“Korekta” licznika przebiegu stała się u nas tak powszechna, że w zasadzie jest to już standardowy element przygotowania aut i motocykli do sprzedaży. Nawet maszyny turystyczne, stworzone przecież do nieustannego nawijania asfaltu, kuszą w ogłoszeniach śmiesznie niskim nalotem. Ministerstwo Sprawiedliwości powiedziało w końcu “dość”, a jego propozycje zaakceptował Rząd.
Od dzisiaj ingerencja w stan licznika jest traktowana jako oszustwo i zagrożona karą więzienia od 3 miesięcy do 5 lat. Dotyczy to zarówno zleceniodawców, czyli właścicieli pojazdów przeznaczonych na sprzedaż, jak i wykonawców, czyli łebskich mechaników. Nie będzie się już można zasłaniać wymianą niedziałającego licznika – każdą taką naprawę trzeba będzie zgłosić i odnotować dotychczasowy przebieg. Zaniechanie tego kroku będzie skutkowało grzywną do 3 tysięcy zł.
Jak się okazało, niedawna reforma systemu badań technicznych nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Chociaż na każdym badaniu przebieg wprowadzany jest przez diagnostę do CEPiK-u, to co sprytniejsi właściciele równie regularnie grzebią w liczniku przed każdą wizytą na stacji diagnostycznej. W ten sposób mogą przez dłuższy czas utrzymać w papierach (a raczej na serwerach) znikomy przebieg pojazdu.
Teraz na pomoc mają ruszyć wszystkie organy uprawnione do kontroli drogowej: policja, żandarmeria wojskowa, ITD, Służba Celna i Straż Graniczna. W czasie każdej kontroli będą one sprawdzały przebieg i wprowadzały go do systemu CEPiK. Takie rozwiązania z powodzeniem działają od dłuższego czasu w innych krajach Europy.
Choć można się spodziewać, że oszuści znów znajdą sposób na obejście nowych regulacji, to jednak ich życie stało się właśnie nieco bardziej smutne.