Otóż w tego typu wyścigach wcale nie maksymalna moc silnika się liczy, a jego moment obrotowy i przede wszystkich to, od jakich obrotów już jest dostępny. Jako że silnik ścigacza wszystko ma „w górze”, to potrzebuje czasu, by do mocy i momentu się po prostu „dokręcić”. Chopper – oparty na silniku V-2 o dużej pojemności wszystko co ma, oddaje już na samym początku. Druga sprawa to geometria motocykla, która w tym momencie pomaga kierowcy choppera. Ścigant musi kontrolować gaz, gdyż bez problemu może polecieć na plecy. A harleyowiec? Ten nie ma czym się przejmować, jego pojazd nie wyjedzie mu spod tyłka, jedyna rzecz, że może zostawić krótką kreskę spalonej opony na asfalcie. Grzejąc oponę sprytnie polepsza jej przyczepność do asfaltu, co zmniejsza ryzyko buksu spod świateł. Stąd wcale nie zaskakujący wynik tego starcia, ale cóż, niejeden postawiłby kasę na złego konia.