Pewien Brytyjczyk stał się żywym dowodem na to, że zamknięta szybka w kasku może zasadniczo podnieść bezpieczeństwo motocyklisty. W przeciwnym wypadku byłby dowodem martwym.
Pewnego pięknego dnia Tim Skilton wybrał się wraz z kolegą na przejażdżkę swoim Suzuki SV650. Docierał już w okolice swojego domu, gdy nagle, mając na liczniku około 200 km/h, został uderzony w twarz przez przelatującego gołębia. Uderzenie przyrównał do tego, które oberwał podczas meczu rugby, gdy był jeszcze dzieckiem – ten sam szok, ta sama siła, identyczny ból. Niestety, musiał jeszcze utrzymać się przy tym na motocyklu, a nie na własnych nogach. Jak opisuje Tim, niewiele widząc przez łzawiące oczy i zakrwawioną szybę, zjechał na bok i zatrzymał motocykl, sam nie wiedząc przy tym, jak to zrobił. Dopiero kiedy nie mógł przetrzeć wizjera w kasku, by zobaczyć, co się stało, zorientował się, że krew na wizjerze nie pochodziła z gołębia, lecz była jego własną. Uderzenie w szybkę spowodowało u Toma złamanie nosa i wstrząśnienie mózgu, co stwierdzono już w szpitalu.
Kask Arai Condor, w którym jechał Tim, okazał się nienaruszony i Brytyjczyk deklaruje, że używa go po dziś dzień. Tim może nazywać siebie szczęściarzem. Jak mogą nazwać się ci, którzy jeżdżą z otwartą lub, jak niektórzywidziani przez naszych redaktorów, ze zdemontowaną szybką?
Los gołębia pozostaje nieznany.