Ekoterroryści z Brukseli niszczą rynek motocyklowy i utrudniają nam życie. Serio? - Motogen.pl

Ekoterroryści z Brukseli niszczą motoryzację, utrudniają życie i chcą zabić wszystko, co kochamy. Czy takie hasła warto traktować poważnie?

Kilka lat temu, kiedy zacząłem czytać o różnych pomysłach i celach UE w zakresie planu zmniejszenia emisji CO2, byłem wystraszony. Jak to, chcą zabić nasze kochane motocykle? Samochody? Sprawne dieselki pójdą w niepamięć? Porównując to do parametrów zasięgu i czasu ładowania baterii elektryka byłem wściekły.

Dlaczego tylko my mamy dbać o środowisko?

Dlaczego mamy chronić środowisko podczas kiedy jako kontynent emitujemy 11% CO2? A co z Chinami czy Indiami? Przecież zatrute powietrze czy woda swobodnie przepływają do nas. A to nasza gospodarka na tym ucierpi. Myśląc tym tokiem, porównajmy się do mieszkańca wsi, z której wszyscy wywożą śmieci do lasu. Czy jeśli sąsiad to robi, to ja także mam prawo? To mi daje usprawiedliwienie? Czy może warto sprzątanie i dobre nawyki zacząć od siebie? Odpowiedź pozostawiam wam.

Jeśli wydaje ci się, że Chiny nie robią nic dla klimatu, jesteś w błędzie. Według Międzynarodowej Agencji Energii, kraj ten od kilku lat przeznacza 3% swojego PKB (ok. 350 mld euro rocznie) na transformację energetyczną w kierunku niskoemisyjności. Dla porównania: w UE wydajemy na ten cel 180 mld euro, USA przeznacza 150 mld euro rocznie. Do 2060 roku Chiny chcą być neutralne klimatycznie.

Sprawa druga. Pojazdy elektryczne. Owszem, produkcja energii elektrycznej czy akumulatorów jest toksyczna. Tylko chodzi o wyprowadzenie spalin z miasta. Czy jest to potrzebne? Zapewne w Ustce, gdzie wieje wiatr a ruch aut jest niewielki, nie ma to najmniejszego znaczenia. Jednak w Warszawie, gdzie pod oknami sąsiad rozgrzewa przez 15 minut starego diesla, a ruch jest ciągły, ma to kluczowe znaczenie. Sam mam dość oddychania tymi spalinami i benzynowa hybryda już mocno by się przyczyniła do spadku stężenia toksyn.

Elektryk – przecież to „szajs”

Kolejna sprawa, same pojazdy elektryczne. Na teraz czas ładowania i zasięg wciąż nie są wystarczające, aby wygodnie podróżować. Ale technologie, które to zmienią, są już opracowywane, testowane i pewnie szybko trafią do masowej produkcji. W branży ciężarowej są firmy odzyskujące pierwiastki ze zużytych baterii (projekt, o ile dobrze pamiętam BASF-a i Iveco). Więc kwestia czasu, aż utylizacja zużytych ogniw stanie się powszechna. Przy okazji, w przypadku elektryka 98% energii idzie w pracę, w przypadku spalinówek, marnujemy jej ok. 55 %, głównie na ciepło. Czy jako ludzkość stać nas na taką rozrzutność surowców? A może wróćmy do lamp naftowych i silników parowych o sprawności 10%. Lubicie oddychać ich spalinami? Ja nie znoszę, i to będąc miłośnikiem kolejnictwa.

Całe to myślenie przeciwko postępowi przypomina mi mieszkańców jednego z miasteczek, do którego jeździłem na wakacje. W latach 20 ubiegłego wieku chciano wybudować tam kolej. Ale ktoś puścił plotę, że kury się jej boją i nie będą znosić jajek. Zaczęły się protesty, blokady, petycje. Kolej wybudowano kilka kilometrów dalej. Dzisiaj tamte miejscowości mają okno na świat. A ze  wspomnianej miejscowości, do miasta powiatowego oddalonego o 15 km, od czasu bankructwa PKS można jechać okazją albo rowerem.

Przecz z UE i rozwojem

Przyznam, że nie wszystko, co w Unii Europejskiej się dzieje, jest dobre. Ale elektromobilność z punktu widzenia mieszkańca dużej aglomeracji nie jest zła. I te osiągi. Wystarczy przejechać się LiveWirem czy Energicą, żeby zobaczyć, jak fajne są to jednoślady i jak sensownie oddają osiągi. Nie wiem, czy moja ex. Hayabusa ma do nich start ze świateł. A że uszkodzone ogniwa się palą? Rozumiem, że auta spalinowe nie generują pożarów. Przecież opary benzyny są niepalne. Tyle że pożary elektryków dają więcej odwiedzin w sieci. Zobaczcie, jak się elektrośmieć spalił, ha, ha! Nie to, co mój Passat. Przeżyje nawet wybuch atomowy, bo ma cement w progach.

Co do elektromobilności nie jestem jej fanem na teraz. Ale tylko przez zasięg i czas ładowania. A cisza w czasie jazdy jest uzależniająca. I do sprawy podszedłbym na zasadzie obserwacji, co się wydarzy. Cieszę, że jest szansa, żeby sąsiad od diesla w końcu przestał zmuszać mnie do zamykania okna o siódmej rano. W końcu warto mieć czym oddychać.

A jak już zasięg i czas ładowania elektryka będzie porównywalny do benzyniaków, to chcę taki pojazd. I na tym mógłbym skończyć, gdyby nie fakt, że od 2040 w EU ciężarówki muszą być bezemisyjne. Więc mamy 16 lat na poprawę wspomnianych technologii. Na teraz coraz więcej się mówi, że w przypadku transportu dystrybucyjnego (do 50-100 km) od bazy, przyszłość należy do elektryków. Tradycyjne ciągniki siodłowe mają jeszcze chwilę w transporcie międzynarodowym. Przyznam też, że prowadziłem po torze elektryczną ośmiotonówkę. Jej osiągi są…nieważne. Zasięg wymaga jeszcze poprawy.

Reasumując: nie wziąłem od nikogo kasy za napisanie kilku słów pochwalnych dotyczących elektromobilności. Ale wkurza mnie nastawianie się na nie do czegoś, z czym większość nie miała najmniejszego kontaktu poza Tik-Tokiem i filmami na FB. Przejedziecie się Teslą, LiveWirem, BYD – chętnie wejdę w dyskusję. Na teraz chętnie przeczytam wasze opinie w komentarzach pod materiałem. No to jedziemy z elektrośmieciami 3… 2…1…

3 komentarze

  1. Wojtek

    > Na teraz chętnie przeczytam wasze opinie w komentarzach pod materiałem.

    Pierwsze – co innego „móc kupić”, a co innego „musieć kupić”. Drobna różnica.

    Drugie – jak ktoś kiedyś powiedział, „politycy z całego świata od lat nie są w stanie poradzić sobie od setek lat z bezdomnością, ale zapewniają nas, że dzięki ich działaniom, obniży się temperatura na Ziemi”.
    Na razie nie wygląda to na nic innego jak na wielką maszynkę do wyciągania pieniędzy od podatników pod abstrakcyjnym i fikcyjnym pretekstem.
    Inna rzecz, że ci sami urzędnicy latają sobie samolotami i jeżdżą samochodami bez ograniczeń i także gdy nie ma tak naprawdę potrzeby (też za nasze pieniądze).
    Elyta i rasa panów.

    Trzecie – „elektromobilność z punktu widzenia mieszkańca dużej aglomeracji”.
    „Z punktu widzenia mieszkańca dużej aglomeracji” … i wszystko jasne. Niestety z bardzo ograniczonego punktu widzenia.
    Jakbym czytał nawiedzone aktywiszcze latającego do swojego korpo 3 kilometry rowerem z koszykiem na kierownicy z miejscem na rukolę i roszponkę.

    Czwarte – elektromobilność to nie tylko przyjemna jazda cichym jednośladem jak opisano w tym „artykule”, ale także podatki od CO2, zakazy wjazdu dla pojazdów spalinowych do centrów miast, potem również brak możliwości zakupu takiego pojazdu.
    Autor albo celowo pomija to wszystko, albo struga wariata.

    Jeden z najgorszych artykułów na Motogen, jaki miałem czytać w historii tego (bardzo lubianego przeze mnie) portalu.

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany