Suzuki Gladius SFV 650 - Motogen.pl

Co roku, przeglądając nowości, wybieram swoich faworytów, na jazdę którymi wprost nie mogę się doczekać. Tuż obok motocykli sportowych moja uwaga kieruje się właśnie na pojazdy uniwersalne, codziennego użytku. To one bowiem znajdują najszerszą grupę odbiorców. Suzuki Gladius wpisuje się dokładnie w tą grupę jako miejski naked bike do codziennej jazdy, trafiając przy tym w niszę, gdzie zdaje się, póki co, nie mieć konkurentów.

Unisex

Wygląd Gladiusa jest mocno kontrowersyjny. Obłe kształty, pastelowe kolory… Czy mi się wydaje, czy przypadkiem osoba zainteresowana kupnem za chwilę będzie dobierała go pod kolor… torebki! Tak, to jest ta nisza, o której wspomniałem. Naprawdę nie przychodzi mi na myśl żaden inny motocykl projektowany po to, aby podobał się zwłaszcza płci pięknej. Choć mi o tym, oczywiście, rozsądzać nie można, to 100% kobiecych opinii na temat wyglądu byłoby na „TAK”. W końcu widok kobiety na motocyklu spowszedniał, a najlepszym tego potwierdzeniem jest rynek ubrań motocyklowych, który szybko zauważył powiększającą się rzeszę klientek i odpowiedział damskimi kolekcjami. Cóż, wszystko fajnie, tyle że ja musiałem szukać coraz to lepszych skrytek na kluczyki przed moją dziewczyną :).

 

Jeżeli chodzi o ogólny wygląd, można się doszukiwać wielu podobieństw do motocykli europejskich, a zwłaszcza Ducati Monstera. Kratownicowa rama, wąska talia i obłe kształty – do tego zdążyli przyzwyczaić nas konstruktorzy z Bolonii.

Geneza

Nie ma co ukrywać, że Suzuki Gladius jest potomkiem znakomitego i lubianego Suzuki SV 650. Lekki, ciekawie wyglądający i niby posiadający mały silniczek pojazd okazał się hitem sprzedaży i prawdziwym generatorem wrażeń z jazdy. Jak się okazuje, do dobrej zabawy wcale nie potrzeba setek koni, a w miejskim gąszczu ciągnąca już od niskich obrotów V-ka sprawdza się dużo lepiej niż nawet najmocniejsza rzędowa czwórka, którą trzeba kręcić aż do „czerwonego”, aby jechała.

Ile SV w SFV?

Silnik z pierwotnej wersji SV trafił do SFV, goszcząc po drodze w turystycznym V-Stromie 650. W Suzuki Gladiusie legitymuje się on mocą 72 KM przy 8400 obr./min i 64 Nm przy 6400 obr./min w stosunku do 72 KM przy 9000 obr./min i 65 Nm przy 7000 obr./min, które pracowały w SV. Żadna różnica? Otóż nie, silnik Gladiusa pracuje dużo łagodniej i spokojniej od swojego starszego brata. Krzywa momentu obrotowego jest mniej poszarpana. Konstruktorzy starali się poprawić moment w niskich i średnich rejestrach. Z ciekawostek technicznych warto wymienić irydowe świece, zapewniające wyższą temperaturę iskry oraz wewnętrzną, niklową powłokę, utwardzoną węglikiem krzemu z domieszką fosforu SCEM (Suzuki Composite Elektrochemical Material). Powłoka SCEM poprawia odprowadzanie ciepła, a także podnosi szczelność i trwałość pierścieni tłokowych. Jest też zmiana in minus. Najprawdopodobniej w celu ograniczenia kosztów produkcji rama Gladiusa wykonana jest ze stalowych rur zespawanych w kratownicę, co jest krokiem wstecz wobec odlewanej z aluminium ramy Suzuki SV 650.

No to do walki

Choć Suzuki Gladius jest gabarytowo małym pojazdem, to, co ciekawe, odpowiednią ilość miejsca znajdzie dla siebie zarówno kierowca, jak i pasażer. Pozycja, jaką zajmujemy, jest wygodna; wszystkie elementy motocykla są ergonomicznie ułożone. Jedynym zaskoczeniem jest cieniutko tapicerowana kanapa, która, przynajmniej na początku, nie przeszkadza. Niestety, po godzinie siedzenia tyłek może powiedzieć dość. Przed nami znajdziemy nieco podobny do tego znanego z Suzuki GSR 600 zestaw zegarów, a na nim wszystko, co potrzeba. Najczytelniejsza z możliwych kombinacji, czyli cyfrowy prędkościomierz i analogowy obrotomierz, jest uzupełniana przez wszelkie podstawowe kontrolki, dwa przebiegi dzienne, funkcję res trip, czyli przebieg od czasu zapalenia się rezerwy oraz przydatny wyświetlacz biegów. Moje zastrzeżenie budzi jedynie zestaw kontrolek po lewej stronie. Nadrukowane na nich symbole są niewidoczne bądź nieczytelne. Niby każdy, kto choć trochę jeździł domyśli się, że zielony to luz, niebieski długie światła etc., ale mimo wszystko zaliczam to jako drobną wadę.

 

Przekazany nam przez Suzuki Motor Poland egzemplarz SFV-a został wyposażony w akcesoryjną końcówkę układu wydechowego Yoshimury, która dumnie chwali się wypalonym logiem Evo Gladius. Trudno więc powiedzieć coś o oryginalnym brzmieniu, ale z tego, co udało nam się dowiedzieć, jak to w dobie coraz bardziej restrykcyjnych norm emisji spalin jest ono… powiedzmy, mało porywające.

 

Natychmiast po ruszeniu pozytywnie nastraja lekkość i zwinność, z jaką ten pojazd pokonuje każdy kilometr. Zarówno sprzęgło, jak i skrzynia biegów nie dają powodów do narzekań – ich praca jest lekka i precyzyjna. Ogólnie motocykle Suzuki zdążyły mnie już przyzwyczaić do tego, że przełączając kolejne przełożenia do uszu nie docierają żadne niepokojące stuki czy trzaski.

 

Silnik SFV-a posiada bardzo równą krzywą momentu i nie boi się przy tym wysokich obrotów. To sprawia, że już po chwili osiągnąć możemy chyba najbardziej optymalną prędkość podróżną na poziomie 140 km/h. Trochę cierpliwości i na wyświetlaczu pojawi się nawet 210 km/h! Jednak, osiągając takie wartości, warto zastanowić się nad układem hamulcowym. Do jego obsługi zdecydowanie nie wystarczą tylko dwa palce. Jeżeli jeszcze postanowimy zabrać ze sobą pasażera, hamowanie wymaga większego zaangażowania z naszej strony, co przy dzisiejszej skuteczności układów hamulcowych było dla mnie sporym rozczarowaniem.

 

Zestaw konwencjonalnego zawieszenia i stalowej ramy sprawdza się bez zarzutu. Trzeba było się mocno natrudzić, aby wprowadzić choć trochę niepokoju w prowadzeniu Suzuki. Pamiętajmy jednak, że nikt Gladiusa nie będzie wykorzystywał do ekstremalnej czy sportowej jazdy. Ja ze swoją masą 73 kilogramów nie miałem problemów z nastawami wstępnego napięcia sprężyny, zawieszenie pracowało pewnie i komfortowo. Specjalnie nadmieniłem o masie kierowcy, ponieważ większe gabarytowo osoby wspominały o konieczności utwardzenia zawieszenia, co nie jest żadnym problemem, bo zarówno przód, jak i tył posiada odpowiednią regulację.

Dziwnostki

Suzuki Gladius posiada kilka cech, które z jednej strony zachwycają, z drugiej rozczarowują. Na pierwszy ogień idzie tylna lampa, która, zamiast technologii diodowej, która jest już na porządku dziennym, świeci standardową żarówką. Trudno powiedzieć w jakim celu podjęto taką decyzję, bo podejrzewam, że różnica kosztów jest znikoma.

 

Kolejna sprawa to brak choćby małego schowka pod siedzeniem. To w połączeniu z plastikowymi nakładkami na zbiornik paliwa, uniemożliwiającymi założenie magnetycznego tankbaga, ogranicza turystyczne zapędy.

 

Kolejną wadą byłby skromny, niespełna 15-litrowy zbiornik paliwa, który, na szczęście, ratuje się dzięki fantastycznemu spalaniu. Nie żałując gazu w miejskich warunkach, Gladius spalił zaledwie 5,2 litra! Podejrzewam, że spokojny przelot na trasie pozwoliłby na zejście poniżej 5 l/100 km.

Podsumowanie

Skąd zatem wziął się tytuł tego testu? Gladius jest naprawdę sympatycznym i łagodnym motocyklem dla początkującego jeźdźca. Choć silnik posiada ponad 70 KM, jego charakterystyka jest przewidywalna i odpowiednia do stawiania swoich pierwszych kroków w jednośladowej karierze. Istnieje jeszcze druga strona medalu: dzięki niskiej odczuwalnej masie i małym gabarytom SFV w rękach bardziej doświadczonego kierowcy staje się prawdziwym pogromcą miasta. Zwinność skutera i właściwości prowadzenia motocykla sprawiają, że przebijanie się przez korki w godzinach szczytu to doskonała zabawa. Jeżeli jesteś facetem, frajda z jazdy jest wystarczająca, aby przymknąć oko na nieco „metroseksualny” wygląd. Jeżeli jesteś kobietą, założę się, że zakochasz się w Suzuki Gladiusie. Na szczęście, miłość ta bardzo nie zrujnuje portfela. Aktualna cena to 26 200 zł.

2 komentarze

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany