Prawie rok temu, mała grupa polskich stunterów wybrała się w spontaniczną podróż do Nicei. Gdy wreszcie wrócili do kraju, na wszystkie związane z wyjazdem pytania, jednogłośnie odpowiadali: „Musisz tam pojechać, żeby się przekonać”. W tym roku nie musieli mnie długo namawiać…
Nicea jest trochę jak nasz Borsk.. Tyle, że zamiast jeziora jest Morze Śródziemne, zamiast lasu – oszałamiające góry, a zamiast pasa startowego opuszczonego lotniska – klimatyczny parking centrum sportowego Palais Nikaia. Dla geograficznie niewtajemniczonych – Nicea leży na Lazurowym Wybrzeżu, zaraz obok Monte Carlo, Cannes i innych „bananowych” miast „Jedyne” 2000 km od Polski.
6 października wyruszyliśmy w drogę. W tym roku skład był wyjątkowo liczny. Opiekunem wycieczki był oczywiście Cygan, natomiast „obozowicze” to: Beku, Mok (WHS), Maciek (DOP), Sokół, Zbycho, Tomek (M3M), Tomek 750 (ETOJ), Raptowny no i Simpson (czyli ja). Ekipa nie składała się oczywiście z samych stunterów. Taki event musiał zostać uwieczniony. Zajął się tym nieoceniony Fiodor oraz Rycerz miniHardcore’u Idzi. Jakby tego było mało do ekipy dołączyli: Puzio, Bańka z małżonką, towarzyszka Cygana – Karolina oraz wesoły skład z Trójmiasta (Zdunek, Kasia, Łukasz, Mikołaj i Żwir). Krótko mówiąc – reprezentacja Polski na sto dwa! …Ciepłe, przejrzyste morze, zajefajne widoki, zimne piwo, stunt – psy wygrzewające się na chodniku. Raj, po prostu raj…
Ponad 24 godziny ciągłej jazdy pełnej sympatycznej szydery i byliśmy na miejscu. Gdy tylko dotarliśmy do miasta, natychmiast udaliśmy się do Palais Nikaia. Pogoda była jak na zamówienie – 20 stopni ciepła (i to rankiem), bezchmurne niebo i nieźle przygrzewające słońce. Nareszcie – nasza „ziemia obiecana”! Nie było mowy o spaniu czy odpoczynku. Każdy z nas chciał jak najszybciej wyładować motocykl i jeździć! Słynny parking, który widujecie na wielu filmikach, wydaje się większy niż jest w rzeczywistości. Asfalt ma doskonałą przyczepność, ale trzeba się go nauczyć, bo ma sporo małych ubytków. Nikomu to jednak nie przeszkadzało…
Nie tylko miejscówka, ale także jej najbliższe otoczenie są po prostu odlotowe! Jakieś 300 metrów, w linii prostej, od placu do stuntu znajduje się hotel, naprzeciwko niego mamy zakład wulkanizacyjny, 150 metrów dalej stację benzynową, a za kolejne 200 m drugą miejscówkę na której można jeździć, gdy parking Palais Nikaia jest zajęty (odbywa się tam targ). Myślicie, że lepiej być nie może i tu się mylicie! Nie dalej jak 4 – 5 km od stunt zakątka znajduje się promenada. Pełna jest restauracji i sklepów, ale to nie one a plaża była w centrum naszego zainteresowania. Ciepłe, przejrzyste morze, zajefajne widoki, zimne piwo, stunt – psy wygrzewające się na chodniku. Raj, po prostu raj. Grupa niewyżytych plażowiczów i trochę dojechanych motocykli zwracała na siebie uwagę. Jednak ani policja, ani żadne inne służby porządkowe nie miały absolutnie żadnych zastrzeżeń co do naszego zachowania.
To właśnie chyba jest ta osławiona tolerancja, o której wszyscy ciągle mówią. Jeśli tylko stunter ma łeb na karku, to na francuskim wybrzeżu nie będzie miał problemów z „niebieskimi”. W motocyklach wymagane jest tylko oświetlenie, tablica rejestracyjna i komplet dokumentów, więc większość z nas swobodnie poruszała się na swoich sprzętach po całym mieście. Niepisana umowa zezwala na jazdę po pustych placach i parkingach do godziny 21 – 22, jednocześnie każdy Francuz wie, że na ulicy trzeba się powstrzymać, bo nigdy nie wiadomo skąd wyjedzie tajniacki radiowóz. Niestety, nie wszyscy w naszej ekipie zdawali sobie z tego sprawę. Mowa tu o terrorystycznym, trójmiejskim dream teamie w składzie Tomek i Zbycho. Pewnego wieczoru sunąc na tylnych kołach trafili na żandarmów i w klasycznym hollywoodzkim stylu zaczęli przed nimi uciekać. Rozpoczął się pościg rodem z filmów akcji! Z jednego radiowozu nagle zrobiło się pięć i już mieliśmy małą obławę. Zbycho lecący na seryjnej 636 dał radę wystarczająco odstawić radiowóz, żeby ukryć się w podziemnym hotelowym parkingu. Jednak Tomek jadący na F4i, na dużej zębatce i nie znający okolicy musiał odpuścić po ciężkiej walce.