autor: Marek Piechula
W sobotę kierowcy uczestniczący w Rajdzie Dakar po raz ostatni stanęli do rywalizacji na południowoamerykańskiej trasie. Czternasty odcinek specjalny z metą w Buenos Aires był z psychologicznego punktu widzenia najtrudniejszy.
Każdy z zawodników myślami był już na końcu zmagań, a przecież czekał ich jeszcze OES o długości 227 kilometrów. Takie sytuacje są nadzwyczaj niebezpieczne – łatwo o błąd, który może skończyć się dla zawodników odpadnięciem z dalszych zmagań.
Na szczęście, żadna nieprzyjemna przygoda nie spotkała polskich zawodników i wszyscy nasi reprezentanci bez przeszkód dotarli na linię mety. Wiele radości rodzimym kibicom przynieśli Rafał Sonik oraz Krzysztof Hołowczyc. Pierwszy z nich, startujący na quadzie marki Yamaha, ukończył ten najsłynniejszy rajd terenowy na znakomitym, trzecim miejscu i jako pierwszy kierowca z naszego kraju w historii stanął na najniższym stopniu podium. Rafał przez całe dwa tygodnie utrzymywał wysokie tempo, w wyniku czego systematycznie awansował w klasyfikacji generalnej. Wspomniałem również o Krzysztofie Hołowczycu. Nasz były Mistrz Europy w rajdach samochodowych ukończył rywalizację kierowców samochodów na znakomitym, piątym miejscu, w ostatnim etapie zmagań plasując się na trzeciej pozycji. Jest to najlepszy wynik Krzysztofa w historii jego startów w Rjdzie Dakar. Warto zaznaczyć, że „Hołek” zajął drugie miejsce w kategorii kierowców startujących samochodami wyposażonymi w silniki benzynowe. Nie ulega więc wątpliwości, że zarówno Sonik, jak i Hołowczyc, w 31. edycji Rajdu spisali się na medal.
Osiągnięcia naszych motocyklistów mogą budzić mieszane uczucia. Z jednej strony wspaniały debiut Jakuba Przygońskiego, który zajął jedenastą pozycję w klasyfikacji generalnej motocyklistów, z drugiej jednak zdecydowanie poniżej oczekiwań spisał się lider zespołu, Jacek Czachor, który, zajmując drugie miejsce na pierwszym odcinku specjalnym, rozbudził ogromne nadzieje wśród wszystkich polskich sympatyków pustynnego Rajdu. Niestety, z każdym kolejnym etapem Jacek spadał w klasyfikacji, by ostatecznie zakończyć zmagania na bardzo odległej, dwudziestej pozycji. Dwa oczka niżej uplasował się Krzysztof Jarmuż. Wynik uzyskany przez tego motocyklistę może wbrew pozorom cieszyć, gdyż nie jest on tak utytułowany jak Czachor czy Przygoński. Ponadto Krzysztof nie ścigał się w barwach Orlen Teamu, lecz był pod opieką jednej z prywatnych ekip. Nie dysponował więc tak znakomicie przygotowanym sprzętem, jak czołowi polscy kierowcy jednośladów. Do mety nie dojechał natomiast Marek Dąbrowski, który z powodu odnowienia się kontuzji został zmuszony do wycofania się z rywalizacji.
Spójrzmy teraz na ostateczne wyniki 31. edycji Rajdu Dakar w kategorii jednośladów oraz pojazdów ATV. Zmagania kierowców dwóch kółek zdominowane zostały przez fabryczny zespół KTM-a, którego kierowcy, Hiszpan Marc Coma oraz Francuz Cyril Despres, uplasowali się odpowiednio na pierwszym i drugim miejscu. Walka między dwoma team partnerami z pewnością wyglądałaby o wiele ciekawiej, gdyby nie techniczne problemy, z którymi Cyril Despres borykał się na początku tegorocznej rywalizacji. Dopiero najniższy stopień podium przypadł w udziale kierowcy innej marki. Był nim rodak Cyrila – David Fretigne, startujący w tym roku na maszynie marki Yamaha.
Co nie udało się na dwóch kółkach, Yamaha wywalczyła w zmaganiach quadów. Kategoria ATV to niezaprzeczalna dominacja tej marki. Z pewnością wpływ na taki stan rzeczy miała duża ilość maszyn z logiem potrójnego kamertonu zgłoszona do udziału w Dakarze. Pierwsze miejsce wywalczył reprezentant naszych południowych sąsiadów, a mianowicie Czech Josef Machacek na quadzie wyprodukowanym przez Yamahę. Drugie miejsce ze stratą niewiele ponad dwie i pół godziny do zwycięzcy zajął kierowca gospodarzy – Argentyńczyk Marcos Patronelli, jadący na czterokołowcu marki Can-Am. Za tą dwójką, o czym już wcześniej wspominaliśmy, uplasował się Rafał Sonik (znów Yamaha). Nasz reprezentant stracił do drugiego miejsca blisko pięć godzin, a jego przewaga nad kolejnym zawodnikiem wyniosła cztery godziny. Dlatego też od pewnego czasu Rafał spokojnie zmierzał po najniższy stopień podium.
Jak wspominaliśmy w naszej pierwszej relacji, Rajd Dakar po raz pierwszy odbył się na terenie Argentyny i Chile. Po odwołaniu poprzedniej edycji z powodu groźby przeprowadzenia ataku terrorystycznego, organizatorzy postanowili przeprowadzić rywalizację w miejscu, gdzie nie będzie ona stwarzała niebezpieczeństwa dla kierowców i ich zespołów. Za taką uznano Amerykę Południową. Im dłużej trwał Rajd, tym wyraźniej można było zauważyć, że osoby układające trasę nieco przesadziły. Znakomitym przykładem może być wypadek hiszpańskiego kierowcy, Carlosa Sainza, który na dwunastym odcinku specjalnym zleciał z urwiska i dachował. Samochód został zgruzowany, a Carlos wraz ze swoim pilotem zostali odeskortowani do szpitala. Jak utrzymuje Hiszpan, urwiska tego nie było na mapie odcinka. Po tym feralnym etapie Krzysztof Hołowczyc dość krytycznie wypowiedział się na temat organizacji rozgrywek, sugerując, że ułożenie tak morderczego odcinka nie było najmądrzejszym posunięciem.
Kolejny Dakar już za rok. Mimo kilku niedociągnięć organizacyjnych, kierowcy bardzo dobrze wypowiadali się na temat tegorocznej rywalizacji. Najprawdopodobniej z tego powodu kolejna edycja również odbędzie się na terytorium tegorocznych gospodarzy imprezy. Z niecierpliwością będziemy czekać na następną odsłonę legendarnego Rajdu. Miejmy nadzieję, że naszym reprezentantom uda się powtórzyć tegoroczny sukces, a nawet spisać się jeszcze lepiej.