Yamaha w tym roku postanowiła reaktywować imprezę pod hasłem Ladies Night. Po frekwencji w salonie na Połczyńskiej widać było, że dziewczyny bardzo ciepło, mimo zimnej pogody, przyjęły ofertę Yamahy by pobawić się w motocyklowym stylu.
Na pierwszy ogień poszły typowo kobiece rozrywki jak wizaż i modelowanie fryzur. Dostanie się na fotel fryzjerski graniczyło z cudem, prawie takim samym jak dopchanie się do baru. Mimo tego, że salon został opróżniony z motocykli by zrobić więcej miejsca, na dole gdzie znajdowało się alkoholowe źródełko trzeba było walczyć zaciekle o uwagę barmana. Nie zabrakło też czegoś na ząb by podbudować siły nadwątlone po wystaniu się w kolejce po drinka. Pokazy robienia sushi mogły więc liczyć na sporą frekwencję.
Podczas Ladies Night nie zabrakło także akcentu dotyczącego bezpieczeństwa. Wiele dziewczyn uczestniczyło w wykładzie, pokazie Tomka Kulika dotyczącym techniki jazdy i podstawowych zagadnień motocyklowych. Także ratownicy medyczni mieli swoje 5 minut. Pokazywali techniki reanimacyjne i doradzali co jak zrobić w razie konieczności udzielania pomocy motocykliście.
Po godzinie 21.30 impreza dopiero nabrała rozmachu i rumieńców. Zaczęło się od pokazu mody motocyklowej. Potem na rampie pokazały się pojazdy Yamahy na 2012. Najpierw Xanter, potem T-Max oraz gwiazda spotkania, sportowa R1 dosiadana przez Adama Badziaka, który nie odmówił sobie przyjemności lekkiego spalenia gumy w salonie. Potem nastąpiła tradycyjna chwila przysiadania się, oglądania i dyskutowania o nowych jednośladach.
Aby jeszcze podgrzać atmosferę Yamaha zadbała również o rozrywki „dla dorosłych” dziewczyn. Było trochę pisków i ogólnej radości podczas męskich pokazów i chwila konsternacji kiedy wniesiono „motocyklistę” z którego ciała można było zjeść sushi. Niewątpliwie ten punkt programu wypadł niezwykle ciekawie.
Warto wspomnieć, że rozświetlony salon i głośna muzyka przyciągnęły na Ladies Night nie tylko Panie. Podczas imprezy pojawił się przed wejściem chłopak, który nie wiedzieć czemu starał się dać stojącym tam i dotleniającym się, motocyklistkom „dobre rady”. Spacyfikowała go jednak pewna motocyklistka stwierdzając krótko „to mój tylko 29 sezon motocyklowy, więc ja przecież jeszcze mało wiem o jednośladach”.
Ogólnie impreza jak zwykle u Yamahy okazała się bardzo udana. Ostatnie dziewczyny wyszły grubo po północy. Chociaż sporo Pań, które przyjechały komunikacją miejską, by spokojnie skorzystać z open baru oferowanego przez organizatora, musiały wyjechać nieco wcześniej. Mamy nadzieję, że takich imprez specjalnie dla kobiet będzie więcej. Jak było widać na Ladies Night dziewczyny doskonale się zintegrowały, mimo różnicy wieku czy jazdy na skrajnie innych maszynach, liczyła się chęć zabawy w damskim, motocyklowym gronie!