autor: Marek Piechula
Wszyscy obserwatorzy rywalizacji w wyścigach motocyklowych bez problemu wskażą różnicę między zespołami fabrycznymi a zespołami satelickimi. O ile w klasach motocykli produkcyjnych różnice te nie mają tak dużego wpływu na osiągane wyniki, o tyle w wyścigach prototypów jest to bardzo często element decydujący o możliwości włączenia się do walki o najwyższe laury, co w ostatnich latach możemy obserwować w kategorii MotoGP.
W ostatniej dekadzie wyścigów królewskiej klasy nie zdarzyło się, by mistrzowski tytuł zdobył zawodnik dosiadający maszyny niefabrycznego zespołu. Motocykle ekip wspieranych w pełni przez fabryki są przygotowywane bowiem z najwyższą starannością, a pieniądze wkładane w rozwój maszyn nie są dla szefów danych marek rzeczą najistotniejszą. To zespoły fabryczne są w pierwszej kolejności zaopatrywane w najnowocześniejsze części i podzespoły, które pomogą im osiągnąć upragnione pierwsze miejsce w kolejnych wyścigach. Teamy satelickie natomiast muszą poczekać na swoją kolejkę.
Czy to oznacza, że zawodnicy zespołów prywatnych są z góry pozbawieni szans na osiąganie dobrych wyników? To zależy od tego, co rozumiemy pod tym pojęciem. Nie ulega wątpliwości, że kierowcy zespołów niefabrycznych mają nikłe szanse na wywalczenie pierwszego miejsca w klasyfikacji generalnej na koniec sezonu. Jednak przykład Marco Melandriego w sezonie 2005 pokazał, że walka o tytuł wicemistrza nie jest już sprawą zamkniętą. Pamiętamy bowiem tę niesamowitą walkę #33 z Amerykaninem, Nicky Haydenem, o drugie miejsce w tabeli końcowej. Był to jeden z niewielu pojedynków między motocyklistą zespołu satelickiego a zespołu fabrycznego, rozstrzygnięty na korzyść tego pierwszego. Jako że była to sytuacja jednorazowa, należy przypuszczać, że Marco, oprócz dobrego motocykla, miał również sporo szczęścia. Wyniki rywalizacji w kolejnych sezonach pokazywały bowiem coraz większą przewagę maszyn fabrycznych nad tymi, którymi dysponują zawodnicy zespołów prywatnych, zmuszając ekipy m.in. Fausto Gresiniego oraz Herve’a Poncharala do zadowolenia się walką o pozycje w środku stawki królewskiej klasy wyścigów motocyklowych. Apogeum tej sytuacji miało miejsce w ubiegłym roku, kiedy poza zespołem Tech 3 Yamaha, który otrzymywał wsparcie japońskiego producenta, teamy prywatne spisywały się poniżej oczekiwań wszystkich kibiców. Wciąż nie wiemy, co przyniesie nam nadchodzący sezon. Co prawda, Ducati zapowiedziało wsparcie producenta z Bolonii dla wszystkich zespołów kategorii MotoGP, a Honda dostarczyła Toniemu Eliasowi fabryczną maszynę, na której młody Hiszpan będzie się ścigał w zespole Honda Gresini, jednak prawdziwą wartość zapowiedzi producentów poznamy po kilku rundach Mistrzostw Świata 2009.