Do tego te chromy i polerki oraz kształt typowego choppera z misternie szprychowanym kołem przednim o dużej średnicy obręczy, bezkompromisowo wywalonym daleko do przodu na długim widelcu. Tak ma być, bo motocykl pojawia się na długo przed tym, zanim jeszcze pojawi się jeździec.
Szukamy stacyjki. Jest, jest – ale pod lewym udem. Zlokalizowanie jej nie udało się od razu, mimo że zdjęcia tego motocykla w mediach oglądane były wcześniej wiele razy i wygląd jest ogólnie znany. Przyzwyczajenia wyniesione z tradycyjnych maszyn, już na wstępie robią psikusa. „Jeździłeś kiedyś Intruderem, chłopcze? Nie? To uważaj, bo opowiem raz i więcej powtarzać nie będę…” – brzmi Gregor.
Mały plastikowy panelik przy kierownicy z czterema najważniejszymi kontrolkami rozbłyska po przekręceniu kluczyka. Naciśnięcie klawisza rozrusznika wprawia w ruch siłownię, która, wystudzona, nie odpala od razu. Rozrusznik, obracając się, wydaje dźwięki, zdradzające jego elektryczne obciążenie i trud pokonania kompresji związanej z długim skokiem obu tłoków. Brzmienie startera jest tak jednostajne, że pojawia się obawa, czy wszystko jest w porządku, czy „bendiks w porę wyrzucił zębatkę” i czy aby wieniec nie zazgrzyta trybami. Wszystko jednak jest OK., bo maszyna łupnęła z wolnego wydechu salwą z pojedynczego cyklu natychmiast przyblokowanego i zaduszonego oporem nierozgrzanych mechanizmów. Kolejne czynności uruchamiania Intrudera pójdą już łatwiej. Lekki ruch na sucho grubym i gładkim rollgazem, jeszcze raz start rozrusznika i Suzuki budzi się do życia z nieregularnymi strzałami pracy niczym wielki silnik skrzydlatego Spitffire’a....Suzuki budzi się do życia z nieregularnymi strzałami pracy niczym wielki silnik skrzydlatego Spitffire’a...
No to zaczyna się jazda. Agregat po chwili pracuje już pewnie, wibrując w powolnym, nieregularnym, ale dostojnym rytmie. Czy czuję lekki dreszczyk? Raczej tak, bo maszyna długa, ciężka… Do tego ta wąska, „zawijana” kierownica, która nie stanowi odpowiedniego „ramienia” do łatwego manewrowania przysadzistym motocyklem. Ale ruszam bez pardonu z niewielkim „zapedałowaniem” stopami w powietrzu w poszukiwaniu oparcia dla stóp. Nie jest lekko, bo nogi trzeba wyciągnąć dość daleko do przodu, aby podeprzeć je na podnóżkach. Jeszcze dalej jest pedał hamulca. Witaj, chłopie, w świecie chopperów! Teraz jesteś prawdziwy macho. Wisisz na wąskiej kierownicy na prostych, natomiast na ciasnych, wolnych łukach pochylasz się w jej stronę dla nadania większej siły ramion, żeby ruszyć ster maszyny z miejsca. Do tego masz do dyspozycji hamulce, które ledwo dają radę i widelec przedni o niewielkim skoku zawieszenia. Nogi do przodu, siedzenie nisko, wyglądam może nawet i kozacko, ale niełatwo będzie podeprzeć mi się w porę podczas nieuniknionego zachwiania równowagi.
Na sporcie jesteś pod presją mocy i prędkości, własnej fizycznej wytrzymałości; sprawdzasz nie tylko hamulce, silnik, momenty i moce, lecz także siebie. Aby tylko być bliżej uciekającego, tak blisko, jak się tylko da, choćby dostać w wizjer kasku kamykiem wyrzuconym spod jego koła, a nawet wygrać na śmierć i życie.
Tutaj jest inaczej. Jesteś pod presją elegancji. Grasz główną rolę. Nie możesz zrobić ani kangurka podczas ruszania, ani szarpać maszyną podczas zatrzymywania. Wysuwasz nogę tylko w ostateczności, dozujesz dźwięki symfonii niezłego wydechu niczym dyrygent, stroisz się niczym niejaki Rubik.
Zatem motocykl telepie się na typowych dziurach polskiego Bronxu, czyli ulicy Działkowej, nieprzyjemnie tłumiąc nierówności. Po nagrzaniu maszynowni na oczach smętnych członków jakiegoś lokalnego, podwórkowego gangu i już na gładkim fragmencie asfaltu odkręcam nieco śmielej gaz. Z niedowierzaniem odczuwam, że potężny moment obrotowy podnosi cały przód ciężkiego motocykla wraz ze mną przy jednoczesnym zachowaniu nieugiętego tylnego zawieszenia. Niezły w wymowie mechaniczny lans. Dlatego od tej pory swobodnym podskokom nie ma już końca, ilekroć nieco uwolniona prawą ręką moc rozbrzmiewa kanonadą wyplutych z wydechów decybeli w całej okolicy miasta. I to obojętnie na którym biegu. Już zaczynam rozumieć, o co chodzi w relaksującej jeździe chopperem. Pozostawieni w tyle łysi chłopcy z fanklubu Odry Opole nie są już tacy straszni.
Zauważam coś jeszcze. Rowerzyści zeskakują z rowerów zanim jeszcze mnie zobaczą, samochody zjeżdżają z kolizyjnego kursu, piesi cofają się przed przejściem przez jezdnię, a jakiś kundlowaty Pimpek przestał męczyć kota, a agresywnie zainteresował się moją łydką. W odpowiedzi na to grzmot wydechów staranował jego mózg w następnej chwili. Do tego trzeba wymienić jeszcze pozdrowienia od mijanych dzieciaków, uśmiechy lasek i zazdrosne spojrzenia kierowców za „fajerami” ciężarówek. To wszystko gratis.
Czy warto zatem kupić używanego Intrudera?
Japońscy projektanci i konstruktorzy wiedzieli, co robią, wypuszczając na rynek Intruza 1400 w 1987 roku. Widlasty silnik o pojemności 1360 ccm, wytwarzający moc zaledwie 61 i 68 KM, lecz imponujący maksymalny moment obrotowy rzędu 113 Nm (od 1996 roku „jedynie” 102 Nm) stał się stylistycznym wzorem tego typu jednostek napędowych. Niemały potencjał pozwala na osiągnięcie prędkości 100 km/h już po niespełna 6 sekundach. Również ciekawe rozwiązania, takie jak: hydrauliczna regulacja zaworów czy też olejowy i zarazem skuteczny układ chłodzenia silnika szybko znalazły swoich zwolenników, podobnie jak wielkie 21-calowe koło, długi widelec, cylindry rozwarte pod kątem 45 stopni, czysty w porównaniu do łańcuchowego napędu wałek kardana i wygodna sofa, niezgorsza od tych znanych pod marką H-D. Motocykl budzi nieodparte wrażenie zawartej w nim bardziej zaawansowanej konstrukcji, niż u drogiego protoplasty zza wielkiej wody....niemały potencjał pozwala na osiągnięcie prędkości 100 km/h już po niespełna 6 sekundach...
Imponujące niczym posągi bogato użebrowane cylindry, znakomicie skrywające gaźniki Mikuni i świece zapłonowe mogą się podobać. Rama motocykla w przepiękny sposób otacza silnik, nie psuje linii kroplowy zbiornik paliwa, najczęściej w dwubarwnym lakierowaniu, ani nisko umieszczona amfiteatralna kanapa. Klasycznie szprychowane koła kokietują zaplecionymi „kosmykami” szprych. Do tego duże ilości chromu i polerowanego aluminium sprawiają ze Intruder ma styl i charakter.
Pierwsze wersje Intrudera z początkowych lat produkcji dysponowały wyższą mocą – około 68 KM (różnie podawane). Według opinii użytkowników różnica jest odczuwalna w porównaniu nie tylko z mniejszą mocą młodszych modeli, ale również ze względu na zastosowaną od 1997 roku nową, pięciobiegową skrzynią przekładniową. W trasie nie to jest najważniejsze. Na korzyść „piątki” przemawia bardziej wyciszona praca silnika przy niższych obrotach podczas jazdy z tą samą prędkością oraz obniżone zużycie paliwa w porównaniu do „czwórki”.
Mankamentem największego Intruza jest szybko zużywająca się tarcza hamulcowa, zwłaszcza wtedy, gdy współpracuje z mocno zużytymi klockami hamulcowymi. Model VS 1400 jest także bardzo wrażliwy na synchronizację gaźników. Jeżeli regulacja jest nieprecyzyjna, o co nie jest trudno, motocykl po raptownym zamknięciu przepustnic strzela z tłumików, a nawet przerywa pracę silnika. Często zdarzają się mocno „wychechłane” egzemplarze o dużym przebiegu, w których należy się spodziewać remontów głowic, mechanizmów zmiany biegów czy napraw sprzęgła. Dobry mechanik potrafi to zdiagnozować. Pozostałe bolączki techniczne są raczej drobiazgami i należą do nich drobne uszkodzenia instalacji elektrycznej. Szukając dobrego motocykla z drugiej ręki, należy przyglądać się, oczywiście, wszystkiemu. W Intruderach wizytówką kondycji może być nawet zużyta tapicerka, błagająca o pomoc. Szczególną ostrożność trzeba zachować przy motocyklach wyglądających jakby dłuższy czas stały w jakimś wilgotnym pomieszczeniu lub poza garażem. Jeśli w wyglądzie zewnętrznym widać oznaki działania wilgoci, to można przypuszczać, że instalacja, odbłyśnik reflektora i tym podobne sprawy będą w podobnym stanie. Doprowadzenie takiego modelu do stanu używalności wymaga trochę czasu i kasy. Z tym pierwszym akurat bywa krucho, więc trzeba się sprężyć i podwyższyć przedział cenowy, aby nacieszyć się motocyklem. Poza tym na rynku wtórnym jest wiele egzemplarzy z kosztownym wyposażeniem dodatkowym, często nie docenianym przez handlarzy, lub po prostu nieadekwatnym do wartości rynkowej motocykla. Warto szukać takiej okazj. – mówi Grzegorz Bilewicz, szef serwisu GMK Extreme z Opola (www.gmk-extreme.pl), tel. 0504 727 751
DANE EKSPLOATACYJNE
- Przegląd techniczny co 6000 km
- Wymiana oleju silnikowego co 6000 km
- Wymiana filtru olejowego co 6000 km
- Olej silnikowy SAE SE/SF 10 W 40 (4,3 litra)
- Świece zapłonowe NGK DPR 8 EA-9 lub N-D X24 EPR-U9
- Akumulator 12 V 14 Ah
- Luz zaworowy ustawiane automatycznie (hydraulicznie)
Zostaw odpowiedź