Impreza ta była inicjatywą firmy Inter Motors, oficjalnego importera obu marek, której organizacyjnie pomogła doskonale Wam znana z naszych materiałów ekipa Speed Day. Mieliśmy więc połączenie wszystkiego, co najlepsze – doborowej i doświadczonej kadry, wsparcia importera i grupy około 100 motocykli, których właściciele to prawdziwi pasjonaci. Formuła imprezy była zapewne doskonale znana bywalcom torowych treningów. Po odprawie, szkoleniu i zdaniu egzaminu na Motokartę, podczas którego sprawdzana jest wiedza z podstawowych zasad poruszania się po torze, nastąpiły regularne jazdy motocyklistów podzielonych na trzy grupy (A, B i C) w zależności od deklarowanych umiejętności. Dzięki temu po 20 minutach jazdy było 40 minut odpoczynku – proporcje w sam raz, aby wystarczyło sił na wszystkie treningi i aby pod koniec mieć zamknięte opony, starte slajdery i następnego dnia walczyć z zakwasami.
W odróżnieniu od regularnego Speed Day’a, wstęp na tor mieli oczywiście tylko posiadacze motocykli tych dwóch europejskich marek, do tego cena uczestnictwa w imprezie dzięki pomocy importera była sporo niższa i wynosiła 300 zł – całkiem nieźle! Na środku kostkowego placu powstało małe miasteczko namiotowe, gdzie można było obejrzeć i przymierzyć akcesoria z linii obu marek oraz przetestować kaski Shark, Suomy, AGV i Shoei w prawdziwie ekstremalnych warunkach – wszystko to za sprawą centrum testowego Inter Motors.
FILM
Warto wspomnieć również o zawodnikach, którzy byli do dyspozycji uczestników. Marek Szkopek, Natalia Florek, Bartłomiej Wiczyński czy Sebastian Zieliński to nasi najlepsi, polscy kierowcy, których wspiera Inter Motors. Będąc świeżo po treningu zawsze w głowach rodzi się milion pytań jak przejechać dany zakręt, gdzie zacząć hamować i kiedy zredukować bieg – wiedza doświadczonych zawodników jest wtedy nieoceniona, a oni sami chętnie podpowiadali co zrobić, by poprawić swoje wyniki.
Oczywiście jazda na granicy możliwości kierowców i motocykli zawsze niesie za sobą odrobinę ryzyka. Tym razem nie udało się niestety uniknąć kilku mniej i bardziej groźnych wypadków, mimo, że warunki torowe są „łaskawsze” od tych drogowych podczas upadku motocyklisty. Nawet jeżeli dostaniemy uślizgu, strefy bezpieczeństwa i bandy zadbają, aby nasza „gleba” odbyła się jak najmniej dotkliwie. Tutaj nie ma samochodów i krawężników, które stanowią największe zagrożenie.
Trudno powiedzieć czy organizatorzy modlili się do rzymskich, czy celtyckich bogów, z pewnością jednak modły zostały wysłuchane. Pogoda była wręcz idealna do jazdy, więc impreza pod tym kątem była naprawdę udana. Cieszy fakt, że organizator zapowiedział, że była to co prawda pierwsza, ale z pewnością nie ostatnia impreza z cyklu Ducati&Triumph Speed Day, zatem trzymamy za słowo, że ponownie na nitce poznańskiego toru zobaczymy motocykle z Bolonii i Hinckley na wspólnej imprezie.