opinię zapewne odpowie grzecznościowo, „nie, no… wasz samochód też jest fajny”.
W zdecydowanej większości przypadków jestem absolutnym motocyklowym elektronikofobem. Zwłaszcza gdy są ku temu sprzyjające warunki, wolę nie korzystać z dobrodziejstw procesorów. A kiedy przyszło mi sprawdzić Monstera na drodze, takie warunki właśnie zaistniały. Opony, w jakie obuto Monstera 1200S, to niebanalne Pirelli Diablo Rosso III. Kleją bezsprzecznie. Szczególnie gdy jest tak piękna pogoda jak teraz. Temperatura też sprzyja. Nie ma się co zastanawiać. ABS-owi (choć na pokładzie znajdziemy najwyższej jakości system Bosch Cornering ABS) i kontroli trakcji dziękujemy. Whellie Controle – no proszę, darujmy to sobie. Nie mam zbyt wygórowanych oczekiwań. Pewnie będzie fajnie i tyle.
Pierwsze odkręcenie gazu i motocykl spontanicznie idzie w górę. Fajnie. Dokręcam go na jedynce, quickshifter przeładowuje na „dwa”. Fajniej. Podkręćmy jeszcze troszeczkę, quickshifter wie, co robić: „trzy”. Mamy to! Będzie dobrze. Teraz tylko delikatne lądowanie przedniego koła na ziemi, bo jakby skończyła nam się droga. Łał! Czyżby on miał to coś? Już wiem, że dzisiejszego wieczoru na pewno nie spędzę przed telewizorem. Bardzo cię polubiłem chłopie! Prawdziwy łobuz. Wszystko zaczyna się zgadzać. Zawieszenie Öhlinsa gwarantuje niemal wzorową trakcję, opony kleją jak szalone i nie robi na nich wrażenia nawet biała farba na ulicy. Odkręcenie gazu na jedynce jeszcze w złożeniu wcale nie przeszkadza wyjść Monsterowi na koło i jak najbardziej pilnować trajektorii. Zupełnie jak w Streetfighterze! Hamulce nawet bez wspomagania ABS także nie dają powodów do niepokojów. Dwie gigantyczne, 330 mm tarcze przy przednim kole z czterotłokami Brembo „zamurowują” motocykl niemal w miejscu. W dodatku skore są do igraszek, namawiając co chwilę do zrobienia spektakularnego stoppie. Dzięki 1200S zaczynam nieco inaczej patrzeć na Monstery. Może uda się im oddać nieco ducha „mojego” Streetfightera? Kto wie? Mógłbym pewnie napisać jeszcze coś istotnego o pozycji za kierownicą i zmianie biegów (choć to trochę akurat bez sensu, bo quickshifter z downshifterem działa zawodowo), pogmatwanych ustawieniach komputera pokładowego, ale wiecie co? Mam go jeszcze tylko kilka dni. Dlatego wybaczcie, idę sobie pojeździć. Bo mam wrażenie, że w moich oczach Ducati się trochę zrehabilitowało. Ale wiecie co? I tak ich nie lubię za tego Streetfightera 1098.
Dane techniczne Ducati Monster 1200S
Silnik | Testastretta 11°, dwucylindrowy, L-twin, czterosuwowy, cztery zawory na cylinder |
Pojemność | 1198 ccm |
Stopień sprężania | 13:01 |
Średnica cylindra / skok tłoka | 106 mm / 67,9 mm |
Układ paliwowy | elektroniczny wtrysk paliwa |
Chłodzenie | cieczą i olejem |
Skrzynia biegów | sześciostopniowa |
Sprzęgło | wielotarczowe mokre |
Przeniesienie napędu | łańcuch |
WYMIARY I MASY | |
Rozstaw osi | 1485 mm |
Wysokość siedzenia | 795-820 mm |
Masa pojazdu z pełnym bakiem | 211 kg |
Dopuszczalna masa całkowita | 390 kg |
Zbiornik paliwa | 16,5 l |
PODWOZIE | |
Rama | stalowa, rurowa |
Przednie zawieszenie | widelec upside-down Öhlins, regulacja kompresji, odbicia, napięcia wstępnego sprężyny, Ø 48, skok 130 mm |
Tylne zawieszenie | amortyzator Öhlins, regulacja odbicia, kompresji, napięcia wstępnego sprężyny, skok 149 mm, aluminiowy wahacz |
Przedni hamulec | dwa zaciski czterotłoczkowe Monoblock Brembo M50, Bosch Cornering ABS, tarcze 330 mm |
Tylny hamulec | zacisk dwutłoczkowy Brembo, Bosch Cornering ABS, tarcza 245 mm |
Przednia opona | Pirelli Diablo Rosso III 120/70-17 |
Tylna opona | Pirelli Diablo Rosso III 190/55-17 |
Osiągi | |
Prędkość maks. | 250 km/h |
Moc | 150 KM (110 kW) @ 92500 obr/min |
Maks. moment obrotowy | 126 Nm @ 7750 obr/min |
Spalanie | 6,7 l/100 km |
Cena | 77 600 zł / 77 900 zł / 66 900 zł – model 2016 |
Zdjęcia: Marek Szwarc, autor, Mateusz Jagielski, Tomasz Parzychowski
Zostaw odpowiedź