Kawasaki ER-6f - Motogen.pl

ER-6f już od dłuższego czasu znajduje się w ofercie Kawasaki. Ta maszyna, swego czasu zastąpiła wysłużony już model ER5. Teraz mamy do czynienia z zupełnie nowym motocyklem, który ma za zadanie poradzić sobie nie tylko podczas dowożenia nas codziennie do pracy, ale także w dłuższej trasie. Czy taki rzeczywiście jest ER-6f?

Wściekle zielony

W 2009 maszyna zielonych przeszła lekki lifting. Styliści zaostrzyli linie nadwozia nadając modelowi ER-6f cech jej bardziej sportowych braci z serii Ninja. Ten zabieg okazał się sukcesem. I patrząc teraz na ten właśnie model wcale nie dziwi, że maszyna napędza słupki sprzedaży Kawasaki w Polsce i na świecie.
 

Podobnie jak w ubiegłych latach motocykl wyposażono w pełne owiewki z przodu i dość wysoką szybkę. Dzięki temu jednoślad zasłużył sobie w oczach wielu na motocykl nie tylko do miasta, ale także w dalsze trasy. W tym miejscu jednak miłośnicy nawijania kilometrów mogą napotkać pewne trudności, ale o tym potem.
 

Oprócz tego w oczy rzucają się bardzo ładnie zrobione detale takie jak mocno widoczny amortyzator, światła LED z tyłu, czy krótki tłumik poprowadzony tuż pod silnikiem. Kiedy kierowca zasiada za sterami Kawy jego oczom ukazuje się ciekawy i przemyślany zestaw zegarów. Miłośnicy analogowych tarcz będą jednak zawiedzeni. Wszystkie informacje wyświetlane są na ekranie LCD. Jak twierdzi samo Kawasaki wygląd przyrządów inspirowany był tym co znajduje się na pokładach maszyn MotoGP. To chyba jednak zbyt daleko idące skojarzenie, a o tym elemencie wyposażenia motocykla wystarczy powiedzieć, że jest ładny i czytelny, a to właściwie najważniejsze dla użytkownika. Z ekranu LCD odczytamy takie informacje jak prędkość, obroty i ilość posiadanego paliwa. Oprócz tego znajdziemy tam zegarek i podwójny licznik przejechanych kilometrów. Obok ekranu znajdują się kontrolki kierunkowskazów, wtrysku itp., czyli to co najpotrzebniejsze.
 

Nieco może brakuje kontrolki aktualnie zapiętego biegu jaka bez problemu znalazła miejsce na zegarach np. ZX-6R, no ale podobno nie można mieć wszystkiego.

w ruchu

Pierwsze wrażenie po posadzeniu czterech liter na siodełku to pełna wygoda. Kierownica jest ustawiona na odpowiedniej wysokości i sama wpada w ręce. Nawet niższy kierowca nie będzie miał też problemu z postawieniem pewnie nóg na asfalcie dzięki niskiemu siodłu i jego dobremu wyprofilowaniu. Na tylnym siedzeniu da się przejechać więcej niż parę kilometrów bez koszmarnego bólu czterech liter i jest wyposażone w spore uchwyty dla pasażera.
 

Czas ruszać. Polskie drogi i to co serwują zamiast asfaltu to najlepszy test dla zawieszenia. Kawa nie miała więc łatwej drogi. Podłużne koleiny, łaty na drodze i dziury to będzie jej codzienność. Trzeba przyznać, że mali japońscy inżynierowie odwalili kawał dobrej roboty. Postarali się aby motocykl dawał swojemu właścicielowi jak największy komfort, nawet w tak ekstremalnych warunkach jak polskie ulice. Maszyna bardzo dobrze wybiera wyboje. Tylko głębokie, mocno zapadnięte w asfaltowo podobny produkt pod kołami, studzienki dobitnie przypominają po czym jedziemy.

 

Niestety nie ma rzeczy idealnych. Dzięki bardzo komfortowemu zestrojeniu motocykl nieco gorzej zachowuje się w zakrętach. Nie przyzwyczajony kierowca ma na początku wrażenie, że maszyna wyjedzie z zakrętu, jednak po pokonaniu kilku mocniejszych łuków wrażenie, co prawda do końca nie mija, ale zaufanie do motocykla i jego możliwości znacznie się zwiększa, a co za tym idzie rośnie też zadowolenie z jazdy. Podczas pokonywania kolejnych kilometrów ujawnia się też drobny mankament jakim jest dość szeroki i obły tylny wahacz. Przez niego, kiedy nogi trzymamy blisko motocykla na podnóżkach, pięty są dość znacznie skierowane na zewnątrz. Dobrze by było gdyby sety podnóżków były nieco bardziej odsunięte od bryły jednośladu.
 

W pokonywaniu miejskiego gąszczu pomagają bardzo duże lusterka, o ciekawym kształcie. Są one dość szeroko rozstawione, dzięki czemu doskonale pokazują to co się dzieje za motocyklem. Martwi to nieco kiedy Kawą wciskamy się między samochody. Okazuje się jednak, ze są one umiejscowione na takiej wysokości, że w większości wypadków nie zahaczamy o lusterka samochodowe. Należy jednak zwrócić na nie baczniejsza uwagę podczas jazdy miedzy innymi pojazdami.
 

Także hamulce sprawują się co najmniej przyzwoicie. Kawasaki wyposażyło ER-6 w dwie nacinane 300 mm tarcze z przodu, w które na rozkaz prawej ręki kierowcy wrzynają się dwutłoczkowe zaciski. Z tyłu mamy do dyspozycji jedną 200 mm tarczę i jednotłoczkowy zacisk. Ten zestaw bez problemu daje sobie radę z zatrzymaniem ważącego nieco ponad 200 kg motocykla chroniąc nas przed zapędami niedzielnych kierowców nagle zmieniających pasy bez wcześniejszego sygnalizowania tego manewru.

Przyspieszenie…

Kawasaki ER-6f napędzane jest czterosuwowym, rzędowym, dwucylindrowym silnikiem, z czterema zaworami na cylinder, o pojemności 649 ccm. Zieloni z tej jednostki wygenerowali moc 72,1 KM dostępne przy 8 500 obr./min i moment obrotowy sięgający 66 Nm przy 7 000 obr./min. Niemałe stadko kucyków pod owiewkami ciągnie bardzo dobrze i równo. Moc jest oddawana liniowo, szczególnie w niskim i średnim zakresie obrotów. Reakcja na gaz jest wtedy wyjątkowo przyjazna szczególnie dla mało doświadczonych kierowców. Nie będzie tutaj żadnego szarpania łańcuchem, czy nerwowości w trakcie rozpędzania się. Jeżeli liczyliście jednak, że w pewnym zakresie obrotów w motocyklu obudzi się dzika bestia, co sugerowałby nieco sportowy wygląd maszyny, to niestety poczujecie się zawiedzeni. ER-6f całkiem sympatycznie przyspiesza, jednak nie doprowadzi Was do drżenia kolan i rąk po zejściu z siodełka. Zresztą ten model Kawasaki nie do tego jest przeznaczony. Taka charakterystyka doskonale natomiast sprawdza się w mieście kiedy prędkości, mówimy tu oczywiście o jeździe podczas największego natężenia ruchu, nie są zbyt wysokie. Tu właśnie zielony motocykl czuje się jak w domu.
 

Aby poprawić komfort i zmniejszyć drgania podczas jazdy zastosowano gumowe elementy w górnych miejscach mocowania silnika, podobnie jest przy kierownicy. Rzeczywiście dało to bardzo przyzwoite wytłumienie i żadne drgania nie irytują podczas nawijania kilometrów.
Również skrzynia biegów działa bez zarzutu. Sprzęgło jest dość miękkie i nie doprowadza kierowcy do chronicznego bólu reki. Przełożenia są dość krótkie, a biegi wchodzą płynnie i trzeba by się bardzo postarać żeby jakiś przebić. Jedynym mankamentem jest głośne „klonk” i lekkie szarpnięcie, które towarzyszy nam przy każdorazowym zapinaniu jedynki, jednak jest to bolączka bardzo wielu maszyn.

Zielony turysta

Pełne owiewki i dość wysoka szyba sugerują, że ER-6f będzie dobrze sprawował się w dłuższej trasie. Okazuje się jednak, że niekoniecznie jest to prawdą. Na tylnym siedzeniu ciężko jest zamocować bagaż. Pod siodłem trudno jest bowiem znaleźć dogodne miejsce do przyczepienia haczyków tzw. pajączka. Duży plus można dać jedynie za spore uchwyty dla pasażer, który nawet po przejechaniu kilkunastu kilometrów będzie czuł się w miarę komfortowo.
 

Dłuższa jazda ujawnia też kiepskie wyprofilowanie przedniej szybki. Strugi powietrza opływające ją i trafiające na kask powodują, że skorupa wykazuje ochotę do urwania głowy motocykliście, a przynajmniej mocnego poprzerzucania jej na boki. Jest to wyjątkowo denerwujące. Wydaje się, że sytuację mogłaby uratować nieco wyższa przednia szybka lub jej inne ukształtowanie. Pełne owiewki, które doskonale sprawdzają się w mieście nie najlepiej radzą sobie na trasie. Nogi kierowcy są zbyt mało chronione, a jak na drodze złapie nas deszcz, możecie być pewni, że wszystkie krople spadające z owiewki będziecie mieć na nogach.

Miastoodporny

Trzeba przyznać jednak, że Kawasaki ER-6f ma więcej plusów niż minusów o ile potraktujemy go przede wszystkim jako motocykl do codziennego użytku i tylko sporadycznie zabierzemy w długą trasę. To właśnie w mieście i przy codziennej eksploatacji ta maszyna da swojemu kierowcy najwięcej frajdy z jazdy. Motocykl polecałabym szczególnie mało doświadczonym kierowcom, którzy szukają przyjaznej maszyny, na której będą mogli dalej szlifować swoje umiejętności. Także doświadczony kierowca doceni ten jednoślad za łatwość prowadzenia i ekonomikę. Zielona maszyna pali bowiem nieco ponad 5 litrów na 100 km.
 

Zatem jeżeli szukacie motocykla służącego do codziennej jazdy, przyjaznego kierowcy, z bardzo przyzwoitym stadkiem koni mechanicznych pod owiewkami i na dodatek w rozsądnej cenie, swoje kroki zdecydowanie powinniście skierować do salonu Kawasaki.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany