Wspaniały weekend na torze w czeskim Brnie już za nami. 500. z kolei, jubileuszowy, niedzielny wyścig dostarczył kibicom niesamowitych emocji.
Ale zanim na tor wyruszyli królowie weekendu, atmosferę podgrzewały klasy Superstock. Piątkowe treningi były bardzo ciężkie – większość zawodników po raz pierwszy miała styczność z nową nawierzchnią toru w Brnie. Nie tylko w klasach Superstock narzekano na niemożność zestrojenia zawieszeń i szybko zużywające się opony. Dochodziło do swoistych precedensów – Giuseppe Andreani (założyciel i szef Andreani Group – największego dostawcy zawieszeń WSBK) opowiadał, że niektórzy zawodnicy w trakcie porannych sesji treningowych byli w stanie przejechać na komplecie nowych opon nie więcej niż pięć okrążeń. Później z gum zostawały tylko strzępy.
Zaczynało się „grzebanie” w zawieszeniach, niekończące się próby nowych nastawów, wreszcie powrót do poprzednich i totalne zdziwienie – podczas popołudniowych treningów opony pozwalały na zaliczenie w szybkim tempie… dwudziestu jeden kółek!
Marek Szkopek mocno narzekał. Nie mógł dać sobie rady z ustawieniem motocykla pod opony Pirelli, na których jeździ się w WSBK i wszystkich seriach towarzyszących. Problemem była też mocno ograniczona przez regulamin zawodów ilość opon na rundę, a także znikoma możliwość doboru mieszanek. Superstock 1000 i tak miało jakąkolwiek alternatywę, bo 600, gdzie startowali Stokłosa i Chmielewski, dysponowały jedynie średnią mieszanką i jeszcze mniejszą ilością opon. Szczerze powiedziawszy, sytuacja ta wymagała od zawodników wprost idealnego rozplanowania wymian ogumienia – tak, aby na wyścig pozostał jeden nowy komplet „obuwia”. Mimo wszelkich problemów, najmłodsi nasi zawodnicy – Stokłosa i Chmielewski, zapowiadali walkę o jak najlepsze lokaty. Tak samo do sprawy podeszli Marcin Walkowiak i Marek Szkopek, zgłoszeni do litrowych Stoków.
W piątek popołudniu 600 wyjechały na pierwszą kwalifikację. Andrzej Chmielewski spokojnie przejeździł całą sesję, natomiast Mateusz Stokłosa kilka razy zatrzymywał się w depot, meldując o kłopotach z silnikiem – w pewnym zakresie obrotów motocykl dławił się i brakowało mu mocy, co w zakręcie dawało efekt jazdy na zbyt wysokim biegu. Prawdopodobnie w ten sposób objawiły się problemy sprzętowe, związane z niedawnym wypadkiem Mateusza. Dodatkowo, Mati zmagał się cały czas z bólem, który dręczył go podczas jazdy (przypominamy, że tydzień wcześniej Stokłosa miał bardzo poważną kraksę podczas IV Rundy WMMP na Torze Poznań).
Los mechanika
Kiedy tylko zakończono wszystkie jazdy, do pracy zabrali się mechanicy. Ci ludzie mają podczas zawodów bardzo mało czasu dla siebie – zawsze i o każdej porze może być coś do zrobienia. W ciągu całego dnia kilkakrotnie rozbierają motocykle, czyszczą wszystko, aby na koniec dnia zrobić to ponownie. Motocykle rozbierane są do „gołej” ramy z zamontowanym silnikiem i wahaczem, następnie są myte, suszone i ponownie składane. W trakcie treningów (60 minut dla Superbike) zawodnik potrafi kilka razy zjechać na zmianę opon, czy na korekcję ustawień sprzętu. Ciekawostka: w trakcie treningu wymiana sprężyn przedniego zawieszenia w motocyklu Maxa Biaggi zajęła ekipie mechaników niecałe 5 minut! Po chwili motocykl był gotowy do dalszej jazdy. Podobna sytuacja ma miejsce w Supersport – liczy się czas i dokładność pracy. Pełne ręce roboty mieli też technicy od zawieszeń. W naczepie serwisowej Andreani Group non-stop „kręcono śrubki” zawieszeń, zmieniano sprężyny, mierzono, czyszczono i składano. W boksach największych teamów w oczy rzucali się technicy w charakterystycznych koszulach z logo Ohlins, którzy rozmawiali z zawodnikami i mechanikami wszystko skrupulatnie notując tak, aby żadne dane i wytyczne nie umknęły uwadze. Standardem też było sczytywanie danych z elektroniki motocykla. Kiedy tylko sprzęt pojawiał się w boksie, jak spod ziemi wyrastali ludzie z laptopami, którzy w skupieni analizowali wszystkie parametry pracy silnika, dane z telemetrii, etc. Każda notatka lądowała w odpowiednim segregatorze przypisanym do danego sprzętu. Tuż przy boksach rozstawiono naczepę Arrow, mieszczącą mobilny serwis i hamownię. Każdy z zawodników korzystający z produktów Arrow miał zapewnione bezpłatne badanie motocykla na hamowni oraz konsultacje. Z możliwości tej skorzystał Marek Szkopek. Jego R1 stanęła na hamowni, technicy z Arrow dokonali kilku pomiarów mocy i momentu obrotowego, wskazali też zakresy obrotów, w których należało dokonać korekt. Oponami na WSBK zajmuje się jedynie Pirelli – oficjalny partner serii Mistrzostw Świata. W parku maszyn pojawiły się też furgony Alpinestars, Suomy i Premier (kaski). To zaplecze dla zawodników sponsorowanych – jeżeli zużyciu ulega jakaś część wyposażenia zawodnika (rękawice, buty, etc.), czy też potrzebne są slidery, bądź jakiekolwiek elementy zamienne, wtedy z pomocą przychodzą oddelegowani na zawody przedstawiciele danego producenta. W przypadku Suomy, czy Premiera, każdy używający ich kasków również może liczyć na daleko idącą pomoc, włącznie z natychmiastową wymianą „garnka”, jeśli ten ulegnie uszkodzeniu. Z pomocy ludzi z Alpinestars skorzystał znów Mikro Szkopek – podczas drugiej sesji kwalifikacyjnej ślizgnął się na wyjściu na prostą start-meta. Nie chcąc uszkodzić motocykla, mocno zapierał się nogą, szorując po asfalcie najpierw liderem, a później butem. I właśnie Markowy Supertech R uległ totalnej destrukcji. Przyciśnięty motocyklem do podłoża but poddał się, jednak zadanie swoje spełnił w 100% – noga cała, mimo że nawet but wewnętrzny został uszkodzony! Panowie z A-Stars mieli oczy jak „5 złotych”, kiedy pokazaliśmy im, w jakim stanie jest obuwie. A rozkoszny Mikro został bez butów – w ferworze pakowania złapał pudełko, ale nie ze swoim zapasowym obuwiem, a z „papuciami” brata – Pawła. Jednak w niedzielę o poranku stał się dumnym posiadaczem nowiuteńkich biało-czarnych Supertechów. Z najlepszymi życzeniami od Alpinestars!