Spis treści
Ten materiał nie miał powstać, ale nie mogłem się powstrzymać, aby nie napisać czegoś o tym motocyklu.
Pojazd, u nas od zawsze egzotyczny, teraz stanie się prawdziwym „białym krukiem”. Jeżeli ktoś jeszcze nie wie, informuję: fabryka, w której powstał ten twór, została już zamknięta, a pozostałości magazynowe są wyprzedawane po zawstydzająco niskiej cenie. O czym mowa? Buell 1125R.
Czemu to nie miał być test? Szczerze mówiąc, moja weekendowa przygoda z Buellem była dziełem przypadku. Po prostu potrzebowałem środka transportu, a w zaprzyjaźnionym salonie H-D – Liberator – stoi akurat motocykl Demo. Miałem więc motocykl oddać po weekendzie, bez robienia materiału; po prostu pojeździć sobie sprzętem, który, niestety, już nie doczeka się kontynuacji, przynajmniej nie pod oficjalnymi skrzydłami H-D – taki przyjacielski ukłon ze strony chłopaków z Liberatora. Problem w tym, że dwa dni na R-ce wystarczyły, abym nie chciał się z nim rozstawać.
Brzydki sk…
Taka sama Bułka, tylko w wersji CR (bez owiewki), została już u nas opisana przez „Spidiego”. Sportowa wersja R posiada nieco inne mapy zapłonu, dostała też inną kierownicę oraz owiewkę, która nie dość, że zupełnie nie spełnia swojej roli i nie chroni kierowcy tak, jak powinna, to jeszcze swoim wyglądem jedynie podkreśla karykaturalny design. Tyle tylko, że wygląd Buella może się podobać. Takie brzydkie kaczątko… Co ja wypisuję! Tak można by określić jakąś brzydką Hondę. Buell 1125R to po prostu brzydki skur***yn!…motocykl wygląda jakby był złożony w szopie przez szaleńca z zamiłowaniem do dwóch kółek…
Władek, nasz montażysta, stwierdził, że ten motocykl wygląda jakby był złożony w szopie przez szaleńca z zamiłowaniem do dwóch kółek. Ja, przyglądając mu się na postoju, za każdym razem dochodziłem do wniosku, że stylistycznie prawie nic nie jest tu ładne i generalnie pojazd wygląda jakby był złożony z kilku zupełnie różnych motocykli, których części wyjątkowo do siebie nie pasują. Zaczynając od wspomnianej wcześniej owiewki przez olbrzymie osłony chłodnic, pasujące jak świni siodło, aż po kolektor wydechowy, który gdyby zamontować do stojącego na mojej działce ciągnika Zetor z 1968, Pan Gieniek, operator tegoż sprzętu, z pewnością by się nie kapnął. Jednak w tym szaleństwie jest metoda.
Trilogy of Tech
Filozofią Erika Buella była budowa motocykli według sloganu „Trilogy of Tech”. Chodzi tu o centralizację masy, niską masę elementów nieresorowanych i odpowiednią sztywność podwozia. Poza tym, według speców z Wisconsin, dobrze jest, kiedy jeden element pełni jednocześnie wiele praktycznych funkcji. Efektem tych przekonań jest na przykład niewspółmiernie wielka do reszty podzespołów rama, w której mieści się zbiornik paliwa czy olbrzymia tarcza hamulcowa, przykręcona do felgi. Takich smaczków jest cała masa, a dociekliwi powinni odwiedzić oficjalną stronę Buella.
Ponadto Buła całym swoim paskudztwem staje się manifestem swojego właściciela. Do diabła z przeciętnością! Na pohybel wszystkim na bezpłciowych Japończykach! Buell to motocykl z krwi i kości, który pozwoli odczuć czym jest prawdziwa jazda i przenosi swojego kierowcę do pierwotnych doznań z poruszania się jednośladem. Każdy z podzespołów Buły jest tak zaprojektowany, aby dawać przyjemność z jazdy tak dużą, jak się tylko da. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to motocykl dla ludzi, którzy wiedzą czego chcą od życia.
Big Mac vs Sushi
Tak się złożyło, że w tym samym czasie w moim garażu na pewien czas zagościło Suzuki GSR 600, perfekcyjnie zaprojektowany japoński naked bike. Odpala za pierwszym razem, silnik miękko wkręca się na kilkunastocyfrowe wartości obrotów, prowadzi się niczym rowerek bobo, nie zawiedzie Cię w żadnej sytuacji… I choć GSR to doskonały motocykl, to czy nie brzmi to jak małżeństwo z rozsądku?
Porównaj to do odpalającego niczym ciężarówka, dwucylindrowego silnika Helicon, który grzmi tak, że sąsiedzi zamykają okna z obawy przed nadciągającą burzą, a niegrzeczne dzieci szybko uciekają do swoich mam. Cała okolica zamiera, ze strachem w oczach przyglądając się jak ten „groźny i zły pan motocyklista” odjeżdża na jednym kole w kawalkadzie grzmotów i eksplozji z wydechu.
Hell of a ride!
Oczywiście, 1125R byłby tylko pozerem, gdyby nie jeździł tak, jak wygląda. To nie jest sprzęt, na który wsadzisz swojego kumpla, aby nauczył się jeździć. Nawet jeżeli wsiadając, nie masz ochoty na ostrą jazdę, zaraz po ruszeniu charakter Buły sprawi, że każda prosta będzie przejechana z manetą odwiniętą na pełne kotły. Silnik o pojemności dokładnie 1125 ccm został opracowany przez Rotaxa. Dwucylindrowa V-ka generuje 146 KM już przy 10 500 obr./min. Do tego krzywa momentu obrotowego jest płaska niczym tafla jeziora Bonneville. To wszystko sprzęgnięto z sześciostopniową skrzynią, sprzęgłem z asystą ruszania (podkręcone obroty podczas puszczania klamki) i suchą miską olejową. Efekty? 240 km/h z wibracjami tak wielkimi, że wskazówka obrotomierza nie wskazywała konkretnej wartości, lecz zakres 7–9 tys. obr./min (autentycznie!), guma z gazu na drugim, a ze sprzęgła na trzecim biegu… Za wszystko inne zapłacisz kartą mastercard.…uliczny masakrator z wdziękiem osobistym godnym Frediego Krugera…
Podsumowanie?
Koniec tego dobrego. Nie ma co dalej stukać w klawiaturę, bo odczuć z jazdy i tak w pełni się nie opisze. Bułą trzeba się po prostu przejechać. A teraz ciekawostka: ile taka przyjemność kosztuje? 60 000 zł? Bo dziwny i niespotykany – 40 000 zł? Tyle co japońskie litry… Otóż nie. Egzemplarz demo, który widzicie na zdjęciach, jest do oddania za 28 000 zł, a przychodząc z dobrym whiskaczem do salonu (pamiętajcie, tylko amerykańskim!) pewnie i to będzie do dogadania.
Na koniec wspomnę o jeszcze jednej rzeczy. Buell 1125R nie jest pełnoprawnym motocyklem sportowym, którym pojedziesz na tor i skopiesz tyłek wszystkim sportowym szlifierkom – to one skopią go Tobie. Tyle że Bułka nie po to była projektowana… A może była, ale projektantom coś nie wyszło? Powstał za to uliczny masakrator z wdziękiem osobistym godnym Frediego Krugera. Polecam!
Zostaw odpowiedź