Niektórzy motocykliści mają tendencję do chwalenia się ledwo 200-kilometrową przejażdżką. Z jednej strony nie ma czym się chwalić. Ale z drugiej… Zapraszamy na felieton!
Ostatnio przeglądam różne grupy, jednak moją uwagę zwróciła jedna z Facebookowych, zrzeszająca właścicieli klasyków i chopperów. Co niedzielę dziesiątki z nich wstawiają zdjęcia swoje i maszyny z podpisem: „200 km pękło, pozdrawiamy z Wodzisławia, LWG”.
I tutaj zaczęły się moje przemyślenia: czy jest się czym chwalić? Dwieście kilometrów przeciętny kurier robi codziennie po Warszawie… Motocykl to jeden z leciwych i popularnych japońskich, bezpłciowych chopperów… A jegomość mógłby popracować nad kondycją i aparycją, bo jego mięsień piwny sugeruje zbliżające się kłopoty zdrowotne…
Jednak po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że powyższy wpis jest nawet całkiem pozytywny.
Autor chwali się, że jeździ na motocyklu (jeździ, zamiast oglądać piłkę przed TV, czy spożywać alko na grillu na działkach), robi coś innego niż rówieśnicy, ma całkiem ładnie utrzymany motocykl, a przede wszystkim pozdrawia innych motocyklistów i zachęca do dyskusji. Czasem takie posty są też inspiracją do dzielenia się ciekawymi miejscami do odwiedzenia. W zasadzie, po dłuższym czasie pomyślałem, że sam też chciałbym w takim wieku wciąż czynnie uprawiać motocyklowe hobby.
Zatem, jeśli taki post wam przeszkadza (a takie osoby też trafiają się na grupach) po prostu nie komentujcie; nie ma znaczenia to, ile kto pokona w weekend. Ważne, że po prostu jeździ. W końcu jesteśmy jedną wielką, motocyklową rodziną. A przy okazji uważajcie na siebie – liczba wypadków jest zatrważająca…
P.S.: Na zdjęciu głównym widzie motocykl, na którym trasa 200 km nie robi wrażenia. Zapraszam do testu Harley-Davidsona Road Glide Limited.
Zostaw odpowiedź