Etap czwarty miał taką samą trasę dla samochodów i motocykli. Jednak, jak twierdzą kierowcy, nieco łatwiej jechało się tym na czterech kołach.
Zawodnicy mieli do przejechania 326 km OS-u oraz aż 424 km dojazdówki. Jako pierwsi na mecie pojawili się kierowcy samochodów. Jak relacjonuje Jacek Czachor, motocyklistom nie było łatwo.
„Przestrzeliłem dwa zakręty, pojechałem za innymi zawodnikami w kurzu i wylądowałem w krzakach, później nawigowałem i wyprowadziłem całą grupę. Potem nastąpiła znowu pomyłka, jechałem na licznik, a on tutaj się często nie zgadza z road bookiem. Tam bardzo duża liczba zawodników błądziła i kiedy odnaleźliśmy trasę, jechaliśmy w zwartej grupie. Widziałem trzech–czterech zawodników na 100 metrach. Trzeba było wyprzedzać, a to wiąże się zawsze z ryzykiem. Nie osiągnąłem takiego wyniku, jaki bym sobie życzył. Jutro będę startował z odległej pozycji, a wraz ze mną kilkunastu szybkich zawodników. Będziemy puszczani co pół minuty i znów będziemy walczyć przy ograniczonej widoczności. Trzeba będzie dać z siebie wszystko, by nie dać się wyprzedzić i uważać na nawigację, która jest w tych warunkach bardzo trudna” – mówił kapitan Orlen Teamu Jacek Czachor.
„Jechałem dziś bardzo skupiony na nawigacji, udało się nie popełnić błędu, ale przekłada się to na wolniejsze tempo. Podjęcie ryzyka mogłoby kosztować nieukończenie etapu. Odcinek był piekielnie trudny, w szczególności jego druga część, przez ponad 120 kilometrów jechaliśmy przez rzekę z głazami. Po takim terenie samochody jadą bardzo szybko, a na motocyklu trzeba niesamowicie uważać. Kolejne 50 kilometrów było poprowadzone przez błoto i głazy. Wydaje się że organizator specjalnie skonstruował tak trasę, by odpadło jak najwięcej motocyklistów” – dodał Marek Dąbrowski.
Po ostatnich problemach technicznych Łukasz Łaskawiec startował z odległego 24 miejsca i musiał przebijać się przez stawkę zawodników. Na mecie okazało się, że poradził sobie świetnie z tym zadaniem. Wylądował bowiem na szóstym miejscu. Rafał Sonik po wczorajszym etapie był czwarty. Quadowiec radzi sobie bardzo dobrze i jedzie równym tempem.
„Największą przykrością dla mnie jest, że w dzisiejszym etapie nie było już z nami Józka Machaczka, pięciokrotnego zwycięzcy, z którym jechałem wszystkie moje Dakary. Józek, podobnie jak i my, uznaje, że jest to nie fair, i że zostaliśmy przez to pozbawieni szansy rywalizacji w generalnej klasyfikacji quadów nieuczciwie. Ja się z tym zgadzam, ale moja decyzja jest inna. Będę jechał dalej właśnie po to, żeby udowodnić, że żadna decyzja sędziów nie pozbawi mnie woli walki i konkurowania z innymi zawodnikami. Konkurencji uczciwej, fair, sportowej i nie pozbawi mnie serca, aby na Dakar przyjechać i Dakar przejechać. Jestem głęboko przekonany, że tylko tym, że jadę dalej, mogę dać jasny sygnał, że nieuczciwymi metodami nie pozbędziecie się nas z tego Rajdu” – mówił Rafał Sonik.
Krzysztof Hołowczyc również pojechał dobrym tempem, zajął piąte miejsce i spadł z pierwszej pozycji w generalce. Nie ominęły go przygody na etapie.
„Długi, ciężki odcinek. Wczoraj zmieniliśmy trochę zawieszenie, gdyż uważaliśmy, że było zbyt twarde. Okazało się, że nowa konfiguracja również nie odpowiada specyfice dzisiejszej trasy. Mamy trochę problemy z amortyzatorami. Na OS-ie złapaliśmy wolnego kapcia, Jean-Marc wyskoczył z samochodu i dopompował koło. Może lepiej było zmienić ogumienie i później nadrabiać. A tak siedziało mi to gdzieś w głowie i jechałem bardziej zachowawczo. Ale nie w tym upatruję przyczyną mojego trochę słabszego wyniku. Ciężko było mi się odpowiednio skoncentrować i znaleźć swoje tempo. Być może nadeszły dni lekkiego kryzysu – najczęściej jest to trzeci, czwarty, piąty dzień, później ponownie odnajduję swoje tempo” – powiedział Krzysztof Hołowczyc
Adam Małysz także zaliczył kolejny etap. Dakarowy debiutant narzekał natomiast na motocyklistów. „Było dużo przejazdów rzecznych, dużo kamieni, proste z »niespodziankami«. Gdy wyjeżdżaliśmy z rzeki, uderzyła w nas Toyota i stanęła. My nic nie widzieliśmy, bo woda poszła na nas. Myśleliśmy, że uderzyliśmy w brzeg, a jak woda opadła, patrzymy, a ten skurczybyk stoi koło nas. Potem jeszcze motocyklista wyjechał na nas z boku. Trochę lusterko uszkodzone i szyba poszła. Ci motocykliści, ci niedoświadczeni, są tak nieostrożni… Wyobraźni żadnej nie mają” – mówił Małysz.