Wszystko zaczęło się w 2014 roku, kiedy młody chłopak, Henry Hicks, zginął uciekając przed policją na skradzionym skuterze. Oburzone społeczeństwo Londynu wymusiło na miejscowej policji zaniechanie pościgów za jednośladami, z samej swojej natury bardzo niebezpiecznych dla uciekających. Od tego czasu w brytyjskiej stolicy panuje prawdziwa epidemia kradzieży skuterów i motocykli.
Złodzieje z myślą o późniejszej sprzedaży kradną głównie drogie pojazdy, tańsze wykorzystują do innych przestępstw. Powszechne jest chociażby wyrywanie telefonów komórkowych i torebek nieuważnym przechodniom. Pozbawiona możliwości podążenia za przestępcą policja nie może sobie poradzić z tym procederem. Zaczęto więc szukać niekonwencjonalnych sposobów, rodem z kina akcji klasy B.
Jednym z nich używanie przez policjantów specjalnego, niewidzialnego sprayu, którym mogą spróbować spryskać uciekającego złodzieja, przyłapanego na gorącym uczynku. Substancja przylega do ciała, ubrań oraz skradzionego pojazdu i staje się widoczna dopiero w ultrafiolecie, co w przypadku późniejszego zatrzymania zmusi podejrzanych do odpowiedzenia na kilka niewygodnych pytań. Jest to oczywiście półśrodek, ale jednak jakiś krok do przodu. Naszym zdaniem pobłażliwość władz poszła w tym przypadku za daleko.