Spis treści
Czy do niektórych motocykli trzeba dorosnąć? Takie przemyślenia zaprzątnęły umysł po 40 urodzinach. Przy okazji, zaczęły mi się podobać motocykle, które…
…wcześniej w ogóle nie zaprzątnęłyby mojej uwagi.
Kiedy rozpoczynałem przygodę z motocyklami, zdecydowanie fascynowały mnie sporty. Wszelkiego rodzaju szlifierki, wszystko, co pozwalało być szybszym niż kolega. Motocykl musiał być mocny, lekki, generować w katalogi podziw kolegów. Oczywiście osiągi muszą być świetne i nie dać szans w wyścigu, nawet jeśli się nie odbył. Nie znosiłem chopperów, enduro było dla mnie obojętne, czasami ze względów sentymentalnych gdzieś zwróciłem uwagę na jakiegoś klasyka.
W międzyczasie coraz więcej przyjemności sprawiała mi jazda supermoto, i przez jakiś czas użytkowałem taki sprzęt. Kiedy rozpocząłem pracę w Motogen.pl, a było to ponad 10 lat temu, zacząłem kilka razy w sezonie odwiedzać tory wyścigowe. Mając dostęp do różnych typów motocykli, szybko okazało się, że sporty nadają się głównie na tor. Nowoczesne, turystyczne enduro dotrzymają kroku wielu szlifierkom, ale w znacznie wygodniejszy sposób. Na miasto średniej wielkości skutery okazały się niezastąpione. Zabiorą sporo gratów i spalą mało paliwa. Z kolei supermoto to genialny pomysł do wszelkich wygłupów i wspomagania doskonalenia techniki jazdy. Szybko okazało się, że na motocyklach sportowych poza torem praktycznie nie spędzam czasu.
Kłopoty czy osiągi?
Szybka jazda po ulicach to proszenie się o kłopoty, mandaty. Podobne tempo utrzymam Multistradą, ale z kuframi i małżonką na siedzeniu pasażera. Po kilku latach widzę, że w ruchu miejskim techniką i doświadczeniem można nadrobić niedobory mocy i osiągów. Nawet 125 w nakedzie przy sprawnym kierowcy, w korkach jest się poza zasięgiem dużych pojemności. Zacząłem także doceniać motocykle sportowe o pojemności 300-400 ccm. Są łatwe, przyjazne, ale z pewnym potencjałem rozwojowym. Nie są jednak w przeciwieństwie do litrów czy sześćsetek ekstremalne. Wielu znajomych, którzy przechodzili stopniowanie pojemności od 125 ccm, przez 300-400 ccm kończąc na litrach, naprawdę wymiata. Ci, co zaczynali od chopperów i na nich poprzestali, mimo stażu jeżdżą kiepsko. A do tego zachowawczo i z reguły nie znają potencjału swoich motocykli. Do czego w ogóle zmierzam?
Prędkość i moc nie ważne
W życiu każdego motocyklisty przychodzi moment, kiedy osiągi przestają być ważne, a zaczyna się liczyć wykorzystanie techniki. Zdobędziecie ją na torze, w szkołach doskonalenia jazdy, na track-dayach. Po przetestowaniu kilkuset motocykli na pierwszej jeździe wchodzę w swoje ulubione zakręty szybciej, niż 10 lat temu sportami, do których byłem przyzwyczajony. Po 40 roku życia, wraz z pojawieniem się dziecka absolutnie nie mam presji na dużą prędkość przelotową. Mam też wrażenie, że naprawdę dobrze się bawię na trzech typach motocykli: klasycznym nakedzie z początku lat 80. Jest analogowy, szczery w formie. Jest też kiepski w prowadzeniu, ma kaprysy i niedoskonałości. Ale czy nie takie motocykle mają duszę? Komfort jazdy, chropowata praca silnika i odpalanie z kopniaka poprawia humor. Drugim typem pojazdu jest leciwy sport w owiewkach torowych.
„Nie będą kultowe, ale są świetnym narzędziem…”
Niskobudżetowa „treningówka” na track-daye. Dzięki niej kilka razy w sezonie mam okazję sprawdzić, czy jestem już zgredem, czy progres umiejętności wciąż się pojawia. To także narzędzie, żeby nie odpuszczać, wciąż cisnąć, ale w bezpiecznych warunkach. Trzecim motocyklem, który bym chciał to poczciwa codzienna maszyna z dużą dzielnością turystyczną. Rozsądek podpowiada coś w klimacie NC750X, Deauville, może Versysa 650. Coś, w co spakuję graty i w tani, solidny sposób zrobię dalszą trasę. A w razie potrzeby mogę go używać, jako motocykl na co dzień. Weekend pod namiotem i codzienna jazda do pracy. Motocykl, którym nie będę się przejmował, któremu zaufam mechanicznie i zrobię duże przebiegi. Z racji faktu, że fajnie, gdyby miał pewną dzielność terenową, mógłby to być V-Strom 650. A także Transalp 700, a więc pojazdy, których kilka lat temu zdecydowanie nie brałbym pod uwagę.
Swoją drogą, podobny wybór byłby nierealny jeszcze 5 lat wstecz. Jak widać, do pewnych rzeczy po prostu się dorasta. To trochę, jak z zakupem vana czy suv-a w przypadku posiadania rodziny. Kończąc ten przydługi wywód – kiedyś usłyszałem stwierdzenie „i tak wszyscy skończymy na GS”. Przez dłuższy czas bardzo się buntowałem przeciwko tej tezie, ale od jakiegoś czasu zaczynam być fanem terenowej serii BMW. Obserwując znajomych w podobnym wieku, widzę podobieństwo przemyśleń. Może GS nie będzie docelowym, ale z pewnością stanie się za jakiś czas dłuższym etapem. A jeśli nie GS, to Multistrada, KTM Adventure, Tenere 700, V-Strom bądź wszelkie, uniwersalne, wygodne i sprawne modele na co dzień.
No, chyba że era elektryków zabije chęć jazdy motocyklem, co jednak patrząc na przyjemność z jazdy LiveWirem, jest raczej wykluczone…
Coś w tym jest, że do niektórych pojazdów trzeba dorosnąć. Za młodu myślałem tylko o tym aby mieć ścigacza. A jak teraz już mam rodzinę, to jednak prędkość już mnie tak nie pociąga. Wystarcza mi teraz skuter mp3, bo w sumie tylko po miescie nim jeżdżę. W miejskich korkach się sprawdza. A jak chcę jechać gdzieś dalej, to biorę auto. W końcu jak to jechać bez rodziny? 😛