Spis treści
Kilka lat temu testowaliśmy i opisywaliśmy Harleya-Davidsona Dyna Street Bob. Świetny motocykl, dobre właściwości trakcyjne, do tego wizualna prostota, prawdziwy fabryczny bobber. Kiedy więc dostałem informację, że będę ujeżdżał Street Bob Special Edition, spodziewałem się nietypowego lakierowania, kilku zmienionych części. Dotarła do mnie informacja, że zamiast solowego siodła motocykl dysponuje dwuosobowym badlander’em, a o mojej ulubionej kierownicy typu Apehanger mogę zapomnieć, bo zastąpiono ją prostym pałąkiem typu Drag Bar. Szok i niedowierzanie.
ERGONOMIA, SILNIK
Szok był o tyle większy, że jakiś czas temu obiecałem sobie, iż z nogami do przodu to mnie w trumnie powiozą, a tu masz… Po centralnie mocowanych podnóżkach pozostały tylko zaślepki w ramie, a nogi trzeba faktycznie wyciągnąć do przodu i umiejscowić na mocno wysuniętych konsolach. I tu pierwsze wrażenie – Harley-Davidson Dyna Street Bob Special to nie jest motocykl dla niskich ludzi! Początkowo, mimo że Bozia kopsnęła mi te 186cm (około) wzrostu, to jakoś mi było ciężko się dopasować do sprzętu. Wydawało mi się, że mam zbyt krótkie nogi, bądź muszę się zbytnio pochylać, aby pewnie złapać kierę. Ale to były złudne odczucia. Po kilku pierwszych kilometrach spędzonych na FXDB Special doszedłem do wniosku, że wszystko gra i trąbi, a Dyna nie straciła nic ze swojego świetnego prowadzenia, zyskując wiele za sprawą nowej jednostki napędowej. Widlasty twin o pojemności 103 cale (1690 ccm) napędza ważący ok. 300 kg motocykl z niesamowitą łatwością. Tu należy pamiętać o prostej zasadzie sprawdzonej przez lata – jeździmy MOMENTEM, niutonometry przed mechanicznymi kucykami! Do tego wszystkiego, jeśli dodamy zasilanie wtryskiem paliwa eliminujące skutecznie kaprysy widlaka o długim skoku tłoka, otrzymujemy prawdziwego sukinkota, który potrafi pokazać lwi pazur i gwałtowne przyspieszenie podczas szybkich startów ze świateł, niezależnie od tego na jakim biegu jedziemy. Skrzynia biegów działa poprawnie. I przy tym pozostańmy. Nie należy zbytnio zastanawiać się nad odgłosami dobiegającymi ze skrzyni przy zmianie przełożeń, czy twardo pracującej dźwigni zmiany biegów. To typowy Harley–Davidson i tyle w temacie. Biegi wchodzą precyzyjnie, nie ma problemów ze znalezieniem luzu, a szósty bieg nie jest tylko typowym Overdrive, ale pozwala na swobodne przyśpieszanie.
ZAWIESZENIE,
HAMULCE, KOŁA
Zawieszenia, jak przystało na rodzinę Dyna, są klasycznym rozwiązaniem. Przedni widelec, stosowany od kilku lat w większości motocykli Harleya-Davidsona, miał swoją premierę w modelach VRSC, w Dyna Street Bob Special działa bez zarzutu, nie jest ani za miękki ani za twardy, doczepić się można jedynie tendencji do nurkowania podczas ostrych hamowań. Tu jednak można skorygować to niepokojące zachowanie poprzez zmianę oleju, standardowo brak jest jakichkolwiek manualnych regulacji. Tył oparto o dwa niezależne amortyzatory, współpracujące z klasycznym wahaczem. Tu producent dał użytkownikom możliwość zmiany napięcia wstępnego sprężyn, w zależności od tego, jaka jest waga kierowcy, czy jeździmy solo lub z pasażerem albo jeśli chcemy objuczyć „konia” bagażem. Mimo tego, amortyzatory są dosyć twarde, co na naszych drogach objawia się czasami niezłym strzałem w kręgosłup, ale i tak jest o niebo lepiej, niż na jakimkolwiek Softail’u. Cóż, tak ma być, chcesz komfortu – kup Touringa. Ja nie narzekałem i nie narzekam, mimo że cały czas miałem nieodparte wrażenie, iż zmuszenie do równomiernej pracy zawieszeń przód i tył graniczy z cudem. Hamulce? Klasyka w wydaniu z Milwaukee z ABS w standardzie. ABS sprawa przydatna, chociaż miałem wrażenie, że bywa nadpobudliwy i ustawiono go typowo po amerykańsku – czasami działa w sposób zupełnie, hm… Nieracjonalny? „Odpala” czasami zupełnie zaskakująco, np. podczas lekkiego hamowania, przy przejeździe przez nierówności, co owocuje chwilowym płynięciem klamki i rzuceniem w kask tekstu: „o, w mordę, co to było?!” Wracajac jednak do samych hebli – oceniam je bardzo dobrze. Niby nic zaskakującego, te same tarcze na sztywno przykręcane do felg, te same zaciski i pompa, które od lat znajdują miejsce w większości modeli Harley-Davidson, ale czuć wyraźnie, że postawiono na sprawność działania i ktoś nad tym popracował. Przyjmując, że nie jest to zestaw rodem ze sportowych motocykli, mamy do dyspozycji układ, który naprawdę skutecznie opóźnia i zatrzymuje stalowego klocka.
Ważną zmianą, którą wprowadził Harley w ostatnich latach, są opony. W europejskich wersjach (nie wiem jak jest na rynku amerykańskim), są zastosowane opony Michelin, które świetnie radzą sobie na naszych nawierzchniach – zdecydowanie lepiej niż montowane kiedyś Dunlop (okazywały się zbyt śliskie, szczególnie na mokrej nawierzchni). Tak więc, opony kleją, pozwalają na pokonywanie zakrętów w sporych złożeniach i dobrze wyglądają, szczególnie tył o szerokości 180.
wyposażenie
Wyposażenie motocykla jest spartańskie, czyli mamy wszystko, co powinno być. Harley przyzwyczaił nas już do zbliżeniowych „breloków”, które pozwalają na odpalenie motocykla w sposób autoryzowany, więc nie ma potrzeby używania kluczyka. Próżno też szukać baterii zegarów i wskaźników – to nie Touring, gdzie będziemy cieszyć się przepychem kokpitu. Podstawowe kontrolki, multifunkcyjny prędkościomierz z ciekłokrystalicznym wyświetlaczem, który wyświetla przebieg całkowity, dzienny, rezerwę paliwa, na życzenie wskazuje obroty silnika – to obecnie podstawy w motocyklach z Milwaukee. I wszystko to idealnie wpisuje się w koncepcję prostego motocykla, którym jest Dyna Street Bob Special. Tu radość daje każde odpalenie potężnej 103-ki Twin Cam, a nie wgapianie się w przyrządy pokładowe. Osadzony na gumowych poduszkach silnik generuje takie wibracje, że lusterka wsteczne i parę innych elementów motocykla zaczynają żyć własny życiem. I to trzeba zaakceptować jako urok każdej „Dyńki”. Po wbiciu biegu i ruszeniu wszystko mija, znika telepanie jednostki napędowej. Silnik bez najmniejszego protestu wkręca się na obroty. Bezpowrotnie minęły czasy, kiedy V-Twin lubił kichnąć w filtr powietrza, elektronika precyzyjnie dobiera dawkowanie paliwa i steruje zapłonem.
Podczas podróży przez mazurskie, kręte drogi Dyna Street Bob Special prowokował do agresywnego pokonywania zakrętów, powodując notoryczne, radosne szczerzenie zębów pod kaskiem. Było twardo, czasami nierówności dawały mocno o sobie znać. Jako kierowca bez problemu znosiłem każdą dziurę jak dzielny mały pacjent u pediatry, natomiast moja pasażerka przeżywała katusze porównywalne z wizytą u sadystycznego dentysty. Cóż, testowana Dyna jest raczej motocyklem do solowej jazdy, a miejsce dla pasażera przeznaczone jest do krótkich wypadów i wspólnych przejazdów między kolejnymi knajpami.
Testy innych motocykli Harley-Davidson:
Harley Davidson Electra Glide Ultra Limited | Harley Davidson Breakout |
|
Tak się wszystko poukładało, że z wypadu na Mazury wracałem sam. Moja urocza pasażerka dosyć miała niewygód oraz przejmującego zimna (pogoda spłatała nam niezłego figla) i postanowiła wracać w komfortowych warunkach, jakie oferuje PKP. Miałem więc możliwość sprawdzenia możliwości Street Boba Special podczas szybkiej jazdy na trasie dworzec PKP Szczytno–Warszawa Dolny Mokotów. Wrażenia? Bajeczne. To tak, jakby usiąść za sterami szturmowego samolotu A-10 Warthog. Twin Cam 103 cale jest wart każdej złotówki, której żąda za niego producent. Uciąg ma jak stado wołów, przy strzale ze sprzęgła tylna opona miauczy w męczarniach i pozostawia piękne krechy na asfalcie. Ja nie potrzebuję niczego więcej do szczęścia! I nie rozważam w takich przypadkach zużycia paliwa, chociaż Dyna zaskakuje umiarkowanym apetytem.
PODSUMOWANIE
Czy kupiłbym Dyna Street Bob Special? Raczej nie. Osobiście wolałbym mieć w garażu zwykłego Street Boba z silnikiem 103 cale, „ogolonego” ze wszystkich zbędnych elementów, maksymalnie minimalistycznego i z zaadoptowanym zbiornikiem paliwa od Sporciaka. Ale to tylko moje prywatne zdanie. Wersja Special wymaga znacznie większego zaangażowania środków finansowych niż bazowe modele, jednak na 110% znajdzie amatorów, którzy otworzą szeroko portfele i opróżnią konta bankowe, aby stać się posiadaczami „niepowtarzalnej wersji” stalowego rumaka z Milwaukee.
Nie jestem fanatykiem motocykli spod znaku wydzierającego się orła. Fanatykiem nie, ale bardzo je szanuję i mam do nich wielki sentyment. Jeżdżąc różnymi motocyklami wciąż mam nieodparte wrażenie, że w swojej klasie Harley (pomijając jakieś dziwolągi typu Project Rushmore) będzie zawsze niedoścignionym wzorem, a dodając do tego dziedzictwo marki i świetny marketing (sprzedajemy styl życia, legendę, motocykl jest dodatkiem), każdy inny fabryczny chopper czy cruiser nie ma co stawać w szranki. Uff… Czekam z niecierpliwością na komentarze 🙂
PODZIĘKOWANIA
Za zdjęcia serdecznie dziękujemy Joannie Sikorze: www.joannasikora.com
Zostaw odpowiedź