Dzisiaj warszawski sąd ogłosił wyrok w sprawie Maćka Zawiszy, który zginął 22 maja 2007 roku jadąc swoim motocyklem do pracy. Jego życie dla wymiaru sprawiedliwości było warte zaledwie 180 zł!
Jego życie skończyło się na ul. Gen Maczka na Bemowie. Jeden z jadących obok samochodów nagle skręcił w jego kierunku i zahaczył go lusterkiem. Chwilę później wykonał podobny manewr, uderzając w jednoślad. Maciek starał się uciec, uniknąć wypadku, lecz, niestety, stracił panowanie nad motocyklem. Potem wybiło go na krawężniku i wyrzuciło na jedną z latarni. Znalazła go narzeczona jadąca do pracy tą samą drogą. Wielu z Was może pamięta tę historię i bezczelne tłumaczenie puszkarza, który chciał „tylko nastraszyć’ motocyklistę. W sądzie kierowca samochodu nagle zaczął twierdzić, że nie widział motocyklisty, chciał zaparkować, zmienić pas i zatrzymał się, bo usłyszał dziwny odgłos, huk.
Proces ciągnął się aż do dzisiaj. Ponad dwa lata rodzina Maćka, jego narzeczona i przyjaciele spędzili w oczekiwaniu na sprawiedliwość. Biegli, świadkowie, godziny wysiedziane na salach sądowych. Chciałoby się powiedzieć: 'nareszcie koniec!’… Koniec udowadniania jednak, że na skutek braku wyobraźni, myślenia i zazdrości, że on może przejechać, a ja nie zginął człowiek!
Niestety, żyjemy w Polsce. Dzisiejszy wyrok zaskoczył wszystkich, którzy chociażby o sprawie słyszeli. Kierujący samochodem, jeden z dyrektorów dużej międzynarodowej firmy, został skazany za „nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym” na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata i 180 zł grzywny! Życie człowieka, motocyklisty, syna, brata, narzeczonego było warte zaledwie 180 zł!
Nikt nie zwróci Maćkowi życia i nie o to chodziło w tym procesie. Walczyli o to, aby takiej tragedii nikt nie musiał przeżywać i o sprawiedliwość. Niestety…
Szerokiej drogi, Maćku…