autor: Jakub Coyot Skurski
Gdyby Napoleon żył w dzisiejszych czasach to na pewno brałbym szturmem podium w Le Touquet , oczywiście podczas zdrowej, sportowej rywalizacji. Dziś startują tu takie gwiazdy jak Jeremie Warnia, Steve Ramon, Tanel Leok czy chociażby francuska gwiazda FMX
Ogromu tej imprezy nie da się opisać – po prostu. Pominiemy już sam fakt ilości startujących zawodników: ponad 1100 motocyklistów, ponad 500 ekip quadowych(startują w duecie) i oczywiście juniorzy na motocyklach. Organizacja tak wielkiego przedsięwzięcia wymaga dużego nakładu pracy dużej ilości ludzi i niejednej instytucji. W czasie trwania zawodów miasteczko Le Touquet jest zamknięte dla samochodów normalnych turystów. Wpuszczani są tylko zawodnicy, obsługa, catering i służby medyczne. Oczywiście każdy widz może przyjść na plażę piechotą, tudzież przyjechać motocyklem których zresztą można było spotkać bardzo dużo. Nadmieńmy, że temperatura wahała się w okolicy -8 stopnia. O ile quady startowały według klasy liniami, tak motocykle w ilości ponad 1100 ruszyły wszystkie jednocześnie -nic nie odda tego widoku i atmosfery. Prosta startowa kończyła się …na wysokości innego miasteczka, więc do pierwszego zakrętu zarówno quady jak i motocykle rozpędzały się do prędkości nawet 140km/h. Rozmach imprezy pokazuje że nie ma rzeczy niemożliwych. Pomoc techniczna, helikoptery medyczne krążące nad torem, media i wiele innych ważnych czynników decydujących o sukcesie były na swoim miejscu, żadnych opóźnień i niedociągnięć. Wszystko chodziło jak w szwajcarskim zegarku. Odbiór techniczny quadów odbył się dzień wcześniej, był bardzo rygorystycznie przestrzegany (np. bez gaśnicy nie było po co w ogóle przyjeżdżać). To samo z normami głośności – oj niektórzy tej waty to się napchali w wydechy. Wszystkie maszyny zostały zebrane i ustawione na noc na specjalnie przygotowanym parkingu. Mimo, że wyścig zaczynał się o godzinie 13, o miejsce w depo trzeba było walczyć już od 7 rano. Tak więc w ciemnościach zajmowało się strategiczne miejsce i znosiło graty potrzebne do wyścigu.
Najlepsi z najlepszych
W klasie quad wyścig zdominował i wygrał bezkonkurencyjny Jeremie Warnia, mało tego ,drugiemu na mecie, Romainowi Couprie, zeszłorocznemu zwycięzcy słynnego Pont de Vaux dołożył prawie 8 minut! Trzeci na mecie zameldował się także francuz, Ternznck Matthieu. W klasie motocykli wygrał pomimo nieciekawej gleby Jean-Claude Mousse przed Tanelem Leokiem znanym ze sceny motocrossowej klasy MX1 mistrzostw świata oraz trzecim na podium, Milko Potiskiem. W klasie junior brylował i stanął na pierwszym miejscu podium Julien Lieber, przed Tommym Albą. Trzeci na podium zameldował się Camille Chapeliere.
Polski akcent
Oczywiście jak pisaliśmy wcześniej nie obyło się bez polskiego akcentu. I tak o to w klasie quad najbardziej obiecujący duet Adam Kwiecień-Kamil Wiśniewski z Tadex RT mimo bardzo dobrej jazdy, jak to często w sportach motorowych bywa nie ukończyli wyścigu z powodu awarii maszyny. W tej sytuacji najlepsze miejsce w klasie quad z polskich zawodników zajął duet Damian Rajczyk-Kamil Kępa plasując się na 47 pozycji na KTM 525 XC. Było też kilka zespołów debiutujących w imprezie. Duet Zbigniew Zych-Łukasz Lewy z ATV Meteor na KTM 525 XC zajęli 60-tą pozycję, Sławomir Sobiesiak-Piotr Serbista z Hydro-POL Racing Ciechanów miejsce 92 na Suzuki LTR 450. Na miejscu 138 uplasowali się Przemysław Dąbek-Piotr Wasik (KTM 525 XC). Dosiadający Can-Ama 800 Grzegorz Faliński i Mirosław Dąbek nie ukończyli wyścigu z powodu awarii sprzętu. W klasie weteran wystartował Tadeusz Wiśniewski z Tadex RT i pomimo ostrej gleby oraz tego że Can-Am po wywrotce jechał maksymalnie 70 km/h Tadeusz ukończył wyścig na 249 pozycji a w swojej klasie jako ósmy. Dodajmy fakt że jechał ten trzygodzinny wyścig w pojedynkę. Także w klasie motocykli mieliśmy swoich reprezentantów. Krzysztof Jarmuż (Honda CRF 450) uplasował się na 222 pozycji, po czym jak sam powiedział, nie spodziewał się tak ciężkiego wyścigu i że rajd Dakar to przy tym nic wielkiego… Prawie 14 kilometrowe okrążenie, ciężkie warunki atmosferyczne, bardzo kopny piach i głębokie koleiny powodowały, że byliśmy świadkami iście dantejskich scen. Zawodnicy przewracali się jeden po drugim jak kostki domina, na każdym podjeździe potrafiła utknąć ponad setka zawodników. Drugi z polskich motocyklistów Artur Blanik nie ukończył wyścigu. Mimo tego wszystkiego polscy zawodnicy już zapowiedzieli chęć wzięcia udziału w kolejnej edycji Enduropale i obiecują znacznie lepsze wyniki.
Francuska profeska
Wracając do organizacji, wszyscy powinni brać przykład, a władze PZM zamiast zabijać polski sport motorowy powinny organizować imprezy tego typu. Dodajmy, że na miejsce przybyło 250 tysięcy kibiców! Czy warto było poświęcić tydzień czasu, ponad 3000 przejechanych km i spore nakłady finansowe na ta imprezę? Według zawodników i nas, jak najbardziej tak. Dlatego za rok też tam będziemy, może nawet w silniejszej reprezentacji.
Tak już zupełnie przy okazji. Zauważyliśmy, że francuzi mają dziwną tendencję do zakładania na kaski dziwnych maskotek. Niestety nie udało nam się ustalić dlaczego. Podejrzewamy, że nawet sami francuzi nie wiedzą. Jakieś pomysły? 🙂