Spis treści
W niedzielę miałem okazję odwiedzić Tor Modlin. Akurat nie mieliśmy żadnej testówki, więc zastanawiałem się, który ze swoich motocykli zabrać. Modlin ma sporo krętych sekcji i trzy niezbyt długie proste.
Naturalnym wyborem była więc Honda CBR600F3. Niestety, użyczyłem ją zaprzyjaźnionym technikom z TRW do pewnych badań. Drugim, pod względem przydatności był Ducati Sport 900, ale opony są w fatalnym stanie i na torze szybko bym zgruzował w miarę zadbany sprzęt. Pozostał jeszcze Kawasaki KZ750 z 1983. I wówczas sobie uświadomiłem, że w momencie debiutu było to motocykl w segmencie sportowo-turstycznym, a jedna z jego wersji, GPz 750 to klasa typowo sportowa. Nie zastanawiając się dłużej sprawdziłem ciśnienie, nasmarowałem łańcuch, dolałem oleju i ruszyłem do Modlina.
Na miejscu
Na miejscu motocykl zdecydowanie odstawał od pozostałych sprzętów. Same nobliwe szlifierki i trochę całkiem świeżych nakedów. Pierwsze założenie było proste: nie być ostatnim. Szybko okazało się, że mimo wiotkiego zawieszenia i wąziutkich opon, tor, promujący szybkie przełożenia w naprzemienne winkle i brak długich prostych są sprzymierzeńcami Kawasaki.
Motocykl zaskakująco dobrze sobie dawał radę, co rusz wyprzedzając dużo bardziej nobliwych i znacznie młodszych konkurentów. Inna sprawa, że poziom kierowców na tym konkretnym evencie nie był bardzo wysoki. W grupie zaawansowanych amatorów moja Kawa może co najwyżej zamknąć tyły. Ale ja o czym innym. Większość klasyków i youngtimerów jest pieczołowicie odrestaurowywana i trzymana pod przysłowiowym kocem. Uważam, że sprzęty, które powstały jako sportowe raz na jakiś czas mogą być przewietrzone na track-dayach czy zwyczajnych wolnych jazdach po torze.
Oczywiście nie pod względem sportowym, ale poznawczo-edukacyjnym. To naprawdę duża przyjemność co jakiś czas pojeździć motocyklem w taki sposób, pod jaki został zaprojektowany a wygrane konfrontacje z innymi maszynami, poprawiają humor kierowcy. Oczywiście warto mieć pewny sprzęt, nie jechać na maksa, bo o szlif nie trudno. Ale odwiedzając tor dużo więcej i szybciej dowiemy się o maksymalnych możliwościach pojazdu, co w perspektywie poprawi nasze bezpieczeństwo.
Przyznam, że doznania, jakie zaserwowała mi Kawa, są mega pozytywne i zupełnie inne, niż obecne sporty. Dużo szybciej tracimy przyczepność a w każdym zakręcie sprzęt udowadnia (zawieszenie, hamulce, stabilność), że pragnie być niezależnym od decyzji kierującego. No i otrzymujemy nie trochę, a całą tonę adrenaliny.
Oczywiście powtórzymy, że mówimy o zwykłym treningu w niezbyt zaawansowanej grupie. Patrząc z perspektywy czasu można przypuszczać, jak trudne maszyny mieli legendarni mistrzowie z początku lat 80!
Uwagi praktyczne
Nie zapomnijcie zabrać ze sobą oleju na dolewki i często kontrolujcie temperaturę silnika. No i nie dokręcajcie „staruchów” do czerwonego pola. Ta sekunda nie ma znaczenia, a silniki swoje „w kołach” już mają…
Miłej zabawy!
Zostaw odpowiedź