Polska to bardzo ciekawy kraj. Niektórzy nawet twierdzą, że tu również kryzys się nie udał. Pytanie, czy to pech, czy po prostu ludzka mentalność.
Polska to bardzo ciekawy kraj. Niektórzy nawet twierdzą, że tu również kryzys się nie udał. Pytanie, czy to pech, czy po prostu ludzka mentalność.
Muszę zaznaczyć, że nie o gorzkie żale tu chodzi – w końcu będąc u progu wprowadzenia on-line zupełnie nowej wersji MOTOGEN.PL, naprawdę mamy lepsze rzeczy do roboty. Jednak sytuacja, z jaką się spotkałem, oraz doświadczenie zebrane przez ten sezon natchnęły mnie, aby poruszyć pewną kwestię. Aby do niej przejść, muszę podkreślić jeden niezaprzeczalny fakt – Polska ma cholernie utalentowanych zawodników! Nie wiadomo jakim cudem przy całej tej mizerii sponsoringu, braku torów czy pomocy ze strony instytucji teoretycznie do tego stworzonych w Polsce co chwila pojawia się motorsportowy fenomen. Pomijam już Kubicę. Przykłady? Cała załoga motocyklowego Orlen Teamu – Jacek Czachor, Marek Dąbrowski, Kuba Przygoński. Chłopaki już za chwilę będą po raz kolejny walczyć o czołowe miejsca w najbardziej prestiżowym rajdzie świata. Jak to się udało? To proste: relacjami zajęła się TVP, pojawił się Orlen jako sponsor tytularny, w tym roku dochodzi jeszcze pomoc Red Bulla. Dzięki temu zawodnicy mogą się skupić na tym, co robią najlepiej – jak najszybszej jeździe na motocyklu. Tomasz Gollob – kolejny doskonały zawodnik dobrze wypromowanego sportu. A co z resztą?
Paweł Szkopek po latach pracy przebił się do cyklu World Supersport. Nie było łatwo. Joasia Miller ósma w tegorocznych mistrzostwach kobiet w Motocrossie. Łukasz Łaskawiec, debiutant w Dakarze – trzecie miejsce. W końcu nasz mistrz, który jest też najważniejszą postacią tego materiału – Tadeusz „The Perfect Season” Błażusiak. Tadek pozamiatał absolutnie wszystko i wszystkich. Wygrywał każdy finał sezonu, czyli 8 z 8 finałów Mistrzostw Ameryki 2011, jest tym samym pierwszy w historii amerykańskich zawodów, któremu się to udało!
A teraz niespodzianka – Taddy wystartuje już w ten weekend na Mistrzostwach Świata w halowym Superenduro w Łodzi. Pytanie tylko, czy ktoś o tym wie?
Posłużę się tu przykładem zawodów z serii Night of the Jumps. Rok 2007, początki FMX-u w Polsce. Zawody ze sponsorem tytularnym Diverse, w każdym sklepie plakat, w radiu spoty, w telewizji co chwila reklama. Efekt łatwy do przewidzenia – widownia Katowickiego Spodka wypełniona po brzegi. Rok 2011, NOTJ już bez partnera, zero wzmianek w ogólnopolskiej prasie, hala Ergo Areny w niedzielę świeciła pustkami.
O co mi chodzi? O to, że bez czwartej władzy, czyli prasy, którą przecież jesteśmy, dotarcie do potencjalnie zainteresowanych kibiców będzie mierne. A teraz clou sprawy: dzwonię wczoraj do Łódzkiego Klubu Motorowego, organizatora zawodów w Superenduro, w sprawie przyznania akredytacji. Niestety, w słuchawce usłyszałem jedynie, tu cytuje: „Nie mam czasu z Panem rozmawiać” i połączenie zostało przerwane. Będąc drugim w Polsce największym medium branżowym (biorąc pod uwagę wszelkie statystyki stron i sprzedaży gazet), zostaliśmy – kolokwialnie mówiąc – „olani”.
Oczywiście, powodu po cichu się domyślałem. Przygotowana rok temu przez tego samego organizatora impreza, która była pod naszym patronatem, została przez nas podsumowana tak: „bardzo dobrze, że taka impreza się odbyła. Dobra inicjatywa, szczytny cel, jednak organizacja mizerna. Można jednak nieco przymknąć na to oko, biorąc pod uwagę charytatywny charakter imprezy oraz fakt, że nikt wcześniej w Polsce nie zorganizował takiego eventu”.
W czym problem? W tym, że naszym celem jest pisanie prawdy. Zawsze. To, niestety, rozpętało piekło w komentarzach. W tej sytuacji nie pozostaje nam więc nic innego, jak – mimo że to nie nasza wina – przeprosić Was. Na naszych stronach nie zobaczycie relacji z tych zawodów. Nie wspomnimy również o Tadeuszu Błażusiaku i jego występie. Jest to niekwestionowana gwiazda tej imprezy, ale organizator stwierdził, że nie chce przedstawiać polskiej publiczności mało znanego na naszej ziemi mistrza! Niewątpliwie takie zachowanie „organizatorów” zawodów nie tylko utrudnia nam pracę, ale szkodzi również samym zawodnikom. Być może podczas tego typu imprez pokazałby się kolejny talent sportów motorowych. Tylko co z tego, skoro nikt o nim nie usłyszy, bo mediów, czyli siły napędzającej sponsorów dla młodych zawodników, kibiców (którzy za bilety zapłacą pieniądze) się nie zaprasza.
Takie działanie organizatora to zresztą strzał we własne kolano. Brak promocji imprezy to mniej kibiców i mniejsze wpływy. Takie rzeczy tylko w Polsce! Może ktoś odpowiedzialny za sport motorowy w naszym kraju powinien się zainteresować w końcu tematem i nie powierzać organizacji tak ważnych imprez ludziom, którzy, jak widać, nie potrafią tego robić.
Na koniec, już tak zupełnie szczerze – życzymy organizatorom powodzenia. Mam nadzieję, że brak czasu na akredytację przełoży się tym razem na odpowiednie przygotowanie toru dla zawodników.