Marka Moto Guzzi nie jest w naszym kraju zbyt popularna, co od razu niejako definiuje jej fanów jako osoby lubiące wyróżniać się z tłumu motocyklistów, choć każdy z nich ma przecież inny powód, dla którego jeżdzi tymi włoskimi motocyklami z logiem lecącego orła. Jedni zakochali się w designie tych pięknych motocykli, innych urzekła niepowtarzalna praca wzdłużnych twinów z poprzecznie umieszczonymi cylindrami, tak charakterystycznych dla Moto Guzzi, inni kochają starsze konstrukcje z Mandello del Lario za prostotę konstrukcji, czy za nietuzinkowe rozwiązania techniczne. Pewien Niemiec, z którym rozmawiałem przyznał, że u niego w mieście jest taka tradycja, że wszyscy jeżdżą motocyklami tej marki. Jakiego powodu by nie mieli, wszystkich zaprowadził on do Lasocina, na XX Zlot Moto Guzzi Club Poland.
Przed pensjonatem, który stał się bazą imprezową oraz wypadową do wycieczek po okolicy, zaparkowało 120 maszyn, na których przyjechało przeszło 180 zlotowiczów – fanów i przyjaciół marki Moto Guzzi. Choć oczywiście maszyn z Mandello del Lario była zdecydowana większość (na pewno ponad 100), to trafiło się kilka H-Dków, BMek, Ducatów czy japończyków oraz jedno… Benelli, bo „brama zlotowa” otwarta jest dla wszystkich! Ja przyjechałem najnowszym produktem fabryki położonej nad jeziorem Como, czyli V85TT – pierwszym na świecie klasycznym enduro. Motocykl ten wzbudzał zainteresowanie wszystkich zlotowiczów i po przyjeździe na miejsce długo nie pozwolili mi oni pójść zameldować się w hotelu – tyle cisnęło się im na usta pytań dotyczących jazdy nowym modelem.
Zlot ten to impreza międzynarodowa, na którą oprócz oczywiście Polaków, przyjechała także spora liczba Niemców, Włochów, Czechów oraz Austriaków. Język obowiązujący podczas wieczornej biesiady był językiem ogólno-zrozumiałym dla wszystkich, językiem motocyklowej pasji i miłości do marki Moto Guzzi. Dodatkowo rolę tłumacza przejęło zlotowe piwo oraz inne mocniejsze trunki, które trzeba było jednak miarkować, bo w końcu od rana czekały zaplanowane przez organizatorów atrakcje – czyli zwiedzanie podziemnego miasta oraz zabytkowego kościoła połączone z około dwustukilometrową trasą po krętych, sudecki drogach.
Wieczorem znów biesiada przy ognisku i muzyce na żywo, której nie przerwała nawet gwałtowna, górska burza. Krótka, czerwcowa noc ułatwiła tylko zabawę do białego, oczywiście tańcząc, śpiewając i snując opowieści o modyfikacjach sprzętów – by wycisnąć z nich jeszcze więcej mocy. Mi w pamięć zapadnie rozmowa dwóch zlotowiczów, będących pod mocnym wpływem napojów wyskokowych, w której jeden drugiemu tłumaczył proces wymiany sprzęgła: „A więc tarcza, potem metalowa przekładka, potem tarcza, potem metalowa przekładka i tarcza i metalowa przekładka, ale słuchaj mnie, dajesz tarczę i jeszcze metalową przekładkę…”
W niedzielę, już od 7 rano budziły mnie odgłosy odpalanych maszyn gości z zagranicy, którzy do przejechania mieli ponad 1000 km. Ci, którzy mieli bliżej do domu, zdążyli jeszcze na mszę do pobliskiego kościoła, którą odprawiał jeden z członków Moto Guzzi Club Poland.
XX Zlot Moto Guzzi to impreza niezwykle udana, na którą śmiało można jechać z każdego końca Polski. W przyszłym roku organizacją XXI edycji zajmie się warszawski chapter klubu, a impreza ponoć ma odbywać się gdzieś pod wschodnią granicą. Wpadniecie? Warto!
Więcej o motocyklach Moto Guzzi