Do redakcyjnego laboratorium trafiła druga generacja modelu, oferowana od 2008r. Czy Hayabusa jest żyletką w rękach małego dziecka, a jej kosmiczne osiągi wymagają spisania testamentu przed każdą podróżą?
Dotychczas niewiele wspominaliśmy o jeździe Gladiusem w dwie osoby. Montaż uchwytu na bak podziałał jak katalizator i wzbudził euforię w mojej współtowarzyszce, mającej dosyć jazd Hayabusą.
Nikt nie mówił, że będzie lekko. Redakcyjny Gladius dostał w tym tygodniu dwie misje - ostry wycisk na torze plus monotonię autostrady. Jak poradził sobie tym razem?
Rozkręciliśmy się nieco, a kilka cieplejszych i mniej deszczowych dni pozwoliły nakręcić przebieg redakcyjnym Gladiusem. Aktualnie na zegarze 3776 kilometrów.
W poprzednim raporcie z testu długodystansowego napisaliśmy Wam, że mamy zamiar pojechać Gladiusem do Poznania, na jedną z eliminacji WMMP. Plany się zmieniły; do stolicy Wielkopolski zabierzemy KTMa, natomiast nasze Suzuki dostało misję sprawdzenia wytrzymałości siedzenia kierowcy.
Pierwsze kilometry redakcyjnym Gladiusem już nakręcone. Parszywa pogoda średnio nastrajała do dłuższej turystyki, ale i tak na zegarach za chwilę stuknie dwa tysiące kilometrów.
Do naszego redakcyjnego garażu zawitał nowy motocykl, który tym razem zostanie u nas na dłużej. Na sprawdzenie w długim dystansie wytypowany został Suzuki SFV 650 Gladius.
Nowy V-Strom zaatakował znienacka. W większości przypadków prezentacje modeli mają miejsce podczas największych targów motocyklowych jak Eicma czy Intermot. Tymczasem spece od marketingu Suzuki najpierw rozgrzali nieco atmosferę szkicami i zarysami sylwetki, by po chwili w środku sezonu zaprezentować światu następcę legendarnego DL 650.
Do laboratorium redakcji trafił największy, klasyczny model z oferty Suzuki - Intruder C1800R. Jego zadaniem było uzupełnienie oferty marki i partnerowanie M1800R, powercruiserowi, który już wcześniej ujrzał światło dzienne i u niektórych powodował przyśpieszone bicie serca.
W 1999r do salonów sprzedaży trafił model Suzuki GSX1300R Hayabusa. Motocykl miał dwa zadania: pobić dotychczasową konkurencję w klasie hyper-bike oraz przekroczyć granicę 300km/h jako pierwszy, wielkoseryjnie produkowany motocykl.
Są takie motocykle, które przez wielu motocyklistów zostały zapomniane. Nie dlatego, że czegoś im brakowało, ale po prostu nie pojawiły się na rynku w odpowiednim momencie. Ja do takich motocykli zaliczam Suzuki RF900.
W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych klasa litrowych, sportowych L-Twinów była niezdobywaną twierdzą maszyn ze słonecznej, aczkolwiek głośnej Italii. W 1997 roku w salonach sprzedaży pojawili się samurajowie, mający włamać się i zdobyć wspomnianą warownię. Jednym z nich był bohater naszego artykułu Suzuki TL1000S.