Spis treści
MSX, czyli Mini Street X-treme, to motocykl sklasyfikowany przez Hondę jako motocykl miejski. Coś, co ma być nie tyle skuterem, a ekstremalnym szybkoprzemieszczaczem. Małe gabaryty połączone z niewielką masą, niskim siodłem oraz stosunkowo wysoką kierownicą powinny zapewnić dokładnie to, do czego został stworzony. Czy się udało?
Design i jakość
Tajlandia to miejsce fabrykowania „Motorynki”. Można spodziewać się czegoś sensownego? W sumie nie jest, źle. Jakość wykonania jest na przyzwoitym poziomie i pomimo tego, że MSX 125 jest motocyklem budżetowym, to nie straszy łamliwymi plastikami, czy brakiem spasowania, a elementy takie jak przełączniki, czy konsola zegarów nie są tandetnie chińskie. Nawet okablowanie z dość mocno odkrytego piecyka jest starannie poprowadzone i nic nie wisi strasząc możliwością zahaczenia, czy urwania. Co do wyglądu – nie ma co ukrywać, ale MSX 125 rzuca się w oczy i wzbudza zainteresowanie, zwłaszcza kiedy przeciskamy się w korku, czy zajmujemy pole position. Czy jest ładna trudno oceniać. Gdybym miał utyskiwać, to powiedziałbym, że lampa jest trochę za duża, a całość wygląda jak nieco przerośnięty bąk. Mimo to w jakiś dziwny sposób mała Honda podoba mi się i wywołuje uśmiech na twarzy.
Piecyk i skrzynia
124,9 cm³, które generuje 9,8 KM (przy 7000 obr./min.) i 10,9 Nm maksymalnego momentu (przy 5500 obr./min). I dużo, i mało. Ale czy wystarczająco? Szczerze mówiąc, jeśli użytkownikiem ma być osoba dorosła, która po prostu chce motocykl do zabawy, czy zamiennika dla skutera – może się nieco zdziwić. Niedobór mocy, jak i ciągu – są zauważalne, a w pewnym momencie na tyle męczące, że zaczynają przeszkadzać. Mocy wystarcza do rozpędzenia się do ok. 110 km/h, a i to jadąc z górki na długim odcinku drogi. Do tego sam silniczek wywołuje spore wibracje i dopiero wejście na ok. 4000 obr./min. powoduje, że powoli ustępują. Kolejny minus, to skrzynia biegów, która punktem MSX-a z pewnością nie jest. Czterostopniowa, dość toporna, aby nie powiedzieć siermiężna skrzynia biegów, wymaga przekopania, do tego należy nieco przeciągnąć obroty, aby zaskoczyła bez większych problemów. Ze względu na to, że mały piecyk nie wkręca się tak ochoczo jakbyśmy się spodziewali, miałem wrażenie, że mijają wieki zanim osiągnę możliwość przebicia kolejnego biegu. Próba zmiany biegu bez sprzęgła… po prostu lepiej tego nie robić. Według mnie znacznie lepszym rozwiązaniem byłby silniczek 250 cm³, który w tej „budzie” i przy tej wadze zapewniłby naprawdę zupełnie inne doznania z jazdy, a z MSX-a zrobiłby motocykl, którym mogą poruszać się nie tylko osoby o posturze anorektyka.
Heble
Za wyhamowanie MSX-a odpowiada dość prosty układ hamulcowy, składający się łącznie z dwóch tarcz. Prawdę mówiąc to wystarczająco, aby nawet rozpędzonego do maksymalnej prędkości MSX-a zatrzymać na przyzwoitym odcinku. To, co może na początku nieco przeszkadzać, to spora siła, której musimy użyć do obsługi dźwigni oraz niezbyt stabilne zachowanie przedniej gumy. Dopiero wciśnięcie hamulca tylnego powoduje, że MSX zaczyna zwalniać w linii.
Nawet patrząc na poszczególne elementy Hondy, a nie na motocykl jako całość, nie da się ukryć, że wszystko tu jest miniaturowe – no może oprócz całkiem konkretnej lampy.
|
Ergonomia
Ze względu na mój wzrost miałem lekkie obawy co do wygody MSX-a. Wąska, umieszczona na wysokości 765 mm kanapa sprawiała, że podczas postoju nie tylko stopy miałem oparte na ziemi, ale do tego dość mocno ugięte kolana. Mimo to, umieszczając nogi na podnóżkach, których musiałem poszukać i nieco się przyzwyczaić do ich ułożenia, w połączeniu z dość nietypową, wysoką kierownicą, gwarantowały niezłą pozycję. Czy było wygodnie? Wystarczy powiedzieć, że pokonanie jednorazowo ok. 40 km nie stanowiło większego problemu. Co do reszty, to trudno się przyczepić do czegokolwiek. Zegary Hondy są czytelne, choć wskaźnik zapiętego biegu mógłby się pojawić, podobnie jak możliwość regulacji dźwigni.
trakcja
MSX 125 został oparty na dwóch dwunastocalowych kołach o rozmiarach 120/70 przód i 130/70 tył. Na przodzie za wybieranie nierówności odpowiada prosty amortyzator USD o średnicy goleni 31 mm, a na tyle pojedynczy amortyzator oparty na stalowym wahaczu. Zarówno w przypadku zawiasu przodu jak i tyłu, nie ma jakiejkolwiek regulacji, co niestety daje się odczuć na krótkich nierównościach wzdłużnych. Strzał na kręgosłup, pomimo zastosowania balonowych kół, przenoszony jest wręcz z aptekarską precyzją, co po przejechaniu kilku kilometrów niezbyt równym odcinkiem drogi z pewnością dorowadzi do wnerwu nawet człowieka o spokojnym usposobieniu. Kolejna sprawa to zbieranie winkli. Ojjj, jest ciekawie. Trudno powiedzieć czy dziwne myszkowanie to zasługa wyłącznie kółek od taczki, czy to połączenie całego zestawu, z niezbyt lekkim motocyklistą włącznie. Naprawdę jest średnio i tylko świadomość niewielkiej wagi i możliwości podparcia nogą w razie kłopotów sprawiają, że można pokusić się o coś więcej niż powolne przemieszczanie się.
Jazda
Pierwsza jazda, tuż po odbiorze MSX-a, odbyła się w godzinach szczytu. Wystarczyło niecałe 5 minut jazdy w korku, abym dwukrotnie został staranowany przez SUV-a i BUS-a. Wina kierowcy puszki? Otóż nie sądzę, motocykl jest na tyle mały, że prawdopodobnie nie jest dobrze widoczny w wysoko umieszczonych lusterkach dużych samochodów, nawet ze mną w siodle (184 cm). Naprawdę, jedynym rozwiązaniem byłoby przyczepienie sobie chorągiewki z wózka dla dzieci, albo chociaż balona, inaczej nieszczęście będzie prędzej czy później. Z małymi samochodami dla odmiany jest inny problem. Niewielkie gabaryty Hondy naprawdę umożliwiają bardzo żwawe poruszanie się w korku, przeskakiwanie pomiędzy autami, a nawet z pasa na pas kiedy korek stoi. Ale umieszczenie lusterek w MSX-ie jest na tyle niefortunne, że właściwie za każdym razem trzeba mierzyć z szybszym przejazdem, aby nie zahaczyć o lusterko stojącego samochodu. Inna bolączka, to starty spod świateł. Kiedy już dotelepiemy się na pole position, a na sygnalizatorze pojawi się zieleń, lepiej nie mieć za sobą czegoś mocniejszego niż 126p. Właściwie nie ma puszki, która nie doszłaby nas na pierwszych metrach, co już nie tylko człowieka drażni, ale przede wszystkim stwarza spore zagrożenie. MSX-em do miasta? Raczej tylko w osiedlowe uliczki i na szybki dojazd po bułki. Pod krawężnik podjedzie (prześwit 160 mm), pod sklepem zaparkuje, ale jazda po zakorkowanym mieście może być dość ciężkostrawna. W trasie w sumie też nie jest lepiej, no ale tutaj nie spodziewałem się czegokolwiek. Próba wyprzedzenia innego pojazdu niż rower, czy skuter 50 cm³, to już nie lada wyzwanie i niepotrzebna próba udowadniania, że zrobimy coś zupełnie niemożliwego. Niestety, jedyne co zrobimy, to zablokujemy prawy pas.
Podsumowanie
To nie tak, że MSX 125 jest motocyklem złym. Ja po prostu nie do końca potrafię zrozumieć co Honda miała na myśli kiedy wprowadzała go do produkcji. Może po prostu nie potrafię odnaleźć sensu w motocyklu, który go nie ma? Bo patrząc na to zupełnie trzeźwo i w pełnym stanie świadomości: pierwszy sprzęt dla młodego motocyklisty? Szczerze mówiąc, gdybym miał kupować motocykl synowi, postawiłbym na coś o nieco lepszej trakcji i lepszych hamulcach. Motocykl dla osoby dorosłej? Jeśli do czegoś innego niż zabawa na parkingu pod Tesco czy Lidlem, to brak mocy i ciągu kompletnie go dyskwalifikują. Do miasta? Bezsprzecznie nie. Jest za mały, za słaby, ma zbyt toporną skrzynię, a dla większych pojazdów jest niewidzialny niczym F117 dla radarów. Według mnie Honda zrobiła motocykl zabawkę, ale szczerze powiem, że 11 500 pln które kosztuje, wolałbym spożytkować w zupełnie inny sposób.
druga opinia
Naczelnego okiem: Nie słuchajcie Wiewióra! Nie dość, że wylewa swoje żale w felietionach, to jeszcze zaczyna przyczepiać się do zupełnie fajnych motocykli. Nic dziwnego jednak. Jest już stary, ma dziecko i do niedawna kochał swoje Suzuki GSX 1400, który wprost odwrotnie od założeń – nie jest do wszystkiego, tylko w każdym wymiarze jest do niczego, na szczęście powoli nawraca się na dobrą drogę, ale o tym poczytacie już w zupełnie innym materiale.
Honda MSX 125 jest trochę niczym parafraza sloganu reklamowego Harley’a – nie płacimy tu za pojazd, tylko za frajdę i ładunek emocji jaki ze sobą niesie. Przez kilka godzin, podczas których miałem MSX`a w swoim posiadaniu, nie było osoby która przeszłaby bezinteresownie. Honda przenosi nas w czasy, kiedy w trampkach i bez kasku jechaliśmy motorynką do sklepu po oranżadę, zatrzymując się przed sklepem z zablokowanym tylnym kołem. „Daj się karnąć” – pamiętacie?
{foto_dodatkowe_zdjecia_tresci_2}
Do tego MSX 125 jest niesamowicie sprawnym sprzętem jeśli chodzi o poruszanie się po najbardziej zatłoczonych i niedostępnych fragmentach miasta. Jest przy tym tak bajecznie lekki w prowadzeniu, że uśmiech nie schodzi nam z ust ani przez chwilę. Najlepszymi sprzętami do walki z korkami od dawna były dla mnie niewielkie gabarytowo skutery z silnikami 250-300 ccm. MSX dzięki swoim gabarytom mini-bike, otwiera zupełnie nowe horyzonty i podejście do jazdy. Tam, gdzie skuter szybko przedrze się pomiędzy samochodami, na MSX po prostu skrócimy sobię drogę schodami i wjedziemy wszędzie tam, gdzie niekoniecznie nam wolno. Ale nie martwice się, nikt nie spojrzy na Was krzywo – nie będzie w stanie! Ten sprzęt jest tak radośnie rozbrajający, że nie może wywoływać negatywnych emocji. Pamiętajcie, nie ma żadnej możliwości, aby gniewnie wypowiedzieć słowo „bąbelki”.
Mimo wszystko należy go jednak rozpatrywać w kategorii zabawki, a nie normalnego motocykla i tu przychodzimy do jedynego depresyjnego momentu przygody z MSX 125. W przeliczeniu na walutę wspólnoty, cena nowoczej, czerwonej małpy wynosi niecałe 2.800 Euro. Biorąc pod uwagę stosunek cen do zarobków, gdym miał wydać na taką zabawkę niecałe 3.000 pln, zrobiłbym to. Tu niestety zderzamy się z szarą, polską rzeczywistością. Ale jeżeli macie wolne 11.000 pln i jesteście z gatunku tych już wszystkomających, kupcie go. Gwarantuję, że szarość nabierze bardziej różowego koloru.
dostępne kolory
Zostaw odpowiedź