autor: Jarek „Benito” Czech
Pogoda atmosferyczna, jak i pogoda ducha zapowiadały wspaniały weekend w Barcelonie. Już w piątek rano mogliśmy spożyć śniadanie w towarzystwie Mavericka Vinalesa – zawodnika zespołu MotoGP – Movistar Yamaha, który specjalnie dla Was przesłał gorące pozdrowienia.
Po posiłku, skierowaliśmy się w stronę garażu zespołu, gdzie umożliwiono nam całkiem dogłębne oględziny całej infrastruktury, jak i piekielnych motocykli Yamaha M1, oznaczonych numerami #46 i #25. Cztery niebieskie bestie do naszej dyspozycji…niesamowite. Jedyny minus był taki, że nie mogliśmy ich dosiąść i spróbować własnych sił na torze pod Barceloną. Technologia wręcz kosmiczna i piękno w pełnej okazałości.
Treningi wszystkich klas wyścigowych, kwalifikacje i same wyścigi dostarczyły niesamowitych wrażeń. Atmosfera na trybunach, czy wokół nich jest wspaniała, a kibice konkurujących ze sobą zawodników, siedzą spokojnie obok siebie i dopingują wszystkim.
Widzieliśmy wiele wywrotek, które na szczęście dla zawodników, okazały się całkiem niegroźne. Najlepsi wiedzą, iż jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz, a szukanie limitu przyczepności, może skończyć się karkołomnym lądowaniem na poboczu.
Piękne motocykle, uśmiechnięte kobiety, palące słońce…czego można chcieć więcej?
Przekonajcie się sami, wybierając się na jedną z kolejnych rund MotoGP. To jest łatwiejsze niż Wam się może wydawać, a emocje jakie towarzyszą klasom Moto3, Moto2 i oczywiście MotoGP sięgają zenitu.
Assen, Sachsenring, Brno, Misano, Silverstone, a może Walencja? Wszystkie rundy różnią się od siebie, lecz fenomen rywalizacji, atmosfera i ten niebotyczny ryk silników zapewni niezapomniane wrażenia, które pozostaną w Waszych sercach na długo.
A tak to właśnie wyglądało w Barcelonie.